Dlaczego zawsze gdy śni nam się coś bardzo miodzio, to wtedy zawsze trzeba się obudzić? Co to za pomylona zależność? Czemu dopiero gdy się sen nie skończy, człowiek dopiero się nie może obudzić? Jejciu, czy ja o za wiele proszę? Nie wydaje mi się, ale jak tak, to komuś się coś przepiętrowało. Serio... co za pomylony świat!
- I czego się drzesz idiotko? - warknęłam.
- Śniadanie zrobiłam! - usłyszałam płaczliwy głos. - Twoje ulubione, więc...
- Zaraz się ruszę, ale weź wyjdź. - poleciłam.
Widziałam te jej ślepia, które ciągle się we mnie wpatrywały wręcz szczenięcym spojrzeniem. Denerwujące... I czemu ona nie ruszy tych czterech liter i nie pójdzie grzecznie do kuchni. Muszę się prosić? No, ale dobra, jak chce tak to będzie miała.
Zaśmiałam się pod nosem, robiąc kilka zamachów na boki. Trochę mi to zajęło, ale w końcu spadłam z łóżka i czołgając się na czworaka, udałam się w kierunku nierozpakowanej torby. Zajęło mi to trochę, bo co chwila się wywalałam, ale co tam. Jestem za bardzo śpiąca, by się tym jakkolwiek przejmować. Później jak zwykle będę marudzić, że mam siniaki...
Kątem oka widziałam jak obserwuje mój każdy ruch i co chwila mrugała powiekami. No i co ona tak podziwia? Jakby nigdy nie widziała zaspanej i leniwej nastolatki, która po pokoju chodzi na czworaka i z ubraniami w zębach, pełza do łazienki, by się ubrać. Co ona z kosmosu się urwała? Ciekawe z jakiej planety... na pewno nie z Wenus. Pewnie z Jowisza. Oczywiście nie obrażając mieszkańców... Chyba nikt nie jest zły? Bo jak tak to przepraszam.
Po ubraniu się i doprowadzenia moich wspaniałych włosów do porządku, udałam się do kuchni, w której zastałam tylko tatę i to coś, co w obcisłym fartuszku latało po kuchni. Mówiłam, że kosmita. Antenek i zielonej mazi na buzi brakuje. Oczywiście zignorowałam jej gadanie na temat tego, że za długo śpię i mojego wycierania podłogi, i usiadłam na przeciwko ojca, który jak zwykle miał wszystko gdzieś i ten swój długi nos miał wciśnięty w gazetę. Serio, kiedyś ją mu zabiorę i trzasnę ją go, po tej jego pustej, zarośniętej na czarno głowie.
- To, co tam zrobiłaś? - spytałam zaspana. - Zupę z ropuch? Żabi tatar? Przysmak kosmity, czyli mózgi ziemian? Karma dla psa w sobie własnym... - przyłożyłam sobie palec do policzka. - Co tam jeszcze było? Aha! Rosół z myszy! Które z nich, a może coś innego, nowego?
- Humorek dopisuje. - podsumowała. - Wiem, że moje zdolności kulinarne nie są jakiś genialne, ale wiesz... staram się. - oznajmiła. - A na śniadanie są dżdżownice w sosie z wątroby.
- Spaghetti. - podsumowałam. - Tylko, że jak już to jest obiad! Na śniadanie ludzie jedzą płatki, kanapki etc. - burknęłam.
- Ale na obiad idziemy do tej twojej koleżanki. - odpowiedziała. - A ja się uczyłam i nie mogłam się doczekać kiedy przygotuję to danie! - pisnęła. - Smacznego. - dodała, stawiając parujące talerze, przy każdym z nas.
- Gdzie młoda?
- Zjadła kanapkę i poszła obejrzeć nową szkołę. - oznajmiła.
Kiwnęłam głową i spojrzałam na talerz. Wydawało się zjadliwe. O dziwo, wszystko wyglądało tak jak powinno, miało swój normalny odcień i... pysznie pachniało. Od razu posmakowałam dania i doznałam szoku! To było smaczne! Cud w mieście, nie gdzie tam, cud światowy! Kosmici potrafią gotować normalne potrawy! Nie nie zmuszę się i jej pogratuluję. Uwaga oddech i...
- Wreszcie nauczyłaś się gotować. - przerwałam ciszę, a macocha spojrzała na mnie pytająco. - No dobre jest, gratuluję. - wybąkałam, a w tym samym momencie, blondynka zakrztusiła się jedzeniem. Zresztą, tata też... - No co?
- Po raz pierwszy powiedziałaś do mnie coś miłego. - odpowiedziała.
- Jestem dumny. - dodał ojciec.
- Nie przyzwyczajać się! - warknęłam i powróciłam do jedzenia.
Widziałam jak ojciec się zaśmiał pod nosem i gdy zjadł, wrócił do czytania tej swojej gazetki. Boże, czemu on nie może z nami porozmawiać, tak jak to robiła mama? Wspólne posiłki zabierały nam około godziny, bo ciągle rozmawialiśmy i nie było czasu na jedzenie. Stare, dobre czasy, gdy ojciec sam zaczynał jakiś lekki temat do rozmowy. Chociażby zwykłe pytanie o dzień, noc i tej niezastąpionej pogodzie.
Westchnęłam i skończywszy jedzenie, udałam się w kierunku drzwi wyjściowych, gdzie ubrałam buty i wrzuciłam do torebki, wcześniej przygotowany portfel, telefon oraz kilka przewodników. W końcu muszę odebrać mundurek i obejrzeć szkołę, do której mam teraz uczęszczać. Może później obejrzę okolicę i znajdę jakąś pracę. Wiem, że mój tata dobrze żyje, ale nic nie chce dać mamie, która jest teraz w bardzo trudnej sytuacji. Skoro tata nie chce pomóc, ja to zrobię. Zresztą i tak mi się w domu nudzi.
Jak się okazało, do mojej szkoły o bardzo wymyślniej nazwie Liceum Konoha, miałam niecałe dwadzieścia minut wolnym tempem chodu. Nie jest tak źle, ale coś mi się zdaje, że dość często będę się spóźniać na pierwszą lekcję. No trudno - taki los. A może będą jakieś wyjątki i przyjdę na czas? W starej szkole, jak się nie spóźniłam, to nauczyciele ogłaszali święto narodowe. No po prostu świetnie...
No i oto jestem na miejscu. Nawet ładnie, ale przez to zwyczajnie. Wielki dziedziniec z fontanną na środku i idealnie przyciętym trawnikiem, a do tego pełno różnych drzew, ale większość to wiśnie. Mimo to, że wszystkie szkoły, do których chodziłam były takie, to i tak się uśmiechnęłam. Budynek miał wielkie okna i białe ściany. No nic, trzeba udać się do dyrektorki. Słyszałam, że jest trochę... nadpobudliwa. Jakaś odmiana.
Oczywiście się zgubiłam i musiałam prosić woźnego o pomoc w odnalezieniu prawidłowej drogi. I tak oto znalazłam się przed drzwiami z ciemnej szyby. Zapukałam, a po chwili otworzyła mi średniej wielkości kobieta o czarnych włosach. Dłonią wskazała gabinet, do którego się udałam.
- Arisawa Lisa? - usłyszałam stonowany głos dyrektorki.
- Tak. - odpowiedziałam.
No chyba nie święty mikołaj, nie? Brody w sumie nie mam, nie jestem też gruba...
Zerknęłam na nią i usiadłam na przeciwko niej. Blond włosy opadały lekko na ramiona i strasznie duży biust. Boże, ile on ma w obwodzie? Musi być jej ciężko go nosić, bo pewnie nie waży z dwa kilogramy. Widziałam jak wlepia swoje brązowe oczy we mnie, stukając czerwonymi paznokciami o blat ciemnego biurka.
- Umieściłam cię w klasie 2 B. - powiedziała. - Twoim wychowawcą będzie pan Hatake. Twój mundurek odbierzesz przy wyjściu. - uśmiechnęła się. - Wyznaczyłam dwie osoby z twojej przyszłej klasy, by oprowadziły cię po szkole. Z tego co słyszałam, to już są. Coś jeszcze?
- Pytań nie mam. Z regulaminem się zapoznałam... - oznajmiłam. - Plan lekcji.
- Ah tak. - klasnęła w ręce i podała mi kartkę.
- Dziękuję i do zobaczenia. - oznajmiłam i wyszłam.
W sekretariacie odebrałam torbę z moim mundurkiem i wyszłam za drzwi, gdzie mięli czekać moi przewodnicy. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do dwójki stojących chłopaków, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem.
- To ty jesteś ta nowa? - spytał blondyn.
- Zamknij się młotku. - warknął brunet. - Może byś się tak najpierw przedstawił... - westchnął i wyciągnął dłoń w moim kierunku. - Uchiha Sasuke.
Odwzajemniłam gest, podając moje dane osobowe, po czym mu się przyjrzałam. Wysoki, choć nie jakiś tam olbrzym z bladą karnacją i czarnymi włosami oraz oczyma. Wyglądał dość poważnie, choć jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, oprócz sztucznego uśmiechu.
- Uzumaki Naruto! - krzyknął blondyn i mocno ścisnął moją dłoń.
Jęknęłam, czując lekki ból, co on zauważył i lekko speszony, odsunął się, drapiąc w tył głowy. Mimowolnie się uśmiechnęłam na widok jego ogromnego uśmiechu i radosnych, błękitnych oczek. Był równie wysoki jak Sasuke, ale jego karnacja była znacznie ciemniejsza i miał kreski na policzkach, co sprawiało, że wyglądał jak jakiś niewyczesany kot. Naprawdę, mógłby kiedyś użyć szczotki do włosów. Obsługa wcale nie jest taka trudna...
- To jak, skąd jesteś? - spytał Naruto, podczas zwiedzania.
- Z Tokio. - odparłam. - Właściwie z Kioto, ale ojciec często się przeprowadza, więc tak właściwie jak ktoś mnie pyta, skąd jestem, to za bardzo nie wiem, co odpowiedzieć. - wyznałam.
- W wielu miejscach byłaś, co? Zazdroszczę ci. - przyznał.
- Wątpię. - westchnęłam. - Nie zdążysz z nikim się zaprzyjaźnić, zadomowić, a już trzeba wyjeżdżać w kolejne dziwne miejsce i zaczynać wszystko od nowa. To strasznie męczące.
- Współczuję. - odparł brunet. - Arisawa Nano - san, to przypadkiem nie jakaś twoja rodzina?
- Mama. - uśmiechnęłam się. - Uczy angielskiego w jakiejś szkole publicznej. Znasz ją?
- Uczy mojego kuzyna. - powiedział. - Była u nas kilka razy właśnie w jego sprawie. Całkiem fajna, chociaż strasznie szczera i bezpośrednia. - zaśmiał się.
- No! - odezwał się blondyn. - Od razu powiedziała, że jestem niemądrym błaznem! - załkał.
- Wiele się nie myliła. - dodał pod nosem Sasuke.
Zaśmiałam się. Coś mi się zdaje, że nie będę miała problemu z zaaklimatyzowaniem się w tej klasie. Bynajmniej znam już dwójkę osób z niej. Może w końcu zaakceptują taką dziwaczkę jak ja i nie będą się z niej śmiać na każdym możliwym kroku? W sumie teraz umiem odpyskować, nie to co w podstawówce, czy gimnazjum.
Po około czterdziestu minutach skończyliśmy zwiedzanie i dowiedziałam się wiele ciekawych rzeczach o nauczycielach, których nie miałam okazji poznać. Na przykład, nasz wychowawca jest bardzo leniwy i spóźnialski, więc rzadko kiedy mamy godzinę wychowawczą, czy też historię, której uczy. Następny jest nauczyciel biologi. Zapomniałam imienia, ale wiem, że wołają na niego Ero - sensei. Tak jak sama nazwa wskazuje, jest to zboczony, stary facet. Zapamiętałam jeszcze nadpobudliwych nauczycieli w-f i zadowoloną z życia plastyczkę, która podobno też uczy muzyki, a według Naruto, można wyjść z lekcji przez okno, a ona nic nie powie. ( Przykład z mojej lekcji plastyki - dop. aut.) Czyli ogółem, będzie ciekawie.
Po wyjściu dowiedziałam się, że kilka domów ode mnie mieszka Naruto, a na przeciw niego Sasuke. Nie wiedzieć czemu mnie to ucieszyło. Może pierwszy raz w życiu będę miała z kim chodzić do szkoły?
Pożegnałam się z nimi i udałam się na poszukiwanie pracy. Po dwóch godzinach poszukiwań byłam już totalnie zmęczona, ale postanowiłam zajrzeć do biblioteki uniwersyteckiej, która znajdowała się po drugiej stronie parku. W sumie lubię książki i znam od groma tytułów, ale na samą myśl, że będę musiała się użerać z bandą dorosłych analfabetów mnie lekko irytowała, ale no cóż. Raz się żyje.
O dziwo zostałam przyjęta, co mnie bardzo uszczęśliwiło. Mam pracować w piątki, sobotę i niedzielę. Nawet mi się to podobało. Podziękowałam serdecznie, a starsza kobieta oprowadziła mnie po dość dużym budynku, co jakiś czas napominając do moich obowiązków. Wyjaśniła również, że mam się strzec przełożonej, czuli jej siostry. Niesetny nie powiedziała dlaczego. No nic, okaże się za tydzień.
Po tym męczącym wydarzeniu, prawie zapomniałam, że mam być u Tayuyi na obiedzie. Spojrzałam na zegarek i zniesmaczona stwierdziłam, że mam tylko pół godziny. Pobiegłam więc szybko do domu, wzięłam prysznic i się przebrałam w szarą koszulkę i czarne jeansy. Do tego założyłam zwykłe trampki i jakiś sweter, po czym wraz z rodziną i kosmitką udaliśmy się do jej domu.
Oczywiście, że się spóźniliśmy, ale nie jakoś specjalni. Dziesięć minut. Szybko więc podeszliśmy do drzwi, a ja po chwili zapukałam, ale nikt mnie chyba nie słyszał. |
- I nie wychodzić mi z pokoi na krok! - usłyszeliśmy wrzask mojej przyjaciółki. - Sasori zostaw te lalki, a ty Deidara odejdź od kuchenki! Jeszcze nam dom wysadzisz! Porąbało cię? - zaśmiałam się słysząc to wszystko i poczekałam, aż upora się z "problemem". - Hidan, bierz te brudne łabska, bo zdzielę z patelni! - zagroziło, a wszystko ucichło. - Dobre dzieci.
Ponownie zapukałam, mając nadzieję, że tym razem usłyszy. Nie myliłam się, bo stanęła przed nami za kilka minut i wpuściła do domu, kierując nas do jadalni. Usiedliśmy w ciszy, a ja spojrzałam na schody. Coś pomarańczowego i żółtego mi tam mrugnęło, ale to zignorowałam, widząc przyjaciółkę z wielkim talerzem przysmaków.
Podziękowaliśmy i zabraliśmy się za jedzenie. Było przepyszne. W sumie jej mama była wyśmienitą kucharką, nie to co ja czy macocha. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy, więc czas bardzo szybko nam minął, choć miałam wrażenie, że coś nas obserwuję. W końcu usłyszeliśmy czyiś krzyk i wielki łomot, a na końcu ktoś spadł ze schodów. Widziała tylko czarne włosy, oczy i pomarańczową maskę na usta.
- Tobi! - warknęła Tayuya i podbiegła do chłopaka, czy też mężczyzny. - Nic ci nie jest? Co się stało? - spytała.
- Tobi to dobry chłopiec. - wybełkotał.
- Choć na górę. - pomogła mu wstać. - Poczekacie państwo trochę? - spytała i wraz z nim udałą się na górne piętro.
Słyszeliśmy wrzaski i krzyki dochodzące z górki, które należały głównie do Tayuyi. Ciekawe co się tam stało. Biedulka, sobie gardło zedrze. Współczuję jej i tym, na których krzyczy, choć na pewno nie robi tego bez powodu. Chociaż...
- Jeszcze raz przepraszam. - powiedziała, schodząc ze schodów.
- Kto to? - spytałam z lekkim uśmiechem.
- Kuzyn Itachi'ego. - odpowiedziała. - Jest teraz pod naszą opieką. Wiecie, on jest umysłowo chory i zatrzymał się na rozwoju pięciolatka, choć czasami potrafi logicznie myśleć. - wyjaśniła.
Kiwnęliśmy głowami nie zadając więcej pytań. To w cale nie było potrzebne. Po za tym zrobiło się już dość późno i ojciec stwierdził, że ma dużo pracy, więc powinniśmy już iść. Bez marudzenia wstaliśmy i pożegnaliśmy się z zirytowaną poprzednim wydarzeniem dziewczyną. Po wyjściu słyszałam jak woła wszystkich do salonu, a że jestem bardzo ciekawska, to oczywiście wymigałam się rodzinie, że coś zostawiłam i przyjdę pieszo, a udałam się do oka.
Widziałam jak siada zła na kanapie i zakłada nogę na nogę. Uśmiechnęłam się lekko, a po chwili czwórka mężczyzn stanęła na przeciwko nich. Zapanowała cisza, a ona po chwili wybuchła. Dokładnie nie słyszałam co takiego mówiła, ale nie używała przy tym jakiegoś wyszukanego słownictwa. Gdy już skończyła głos zabrał blondyn, który coś pokazywał rękoma, ale dostał z gazety po głowie. Następnie dołączył do niego rudy, a później siwowłosy, ale oni skończyli podobnie jak ich przyjaciel.
W końcu znudziło mi się patrzeć jak się na nich wydziera i bije wszystkim co możliwe. Westchnęłam i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku mojego domu, myśląc, co jutro mogłabym robić. W sumie po jutrze zaczynam szkołę, więc warto by się jakoś przygotować, przejrzeć książki, nauczyć się chodzić w nowym mundurku, ewentualnie poczytać jakąś książkę czy mangę, podenerwować tą kosmitkę. Czy o czym jeszcze zapomniałam? Ah tak, jutro mam się ścigać z Kiriko. No może to przełożymy na inny termin. Choć wątpię, by się zgodziła... Czyli jutro mam wypełniony grafik. No po prostu miodzio...
Westchnęłam i spojrzałam na niebo. Gwieździste i zimne, niemalże czułam ten chłód na sobie. Sama nie wiem co to powodowało, może po raz pierwszy się czegoś bałam? Nie to raczej nie to. Pewnie to zmęczenie moim obecnym życiem. Potrzebowałam jakiejś zmiany, ale jakiej?
Uśmiechnęłam się widząc, że znajduję się w parku. Cieszyłam się z tego, ponieważ mogłam spokojnie pomyśleć i nikt mi tego nie zabroni. No może nie jest tu jakoś strasznie cicho, ale wiadomo. Ludzie przychodzą z pracy i kierują się do swojego domu, by wspólnie spędzić pozostały czas z rodziną.
Ułożyłam się wygonie na zielonej, już lekko splamionej niebieskością, przez wieczór. Spojrzałam na gwiazdy i zaczęłam rozmyślać jakiej ja to zmiany potrzebuję. Zmiana koloru włosów, czy też stylu często przychodziła mi do głowy, ale nie wiadomo jakbym wyglądała z rudą czy blond szopą na głowie. Zmiana stylu też była dobrym rozwiązaniem, ale ja lubiłam mój sposób ubierania się. Więc co? Charakteru nawet nie próbuję zmieniać, bo to i tak by nic nie dało. Może przytyję? Nie, ludzie będą mnie od świń czy innych wyzywać, a tego nie chcę. W sumie każdy jest inny i ja nie rozumiem, jak można "psy wieszać" na kimś kto na przykład ma nadwagę, czy otyłość. Takie osoby są czasami bardziej miłe i sympatyczne od tych chudych patyków.
Westchnęłam nie mając pomysłu na cokolwiek, co mogłoby odmienić moje życie, które stawało się coraz bardziej nudne i męczące. Oczywiście, że przez to nie popełnię samobójstwa. Nienawidzę takich osób, bo to zwykli tchórze. Jeżeli sobie z czymś nie radzisz to po prostu trzeba o tym porozmawiać i tyle. Raczej proste. Obiecałam sobie, że nigdy, ale prze nigdy nie pójdę na pogrzeb samobójcy, Ble...
- Tej, marzycielko! - usłyszałam znajomy głos.
Zdziwiona podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził głos. Pierwsze co zobaczyła to czarne bojówki i białą koszulkę, ukazującą lekki zarys mięśni. Później blond włosy i uśmiechniętą twarz oraz niebieskie oczy.
- Czego? - warknęłam.
- Podglądanie się znudziło? - spytał i usiadł obok mnie.
- No... - przyznałam. - Ile można się patrzeć jak moja przyjaciółka was leje. Nuuuda! - dodałam z lekkim uśmiechem.
- Tayuya jest straszna! - przyznał, a ja się zaśmiałam. - Mimo to znam ją od dzieciństwa.
- Ano, mówiła mi o tobie. - wyszczerzyłam się. - Podobno nie jesteś zbytnio rozgarnięty...
- Jestem! - zaprzeczył. - Po prostu nie lubię się czymś martwić i wiecznie się przejmować. Życie mnie nauczyło, że nie warto. Tylko się czas traci. Trzeba się uśmiechać.
- Gdyby to było takie proste. - burknęłam. - Szkoła, dom, problemy... Nie da się wiecznie uśmiechać! - powiedziałam, patrząc na niego.
- Jasne, że nie. Chodzi o to, by się zdystansować do niektórych spraw. Jeśli coś nas za bardzo nie dotyczy, to po co się tym przejmować i płakać w kącie? To bez sensu...
Chciałam coś powiedzieć, ale zdałam sobie sprawę, że nie wygram z nim w tej dyskusji. Wyciągał zbyt ciężkie argumenty, bym jakkolwiek mogła je przebyć, a wysilać mi się też nie chciało. Po co, co?
Później nie wiedzieć czemu, zaczęliśmy rozmowę na bardziej luźne tematy, przez to, co jakiś czas wybuchaliśmy gromkim śmiechem. Naprawdę nie sądziłam, że będzie mi się z kimś nowo poznanym tak dobrze rozmawiać.
Dopiero po dłuższym czasie, przypomniałam sobie, że muszę iść do domu. Przeprosiłam go i biegiem ruszyłam do domu. Oczywiście tam dostałam niezłe kazanie, miodzio. Na szczęście odbyło się bez jakiś kar czy czegoś takiego, ale i tak mi popsuli humor. Przecież jestem prawie dorosła, no! I jeszcze ta kosmitka włączyła się do dyskusji. No myślałam, że zabije gada patelnią... Nienawidzę jej...
~*~
No, oto drugi rozdział. Jak się podoba?
Dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że podglądacze w końcu się wysilą i skomentują...
Do następnej!
Rozdział super :D mi się bardzo podoba czekam na następną notkę ;P
OdpowiedzUsuń1.Witam. Mam nadzieję, że lubisz długie i szczere komentarze. Muszę go podzielić na części, ponieważ całości Blogspot nie akceptuje.
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twój blog na Spisie FF o Naruto, a podany przez Ciebie opis wyjątkowo zachęcił mnie do czytania. Spotykałam się już z opowiadaniami o tematyce "Naruto", których akcja działa się we współczesnym świecie, jednak bardzo trudno jest trafić na coś wartego przeczytania w całości. O wszystkim przeważyła jednak moja ogromna sympatia do Deidary.
Ładny, dziewczęcy i subtelny szablon utwierdził mnie w przekonaniu, że będzie to jedno z tych lekkich, przyjemnych do czytania opowiadań, do których zdarza mi się mieć słabość. Przechodząc do rzeczy...
Technicznie podoba mi się Twój sposób pisania. Nie robisz większych błędów, dopatrzyłam się paru literówek, ale komu się one czasem nie zdarzają? Długość notek również jest dla mnie zadowalająca, ponieważ daje mi szansę na wczucie się w czytany tekst. W tekście są zarówno opisy, jak i dialogi, wszystko po trochę, w odpowiednich ilościach. Jedyne, co wyprowadzało mnie z równowagi to powtarzające się po kilka razy na rozdział słowo "miodzio". O tyle, o ile w prologu co najmniej trzykrotnie pojawiło się powiedzonko o miodzie, orzeszkach i majonezie, czy innym produkcie spożywczym, o tyle później skupiłaś się tylko na jednym z tych słów. Tego typu zwroty kojarzą mi się głównie z pięćdziesięcioletnimi kobietami; brakuje tylko, by główna bohaterka zwróciła się do kogoś per "złotko".
Gdy zaczynałam czytać Twoje opowiadanie spodziewałam się czegoś w guście lekkiego romansu, jednak to, co zastałam bardzo odbiegało od moich oczekiwań. Sam Deidara pojawił się w zaledwie dwóch, trzech wątkach i nie odgrywał większej roli. Fabuła skupiona jest głównie na życiu Lisy i jej kłótniach z macochą. Rozumiem, że pierwotnie Riruka miała być osobą denerwującą, wzbudzającą niechęć u czytelników, niestety to, co ja odczułam, było kompletnie odwrotne. Macocha, choć nieco przygłupia i raczej bezmyślna, jest jedyną dorosłą osobą w domu, która interesuje się i troszczy o Lisę. Mimo że rzadko kiedy jej to wychodzi, stara się zastąpić jej matkę, co widać w tych prostych gestach, jak zwracanie się do głównej bohaterki w miły sposób, czy próby gotowania dla rodziny. Będąc szczerym, to ona wzbudziła moją sympatię bardziej, aniżeli Lisa, która zachowuje się jak zwykła, rozpieszczona gówniara. Inaczej tego nazwać się nie da. Pomijając już absolutnie bezpodstawną nienawiść do macochy, dziewczyna próbuje na każdym kroku dopiekać jej swoimi jakże ciętymi ripostami, przez co jest nieznośnie irytująca i w żadnym wypadku nie błyskotliwa. Na całe szczęście, Riruka ma dość oleju w głowie, by nie zawracać sobie głowy takimi dziecinnymi docinkami, jak nazywanie jej kosmitką. Lisa, mimo swojego wieku zachowuje się wręcz prostacko, a jej próby ubliżania kobiecie są po prostu śmieszne, co sprawiło, że przestałam ją lubić już w połowie prologu. Swoim zachowaniem przypomina buntującego się gimnazjalistę, który sprzeciwia się wszystkiemu "bo tak".
2.Im dalej, tym gorzej. Doszłam do wniosku, że gdzieś w głębi Ciebie siedzi niespełniona feministka, ponieważ absolutnie wszystkie męskie postacie w tym opowiadaniu nie odgrywają większej roli i są czyimś cieniem, lub popychadłem. Począwszy od ojca, który nijak nie reaguje na to, co dzieje się w domu (awantury, wyzwiska, celowe trzaskanie się po twarzy drzwiami, serio?) i jego jedyną rolą jest zarabianie pieniędzy, aby jego rodzina żyła w pięknym, drogim domu. Ilość Deidary jest tu wręcz niezauważalna, mimo że to on najpewniej miał być jedną z pierwszoplanowych postaci. Oprócz tego, że odgrywa on rolę wręcz epizodyczną i gdyby nie opis bloga na Spisie, w ogóle nie wiedziałabym, że jego obecność tutaj ma jakiekolwiek znaczenie, jest on potwornie bezkształny. Nie będę się przyczepiać do tego, że bohaterka początkowo pomyliła go z kobietą, ponieważ jestem jedną z niewielu osób, które od razu wiedziały, iż jest on mężczyzną, a moje zdenerwowanie tą sytuacją wynika tylko i wyłącznie z tego powodu, że jest on dla mnie zbyt męskim bohaterem, by dało się go mylić z płcią piękną. Już przy pierwszym spotkaniu Deidara okazał się być obrzydliwie uległy, a główna bohaterka (po raz kolejny) bezpodstawnie złośliwa i pokazująca jaka-to-ona-nie-jest. Pisanie Fanfiction polega głównie na tym, by zachować chociaż część charakteru oryginalnych postaci. Gdy jednak pozostają po nich jedynie imiona, a cała reszta kreowana jest przez Ciebie, nieco mija się to z celem. W takim wypadku o wiele lepiej byłoby napisać własne, autorskie opowiadanie. Wracając do tematu mężczyzn, nie jestem w stanie uwierzyć, że dla kogoś takiego, jak Deidara, czyli szalonego, pragnącego wrażeń i przygód, momentami niebezpiecznego i lubiącego władzę nad sytuacją osobnika, wystarczyła groźba nastoletniej dziewczynki, by ten autentycznie się przestraszył i uciekł. Kolejnym poniżającym dla męskiej części opowiadania momentem, była scena po kolacji u Tayuyi. Chłopcom brakuje tylko obróżek na szyjach i smyczy, już dziewczyna sama zrobi sobie bacik z tego, co jej się nawinie. Wszyscy słuchają się jej jak w wojsku, wypełniają polecenia i posłusznie przyjmują kary. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że jakikolwiek człowiek, niezależnie od tego, czy to mężczyzna, czy kobieta, chciałby być w ten sposób traktowany i zgadzałby się na to. Możliwe, że zwracam na to aż taką uwagę, ponieważ kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości byli to członkowie Akatsuki. Organizacji przestępczej, dla których śmierć i mordowanie były codziennością. Naturalnie nie musisz tu umieszczać jakiś krwawych scen mordu, jednak, jak już wspomniałam, warto byłoby zachować charaktery.
OdpowiedzUsuńPod koniec drugiego rozdziału zachowanie Lisy znów wywołało u mnie powiedzeniowy facepalm. Przenosząc się do nowej szkoły, raczej każdy, komu choć trochę zależy na dobrych ocenach, czy stosunkach z innymi, wolałby przynajmniej udawać miłego, zwłaszcza dla pracowników placówki. Tymczasem bohaterka wkracza do akcji i jak gdyby nigdy nic, zaczyna wydawać rozkazy ("- Pytań nie mam. Z regulaminem się zapoznałam... - oznajmiłam. - Plan lekcji."). Poczucie wyższości nie odstępuje jej na krok, jednak warto pamiętać, że idąc z wysoko zadartą głową, można łatwo wdepnąć w gówno.
3.Już prawie koniec. Pomimo negatywów, o których wspomniałam, historia wydaje się mieć potencjał, wystarczy jedynie, że nieco nad nią popracujesz i zastanowisz się o czym tak naprawdę chcesz pisać. Radziłabym również przeprowadzić na charakterze bohaterki jakąś metamorfozę, tak jak wspominała o tym w powyższym rozdziale, jeśli nie chcesz, by więcej czytelników ją znienawidziło. Dobrą sytuacją do wprowadzenia większej roli Deidary była sytuacja w parku, a konkretniej wieczorna rozmowa. Nareszcie czytelnicy mieli okazję poznać nieco jego pogląd na świat i część charakteru. Niemniej, uważam, że z tamtego fragmentu dało się wycisnąć trochę więcej, odrobinę bardziej go przedstawić, skoro ma odgrywać znaczącą rolę w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńZamierzam czytać dalej, ponieważ, jak już mówiłam, piszesz bardzo fajnie i gdybyś popracowała nad tym opowiadaniem nieco bardziej, mogłoby być ono naprawdę świetne.
W razie skarg i zażaleń możesz mnie znaleźć tu: http://niepokonana.wordpress.com/
Pozdrawiam i życzę weny.
Trzy razy slowo 'miodzio' na jeden rozdzial! xD
OdpowiedzUsuńKurna ale Lisa wredna.. ja w sumie lubie Riruke, nie kumam tej niecheci. Jakby jeszcze byla jakas wredna, egoistyczna suka to ok, ale jest w sumie mila i troszczy sie o Lise..
Fajny Dei *.*
Pozrawiam, buziaki ;3
Błędów sporo.
OdpowiedzUsuńGłównie powtarzały się słowa
*Trochę mi to zajęło
*i
*kosmitka
*Zmiana
Jak Lisa witała się z Sasuke zrobiłaś za duży odstęp między akapitami..
Ułożyłam się wygonie na zielonej, już lekko splamionej niebieskością, przez wieczór(chyba trawie Ci chodziło)
Później nie wiedzieć czemu, ( Nie wiedząc czemu)
- Tej, marzycielko! - usłyszałam znajomy głos. (Chyba Hej, marzycielko)
udałam się do oka (chyba do okna bo ma tam podglądać)
Po co, co? WTF?! Co to za zdanie? Zwykłe po co by wystarczyło.
I jak była w sekretariacie nagle zmieniłaś czcionkę (dokładnie jak wychodziła)
Co do opowiadania:
Hm.. Po co ona idzie do pracy?1 Dobra, rozumiem problemy z mamą, skąpy ojciec, ale po co do pracy? Nie go poprosić może o większe kieszonkowe czy co?
Mało Deidary :<
Ale Tobi był :>
Naruciak i Sasuke! Będą razem chodzić do klasy! Yey. Uwielbiam ich. I Uzumaki się czesze chyba.
Tayuya wymiata xD
Kosmici umieją gotować? SZOK!
To chyba tyle.. Dzisiaj pisze na kompie, więc komentarz ma trochę inną formę xD Rozdział ogólnie bardzo mi się podoba..
Tylko jedno "ale". Jak wchodzę na telefon jest inny szablon, a jak na kompa inny :( Spróbuj coś z tym zrobić. Może wgraj jeszcze raz :). Kończę. Dużo weny i czasu życzę. Pozdrawiam :3
PS. Kiedy notka na Woli Ognia? Dość długo jej nie ma, ale jeśli nie masz czasu to nic :) Poczekam :3
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńNo i poczytane. Musisz wybaczyć, ale komentarz nie bedzie wyczerpujący. Otoz późna godzina robi swoje ^^
OdpowiedzUsuńNajpierw powiem minusy później plusy.
- często używasz słowa miodzio, chociaż powoli sie ogarniasz i dobrze XD
- mało dei'a jak na razie
- i błędy, ale kto ich nie robi ;]
+ DEIDARA <3333333
+ ładnie wszystko przedstwione
+ długie rozdziały
+ czasem zachowanie bohaterki co do jej macochy XD
No coż masz nową czytelniczke ^^
Właśnie,zgodzę się z poprzedniczką:za często słowo "miodzio" tu występuje,i wyłapałam parę literówek,ale generalnie jest OK.Sam rozdział jest świetny ^^.
OdpowiedzUsuń