Siedziałam w samochodzie, na bardzo miękkich fotelach. Miałam bardzo ładne widoki okolicznych lasów, miast i wód. Czasami czułam się jak w niebie, ale oczywiście musiał pojawić się taki mały szczegół... Otóż na siedzeniu pasażera zasiadła nasza kochana kosmitka i na nasze nieszczęście, wzięła ze sobą pokaźny stos czasopism mody. Siedziała po turecku i jedno szczęście, że miała spodnie i dość długą, białą bluzkę, ale mniejsza o jej ubiór. Co kilka minut piszczała jakby ją chciano zgwałcić i podskakiwała na siedzeniu jak oparzona. A sprawcą tego były nowe kolekcje i pokaźne przeceny. Myślałam, że zaraz jej coś powiem na ten temat, ale obiecałam tacie, że nie będę się z nią kłócić... w samochodzie.
Przyglądałam się jej z zaciekawieniem, aż w końcu obróciła ten swój wielki łeb, na którym miała słomiany kapelusz, który Bóg wie skąd wytrzasnęła. Zdziwiło mnie to, że nie miała na sobie kilogramowej tapety. Oczy delikatnie podkreślone i pomalowane, a usta maźnięte fioletowym błyszczykiem. Zaciekawiło mnie jedno - gdzie podziały się jej blond kudły? Może schowała je pod kapelusz, albo zaczęły wypadać... Może kosmici jednak się nade mną użalili i postanowili skrócić moje męki? Miodzio...
- Długo jeszcze? - ciszę przerwała moja siostra, która ze znużeniem wpatrywała się w swoje kolana.
- Już dojeżdżamy. - odpowiedziała blondynka i z uśmiechem wskazała na zabudowania niedaleko nas.
Uśmiechnęłam się lekko, widząc bardzo ładny krajobraz. Nie mogłam się już doczekać momentu gdy zobaczę nowy dom i pozwolą mi zwiedzić otoczenie. Konoha nie wygląda na ogromne miasto, ale takie średniej wielkości. Mimo wszytko wolę takie miejscowości od zatłoczonych i śmierdzących wielkich miast... Choć jak komuś to nie przeszkadza to proszę bardzo.
Swój wzrok przeniosłam na śpiącą do tej pory Tayuyę. Tej to chyba słoń nie obudzi. Jak ona mogła spać, gdy ta kosmitka wydzierała się na całe gardło? I czemu ja tak nie mogę? Przynajmniej nie siedziałabym nasłuchując jej głosów podniecenia badziewną torebką o kolorze świńskiego różu z tandetnym czymś dyndającym... No proszę was... Ale wracając do mojej przyjaciółki. Trzeba ją jakoś obudzić, tylko jak? Do było bardzo dobre i poważne pytanie. Podrapałam się po głowie jak to miałam w zwyczaju i pstryknęłam palcami, wpadając na świetny pomysł. A mianowicie zrobiłam coś bardzo zakazanego... Nachyliłam się i powolnie podciągnęłam jej czarną koszulkę z czaszką zawieszoną na mikrofonie, a następnie zimnymi dłońmi dotknęłam jej wcięcia w tali.
- Zabiję zboczeńca! - warknęła, natychmiastowo się zrywając.
Zaśmiałam się cicho, a ona spiorunowała mnie wzrokiem, poprawiając bluzkę. Po chwili ożywiona zaczęła się rozglądać po otoczeniu i z uśmiechem pokiwała jakiejś blond dziewczynie, którą mijaliśmy. W sumie to dziwiłam się, że miała na sobie męskie ciuchy, ale no przecież każdy może nosić to, co mu się podoba, prawda?
- To tutaj. - powiedziała w końcu, a mój tata zatrzymał się. - Dziękuję bardzo za podwózkę. W ramach podziękowań jutro zapraszam do mojego domu. - powiedziała, wysiadając z samochodu i idąc do bagażnika. - Nie przyjmuję odmówień. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- No dobrze. - zaśmiał się ojciec. - To, o której? -spytał.
- Około piętnastej. - odpowiedziała, zamykając klapę i podchodząc do drzwi. - Oczywiście jeśli panu pasuje. Przygotuję z bratem obiad i może jakiś deser też będzie.
- Na pewno będziemy. - odpowiedział po namyśle.
Wymienili jeszcze ze sobą uprzejmości i w końcu czerwonowłosa udała się do średniej wielkości domku w stylu angielskim i będąc przy drzwiach, pomachała nam i weszła.
Po jakiś pięciu minutach dojechaliśmy na miejsce i z otworzoną buziom, wysiadłam. Zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy, ale to nie był sen. Stałam na przeciw cudownego, wielkiego domu w stylu dworkowym, tradycyjnym (KLIK). Miał piękne, białe ściany i grafitowy dach oraz piękny trawnik. W szybkim tempie wyciągnęłam moje walizki i pobiegłam oglądać resztę domu. Otworzyłam drzwi i zamurowało mnie. Jeszcze czegoś tak pięknego nie widziałam. Ściany w kolorach brązu i beżu, a podłogi sosnowe. Było tutaj jak w niebie. Dostrzegłam nawet kominek w salonie i stary, angielski zegar. Z ciekawością spytałam się, który to mój pokój, a ojciec wskazał na beżowe drzwi, do których od razu pobiegłam. Zamrugałam kilka razy i weszłam do środka. Piękne, brązowe ściany, puchaty dywan i ciemne panele. Wielkie okno z wyjściem na ogrodzony taras na przeciw drzwi. Z prawej strony stałą wielka szafa i toaletka. Równolegle kilka regałów z książkami. Po lewej biurko, a na przeciw niego, kilka metrów dalej, wielkie, dwuosobowe łóżko. Wszystkie meble były zrobione z połączenia jasnego i ciemnego drewna. Ze szczęścia pisnęłam i pobiegłam w kierunku posłania. Oczywiście, mój pech dał o sobie znać i poślizgnęłam się, lądując na miodowym dywanie. Syknęłam i łapiąc się za bolące miejsce, wstałam.
- Widzę, że pech cię nie opuszcza. - zaświergotała Riruka, wchodząc do pokoju.
- Widocznie. - odpowiedziałam. - Mogę mieć prośbę? - spytałam, a ona wyszczerzyła swoje wielkie gały i zamrugała. - Kupicie mi tabliczkę z napisem, najlepiej błyszczącym " Kosmitom wstęp wzbroniony."? - uśmiechnęłam się.
- Ah, widzę, humor ci się polepszył. To dobrze. - zapiała i z uśmiechem wyszła z pokoju.
Boże, czemu ona nie pojmuje, że ja jej nie znoszę? Przecież jasno jej to daje do zrozumienia, czy się mylę? Może ona jest jakaś chora psychicznie. Na pewno, tylko nie mam dowodów, a muszę je mieć, bo jak ona się nie wyniesie to ja zwariuje. Podobno kiedyś pracowała jako niańka... To mogło być ciekawe. Wielkie kondolencje dziecku...
- Raz niania, robiąc kilka grzanek, spłonęła żywcem w pewien ranek. Lecz to najgorszym było zgrzytem, że grzanki też spłonęły przy tem. *- wyszłam z domu, śpiewając sobie tą o to cudowną piosenkę, która wykopała się na światło dzienne spod mojego umysłu.
Ze znakomitym humorem udałam się na zwiedzanie nowego miasta. W prawdzie byłam tutaj kilka razy, ale tylko po ty, by dojechać do mamy. Tak jak mówiła kosmitka, na przeciwko był bardzo duży i piękny park. Postanowiłam od razu tam się udać, a moje szczęście wzrosło, gdy zobaczyłam ogromną fontannę, w której pluskały się małe dzieci. Zaraz obok dwie starsze panie karmiły okoliczne ptaki, kilka osób leżało na trawie, w cieniu drzew, a reszta spacerowała. W powietrzu unosił się zapach kwiatu i miodu. Z uśmiechem usiadłam na brzegu fontanny i zaczęłam przypatrywać się innym.
Po kilkunastu minutach zrobiło się już dość gwarno, a słońce przybrało barwę pomarańczy. Co jakiś czas zawiał silniejszy wiatr, sprawiając, że moje włosy urządzały sobie potańcówkę. Odgarnęłam je do tyłu i spuściłam wzrok, spoglądając na wybrukowaną ścieżkę. Po chwili usłyszałam kilka krzyków, następnie ciężar na sobie, co w efekcie skończyło się tym, że wylądowałam w dość głębokiej fontannie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że dalej czuję jakiś ciężar na sobie.
- Złaź ze mnie! - warknęłam, gdy w końcu dotarło do mnie, że to musi być jakiś człowiek.
Otworzyłam oczy, które nawet nie pamiętam kiedy zamknęłam i zobaczyłam przed sobą blond włosy i duże, błękitne oczy, które po kilku sekundach oddaliły się. Postać wysunęła dłoń, którą ja chętnie przyjęłam i z lekką pomocą, wstałam.
Zerknęłam na osobnika przede mną i zamrugałam kilkakrotnie. Blond włosy, które opadały na lewą stronę i sięgały do linii brody. Widziałam kilka kosmyków z tyłu, co mogło sugerować, że postać ma kitkę. Biała koszula krawatem i czarne spodnie. Przysięgłabym, że to ta dziewczyna, której machała Tayuya.
- Przepraszam. - no, nie! Ta baba ma męski głos.
- Nie ma sprawy. - burknęłam, zerkając na moje pomoczone ubrania.
- Może ci to jakoś wynagrodzę? - spytał.
- Jasne, ale mam jedno pytanie... - mruknęłam, lustrując go wzrokiem. - Jesteś dziewczyną czy chłopakiem? - spytałam.
- Chłopakiem. - odpowiedział spokojnie, ale widziałam tą pulsującą żyłę na skroni.
Posłałam mu lekki i przepraszający uśmiech. W sumie to musiało go chyba to denerwować i nie byłam pierwszą, która zapytała o jego płeć. No, ale przepraszam bardzo... on wygląda jak dziewczyna. Jaki facet ma takie damskie rysy twarzy i wielkie oczy?
- To jak, mogę ci jakoś wynagrodzić tę kąpiel? - uśmiechnął się lekko, i wsunął dłoń do kieszeni, a drugą rozmasował sobie kark.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam i udałam się w kierunku domu. - To był tylko wypadek i nie chcę za to nic. Wystarczy, że przeprosiłeś. - uśmiechnęłam się widząc jak idzie za mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. - Czyli nie odpuścisz. - westchnęłam, przykładając rękę do czoła. - Słuchaj... - zaczęłam, obracając się do niego przodem. - Może nie wyglądam, ale przywalić umiem i jak nie chcesz mieś śladu mojego buta na twarzy to radzę ci zrozumieć, że nie jestem typem osoby, która chowa urazę za wszelkie wypadki. - burknęłam.
- Jasne. - podniósł ręce w przepraszającym geście. - Tylko nie bij. No, ale skoro przeprosiny ci wystarczyły to chyba wszystko okej. Jeszcze raz przepraszam i miłego dnia. - powiedział i udał się w przeciwnym kierunku.
Uśmiechnęłam się zwycięsko i dumnie ruszyłam w kierunku nowego domu. Oczywiście musiałam odpowiadać na pytania taty dotyczące moich przemoczonych ubrań, ale po wytłumaczeniu, zaśmiał się donośnie i skomentował to moim czystym pechem. Oczywiście, nie ma to jak pocieszający rodzić, nie? No, ale wole takiego niż jakiegoś ponuraka i gbura, jakim jest nowy chłopak mamy. Mówię wam - wysokie to takie, obślizgłe i śmierdzi. Na samo wspomnienie mi nie dobrze. Jak przypomnę sobie zapach jego wody kolońskiej, to czuję te zawroty głowy. No naprawdę, facet zamiast się umyć to ciągle się perfumuje... obrzydlistwo.
Wyciągnęłam jakieś ubrania z walizki i ruszyłam w kierunku łazienki. Otworzyłam drzwi i z uśmiechem nadałam ciepłej wody do ogromnej wanny, a w między czasie, rozebrałam się i związałam włosy. Zanurzając się w ciepłej wodzie, poczułam ukojenie i ogromną senność. No tak, nie spałam od trzeciej nad ranem. A powód? Moja kochana macocha obudziła się w nocy z krzykiem i zaczęła biegać po domu jak opętana, a jak już skończyła to był czas do wyjazdu. Wtedy naprawdę po mojej głowie biegały myśli godne seryjnego mordercy. Wyobrażałam sobie jak zabieram ją do warsztatu samochodowego i torturuję na wszelkie sposoby, a na końcu rozcinam. Miodzio plan...
- Kochana, długo jeszcze? - usłyszałam głos Riruki.
- Oczywiście. - odpowiedziałam. - Muszę się umyć zanim mi kosmita zapaskudzi teren. To chyba logiczne, prawda? - spytałam z uśmiechem.
- Możesz przestać z tą kosmitką? - westchnęła. - Mam już tego serdecznie dość. Jeśli naoglądałaś się jakiś dziwnych filmów, to powinnaś przestać.
- Straszne... - podsumowałam.
Na twarz wpełzł mi wielki uśmiech. W końcu moje docinki o kosmitach ją zdenerwowały. Osiągnęłam zwycięstwo i trzeba to będzie jakoś uczcić. Może tak wielka miska truskawek z czekoladą i miodem? Ooo tak. W końcu mi się należy. Cztery lata ciężkiej pracy się opłaciły. Naprawdę zaczęło mnie już denerwować, że ona ciągle moje docinki ignoruje, ale jak widać. Ciężka i długa praca się opłaca...
Z niechęcią wyszłam z wanny i ubrałam szlafrok i zaczęłam suszyć włosy. Słyszałam jak ta kosmitka dobija się do drzwi, ale przecież ja mam włączony hałaśliwy sprzęt i nic nie słyszę... no właśnie. A jak tak bardzo chce skorzystać z łazienki, to niech idzie do swojej w sypialni. Widziałam, że mają. Coś mi się zdaje, że teraz zacznie się okres wojny miedzy nami i ojciec do reszty wyłysieje...
Westchnęłam i związałam włosy w kitkę, po czym ubrałam na siebie świeżą bieliznę, luźne czarne spodnie i białą bokserkę. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do drzwi. Poczekałam, aż ta wiedźma podejdzie bliżej do nich, a wtedy je otworzyłam. Musiałam się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem na jej widok.
- O jejciu! - zapiszczałam, udając przejętą. - Nic ci nie jest? Może wezwać pogotowie?
- Nie żartuj sobie. - warknęła zła i weszła z trzaskiem do pomieszczenia.
Niewzruszona udałam się do swojego pokoju i ubrałam na siebie lekko za dużą, szarą bluzę, której rękawy podwinęłam do łokci. Jeszcze tylko opaska na włosy i muzyka. A właśnie... zapomniałam gdzie położyłam moją MP4. No trudno, tym razem obejdzie się bez melodii. Warknęłam i założyłam moje ukochane, lekko poniszczone adidasy. Ojciec, wiedźma i siostra wiele razy powtarzali mi, bym je wyrzuciła, ale... no ja mam do nich sentyment. Kocham te buty i tyle. Wiele z nimi przeszłam i nie mogę ich od tak wyrzucić... Bezduszna bym była...
- Idziesz biegać? - usłyszałam głos siostry.
- Nom, a co? Idziesz ze mną? - spytałam, wiążąc sznurówkę.
- Jasne, tylko się ubiorę. Poczekasz pięć minut? - uśmiechnęła się lekko.
Kiwnęłam głową i udałam się w stronę ogromniastej kuchni. Zamrugałam kilka zdezorientowana i nalałam sobie wody do szklanki. Upiłam łyk, podchodząc do wielkiego obrazu przedstawiającego cytatą blondynkę, która trzyma wielki talerz z melonami i arbuzami. Jakby się dopatrzeć znajdują się tam też pomarańcze i banany. Czy to ma być sztuka XXI wieku? No jak tak to życzę powodzenia... No dobra, owoce to di kuchni, wiadomo, ale po co ta cycata blondynka? Nie mógł być to po prostu zwykły stół bądź lewitujące owoce? To byłby o wiele ciekawsze.
- Też się z tego śmiałam. - skomentowała Kiriko.
- Nie patrz na to dziecko, bo to nie dozwolone dla twojego wieku. - mruknęłam z uśmiechem i upiłam łyk wody.
- Widziałam nie takie rzeczy. - odpowiedziała, a ja zachłysnęłam się wodą i spojrzałam na nią zbita z tropu, co skomentowała śmiechem. - Mam kolegów i uwierz mi, że nie rozmawiają o pogodzie, ani o chmurach... - burknęła.
Chciałam coś powiedzieć, ale pozostawiłam to w spokoju, nie chcąc kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Po za tym to nie miało zbyt wielkiego sensu. Uśmiechnęłam się do niej i założyłam opaskę na rękę, po czym wyszłyśmy z domu. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że przecież mam obowiązek poinformować kogoś z domowników, że wychodzimy.
Wbiegłam do domu od razu udałam się do gabinetu taty. Przekazałam mu informacje, a on tylko pachnął rękom, mówiąc, ze nie mamy za długo biegać. Zadowolona obróciłam się na pięcie i spokojnym krokiem udałam się w kierunku wyjścia, powili rozciągając ręce. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili z łazienki, obok której przechodziłam, wypełzła macocha. Zerknęłam na nią i okazało się, że jest tylko w stringach i prześwitującym staniku. Jej blond włosy teraz przypominały watę cukrową. Na sam widok zrobiło mi się nie dobrze i w próbie ucieczki, potknęłam się o własne nogi, lądując na plechach i pośladkach.
- Śmierć stanęła mi przed oczyma... - skomentowałam, będąc w dalszym szoku.
- Aaa! - usłyszałam krzyk siostry, która stała kilka metrów przed nami. - Dinozaur napadł na nasz dom i zabił mi siostrę! - dodała.
- Mam już tego dość! - warknęła kobieta, zamykając się w łazience.
- Zadowolone z siebie? - syknął ojciec, który zmierzył nas wrogim spojrzeniem.
Spojrzałyśmy z siostrą po sobie, po czym kiwnęłyśmy głowami. Tata burkną coś pod nosem i zaczął za nas przepraszać swoją wybrankę. Ja w tym czasie z pomocą siostry, podniosłam się i przybiłyśmy sobie piątkę, po czym zadowolone udałyśmy się na dwór, by rozciągnąć mięśnie.
- Tekst o dinozaurze jest niezły! - przerwałam cisze.
- Ta, ale obraża biedne zwierzątko. - odpowiedziała. - Muszę wymyślić coś innego...
Uśmiechnęłam się, widząc jak zgina usta w dzióbek i marszczy brwi, co świadczy o pracy jej umysłu. Długie, brązowe włosy miała związany w warkocz, który opadał na czarny materiał bluzy z zielonymi dodatkami. Jej spodnie były bardzo podobne do moich - różniły się tylko kolorem.
Po dziesięciu minutach rozciągania ruszyłyśmy w kierunku parku. Księżyc błyszczał, wzbijając się coraz wyżej od czasu do czasu chowając się za chmurami. Byłoby idealnie gdyby nie te latarnie, ale przecież one muszą być... a nie wyłączą ich z powodu ładnej nocy, co nie? A to szkoda, ale nie można wieczne narzekać...
- Jednego nie pojmuję... - zaczęłam Kiriko, spoglądając na mnie. - Po co jak przyszłaś do domu, to się kąpałaś, skoro jak przyjdziemy też to będziesz musiała zrobić?
- W sumie dzisiaj chciałam sobie odpuścić. - przyznałam, hamując śmiech. - Po za tym, co obchodzi cię moje życie higieniczne?
- Muszę i tak już mieszkać z tym ufoludkiem, a do tego dzisiejszą noc musiałabym spędzić z odświeżaczem na nosie... - oznajmiła z uśmiechem.
- Miła jesteś. Nie ma co. - zaśmiałyśmy się donośnie.
- Yo, moje dzióbki! - usłyszałam znajomy głos.
Obydwie z siostrą zatrzymałyśmy się, obracając na pięcie. Na moje usta wpełzł uśmiech gdy zobaczyłam swoją przyjaciółkę, która stała przed nami z ogromniastym wyszczerz"em na pięknej twarzy. Swoje czerwone włosy miała spięte w kitkę. Jej zwykle biała opaska na oko, została zamieniona na czarną, z wizerunkiem czaszki. Czarne dresy z dużym kroczem i czarny sportowy stanik. Na dłoniach miała czarne rękawiczki bez palców i opaski na łokciach. Oczywiście wszystko koloru czarnego. Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie jej kłótnie z mamą na temat jej obsesji na punkcie tego koloru i czaszek... Ubaw po pachy.
- Miło cię widzieć. - zaczęłam.
- Wiadomo! - oparła dłonie na biodrach. - I co tam u was? - spytała.
- Spoko, ogółem to poszłyśmy spalić zbędne kilogramy.
- Ciekawe gdzie wy je macie! Chyba w mózgu! - parsknęła śmiechem.
Później ja i moja siostra dołączyłyśmy się do niej. Po chwili ona i Kiriko zaczęły dyskutować o zdrowej diecie i ćwiczeniach na poprawę kondycji. W sumie nie dziwię się siostrze, że pyta się akurat o to Tayuyę. W końcu czerwonowłosa brała udział we wszystkich możliwych zawodach i zdobywała wysokie miejsca, chodziła na wszystkie treningi jakie miały miejsce w szkole i przez to wyrobiła sobie idealną sylwetkę z płaskim brzuchem i lekkim zarysem "kaloryfera". Parsknęłam śmiechem widząc jak Tayuya podnosi rękę i zginając ją pokazuje Kiriko swoje mięśnie.
- Łaaa... Ja też takie będę miała. - skomentowała szatynka.
- A ty? - przerwałam im. - Też przyszłaś poćwiczyć? - spytałam.
- Ja kondycję mam dobrą, ale te ciołki to już w ogóle. Przebiegnij z nimi pięć kilometrów, a wyglądają jak zdechłe zombiaki! - burknęła, składając ręce na piersi. - Nie rozumiem ich, przecież kondycję trzeba mieć... - zaśmiała się. - Właściwie to gdzieś mi się zgubili... - obróciła się.
- Ciołki?
-Ano! - odpowiedziała. - Koledzy mojego brata. W sumie Yahiko to ma kondycję, ale pozostali? Proszę was. No, może jeszcze Konan ujdzie... - podsumowała.
- Yahiko to twój brat? - spytała z zainteresowaniem moja siostra.
- Nom. Pięć lat starszy ode mnie, a co? - odpowiedziała. - Chyba pójdę ich poszukać, bo coś im się stanie... - burknęła.
- Może nie trzeba będzie. - zaczęłam. - Ktoś tutaj idzie. - dodałam.
Z daleka widziałam zarys czterech postaci, które powolnie szły w naszym kierunku. Z takiej odległości mogłam stwierdzić, że była tam jedna dziewczyna, która co jakiś czas krzyczała na ciągnąc się trójkę pozostałych. Z daleka wyglądało to dość komicznie.
Po jakiś pięciu minutach byli już na tyle blisko, że mogłam zobaczyć ich twarze. Jedyna dziewczyna miała fioletowe włosy, które sięgały do ramion i ciemno fioletowy strój podobny do mojego. Coś błyszczało jej się pod wagą, pewnie kolczyk. Za nią wlekł się znudzony czerwonowłosy, wysoki chłopak, który podtrzymywał wyższego od siebie siwego mężczyznę. Dopiero po chwili byłam w stanie zauważyć blond chłopaka, którego spotkałam kilka godzin temu. Zaklęłam w myślach i westchnęłam.
- Ruszcie te wasze leniwe dupska! - warknęła Tayuya.
- Jesteśmy zmęczeni... - wytłumaczył się czerwonowłosy chłopak. - Wiesz, nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego rodzaju wysiłku. - usprawiedliwiał.
- Ta... dla was jedynym wysiłkiem jest przespanie się z jakąś dziewczyną i późniejsze zrobienie śniadania! - wybuchła. - Ja już się za was wezmę. - widziałam jej niebezpieczne błyski w oku, które nigdy nie wróżyły niczego dobrego. - Mniejsza o to, pogadamy o tym w domu. - dodała, spoglądając na mnie i siostrę. - To są moje przyjaciółki z Tokio. Ta starsza to Lisa, a młodsza to Kiriko. - uśmiechnęła się.
- Ouu, są jak dwie krople wody! - skomentował czerwonowłosy. - Jestem Akasuna Sasori. - przedstawił się z lekkim uśmiechem.
- Doushito Deidara. - powiedział blondyn, uśmiechając się do mnie.
- Witam piękne panie, jestem Hidan. - zaczął siwowłosy, który wyrazie chciał coś dodać, ale powstrzymało go ostrzegawcze spojrzenie Tayuyi.
- A ja jestem Takahashi Konan. - uśmiechnęła się dziewczyna o fioletowych włosach. - Miło mi was poznać. - dodała.
- Wzajemnie. - odpowiedziałam. - My się już chyba będziemy zbierać... - zaczęłam i spojrzałam na siostrę. No to do miłego. - uśmiechnęłam się i razem z Kiriko udałyśmy się w kierunku domu.
Po kilku minutach weszłyśmy do domu i od razu rzuciłyśmy się na kanapę. Nie wiem czemu, ale moje łydki odmawiały mi posłuszeństwa, a wspomnienie, że musiałam się po drodze wywrócić, nie napawało mnie zbytnim optymizmem. No, ale cóż, miałam od urodzenia wielkiego pecha, który nigdy nie chciał mnie opuścić. Można powiedzieć, że się już przyzwyczaiłam, co nie powiedziane, że mnie nie to nie wkurzało. Wręcz przeciwnie, ale cóż poradzić... Najwyżej się zabiję. Przynajmniej nie będzie takich akcji jak dzisiaj. Zawału dostałam gdy zobaczyłam tą kosmitkę w takim stanie. Będę miała koszmary i jak rano wstanę będę wyglądać jak ona...
- Ten Hidan to zboczeniec. - ciszę przerwała Kiriko, która patrząc się na poduszkę, podzieliła się ze mną swoimi poglądami.
- Aha, dobra. - zerknęłam na nią podejrzliwie. - Skąd takie przypuszczenia?
- Widziałaś jego strój i zachowanie? Po za tym miał głupkowaty uśmieszek...
- O ci chodzi z tym strojem? Zwykły był.
- Mówię ci. - uśmiechnęła się, po czym leniwie wstała. - Ja zboczeńców wyczuwam na kilometr, więc uważaj na niego. A właśnie, fajny ten blondynek, co nie? - posłała mi perskie oczko.
- Spadaj! - warknęłam. - Nawet gościa nie znam... Po za tym, skąd ty... ?
- Jestem spostrzegawcza. - zaśmiała się. - A jak go nie znasz, to go poznasz. Uwierz mi, ja się znam. - poruszyła zabawnie brwiami. - Chociaż na pierwszy rzut oka wygląda jak dziewczynka, ale jak kto woli... - wzruszyła ramionami i udała się do swojego pokoju.
Zamrugałam kilkakrotnie i pofatygowałam się do łazienki. Przez chwilę spoglądałam tempo na kabinę prysznicową, to na wannę. Nie wiedziałam, które lepsze. W końcu prysznic szybki i można orzeźwić się zimną wodą, ale z drugiej strony długa, ciepełka kąpiel z kaczuszką, równie pociągające, czyż nie? Zastanawiałabym się dłużej, gdyby nie walenie w drzwi od pomieszczenia. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc krzyki mojej siostry.
- Tej, młoda... - zaczęłam. - Prysznic czy wanna? - poradziłam się.
- Prysznic! - warknęła.
- Okej! - uśmiechnęłam się i rozebrawszy się, weszłam do kabiny. - Weź mi przynieś piżamę i jakąś bieliznę, co? Chyba, że się brzydzisz...
- Ja się tylko dwóch rzeczy brzydzę i ty dobrze o tym wiesz. - warknęła i po chili słyszałam jak się oddala. - Zostawię ci przed drzwiami! - dodała.
Usatysfakcjonowana puściłam zimną wodę. Poczułam silny dreszcz, który po chili przeszedł. Całe szczęście. Po dziesięciu minutach wyszłam z kabiny i zaczęłam się wycierać. Oczywiście moja grzywka już zaczęła mieć inne plany i nie wiem czemu, ale ułożyła mi się coś na kształt kopniętej błyskawicy. Nie chciało mi się już jej poprawiać, ale wymyśliłam miodzio plan! Wsuwkami ją spięłam i założywszy szlafrok, otworzyłam drzwi i wzięłam ubrania. Nie trudno się domyśleć co z nimi zrobiłam, choć czasami zdarzają się eksperci od "myśleń specjalnych. " Chyba rozumiecie... Albo jak nie to już wasz problem. Wiem, miła jestem...
Otworzyłam drzwi i podreptałam w kierunku mojego pokoju. Zatrzymałam się na chwilę, spoglądając na dziwaczny obraz, który przedstawiał... szczerze? to nie wiem, co to miało być. Może jakieś owoce, zwierzęta? Potrząsnęłam głową i już chciałam ruszyć w dalszą drogę, ale drzwi przede mną się otworzyły i dostałam prosto w nos. Jęknęłam i odruchowo złapałam się za bolący narząd, spoglądając na zdezorientowaną blondynkę, która zaczęła mnie nachalnie przepraszać.
- Naprawdę nie chciałam! - pisnęła.
- Jasne, to mój pech. - powiedziałam. Mój głos musiał naprawdę komicznie brzmieć.
- Przyniosę ci lód i kakao do picia, dobrze?
Spojrzałam na nią jak na jakiś wymarły gatunek, po czym uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. Mam nadzieję, że niczego tak nie dorzuci, a z resztą... znając mój pech, prędzej bym się tym napojem oblała niż go wypiła, ale co tam, warto próbować... Może kiedyś zdarzy się taki dzień, że nic sobie nie zrobię? Ta... marzenia.
Tak jak powiedziała, za kilka minut przyniosła mi okład na nos i ciepłe kakao. Wtedy, pierwszy raz się do niej uśmiechnęłam. Tak szczerze. Nie wiem co mnie do tego skłoniło. Bogowie, pomocy! Jeszcze zacznę ją lubić. Wszystko tylko nie to! Niech ją zabiorą kosmici... Proszę, ja tak ładnie proszę...
Przyłożyłam głowę do poduszki i momentalnie zasnęłam.
~*~
* - Harry Graham " Niania i Grzanki. " Dziękuję za komentarze pod ostatnią notką, jesteście kochani! Jak wam się podobał rozdział?
Zauważyłam, że mam dziesięciu podglądaczy, świetnie, a może oni by tak skomentowali? To naprawdę nie boli i nie umrzecie od tego, a ja po przeczytaniu takiego komentarza mam większą ochotę do pisania, więc...
przyznam się, jestem jedną z tych "podglądaczy" i już się tłumaczę!
OdpowiedzUsuńczytam większość blogów z telefonu, gdzie nie można komentować
dzisiaj wyjątkowo czytam z kompa :D
ogólnie fajnie piszesz, podoba mi się Lisa i jej nastawienie do macohy, oraz współpraca sióstr.
Pozdrawiam i życzę weny, a w wolnym czasie zapraszam na któregoś z moich blogów, o zgrozo mam ich aż trzy
Proszę oto upragniony komentarz. Mi się bardzo podobają twoje notki są awesome ( osom jakbym to moja znajoma powiedziała ) czekam na następną (o dziwo nie umarłam ;P) pozdrawiam i życzę dużo weny ;D
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że znalazło się sporo literówek. Lisa ma zwyczaj denerwującego mówienia 'miodzio' albo czegoś w stylu 'cud miód i orzeszki' jak w ostatnim rozdziale. No i coś często zdarza jej się mrugać kilkakrotnie, czyżby jakieś problemy z oczami? ;D
OdpowiedzUsuńAle poza tym to fajnie. Jest i Dei! No i mój Hidan, ach ta młoda ma nosa widzę do facetów xD
Mi tam się w sumie podobało jak było odrobinę milsza dla kosmitki, nie wiem jakoś nic do niej nie mam xD
Chociaż te stringi i stanik.. no cóż xD
Pozdrawiam, buziaki! ;3
Deidara <33333333333333333 heh no pojawił się, więc się jaram ;3
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że jej siostra nieźle się zna na chłopakach xD
I te wszystkie wyzwiska kierowane do macochy....MIODZIO! xd Haha dobre teksty, musze zapamiętać i czasem użyć w prawdziwym życiu :D
Notka wyszła ci bardzo dobrze i czekam na dalszą akcję :D
hej :D
OdpowiedzUsuń... czyta się fajnie :D więc pisz dalej, czekam z niecierpliwością na następne rozdziały i... również zapraszam do siebie :3
Hejo! :D Serdecznie zapraszam po odbiór szablonu! :)
OdpowiedzUsuńdusza-anayi.blogspot.com
Kochana jaki ty masz śliczny szablon ,wpada w oko !
OdpowiedzUsuńCzy ja ci juz mówiłam , że czyta się to jak pamiętnik - tak !:)
I tak się zastanawiam , jakbym ja miała macochę to bym była prewnie dla niej chociaż troszkę miła , a tu takie wredne babsztylsko z tej Lisy :) No cóż pierwsze spotkanie Lisy z Deidarą uważam za udane ^^
Kochana pisz kolejną notkę bo jestem ciekawa rozwinięcia sie akcji .
Sorki, że tak późno, ale lepiej później, niż wcale. :) Co do opowiadania. Hm.. Dość sporo błędów wykryłam. Głównie były to braki liter w słowach lub powtarzające się słowa, ale na to już zwracałam Ci uwagę. Oprócz tego w jednym z akapitów zrobiłaś za duży odstęp. Co do opowiadania. Ten widok jej macochy.. Ugh! Czyli dziewczyna ma na imię Lisa? Ładnie :3 Mam podobnego pecha jak ona xD Kosmitka i Dinozaur wymiatają. Dzisiaj się nie rozpisuję w komentarzu :> Pisz szybko nexta. Dużo weny i czasu życzę. Pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuń,,ale z drugiej strony długa, ciepełka kąpiel z kaczuszką, równie pociągające, czyż nie?''
OdpowiedzUsuńHaha , jesteś świetna!
Ta kosmitka mnie już tak wkur... denerwuje, pod koniec rozdziału myślałam, że ona specjalnie uderzyła Lisę, ale to chyba był na prawdę wypadek. A mówiąc o ,,nieszczęśliwych wypadkach'' taak mi się szkoda zrobiło tej macochy, gdy oberwała drzwiami... ^^
Tak właściwie to piękny szablon :D
Na początku jak zobaczyłam ,,Sztuka jest.." to myślałam że będzie tam ,,...wybuchem '' XD tak jakoś mi się skojarzyło z Dei'em
bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńjak narazie pierwszy rozdział za mną oby było coś o Sasorim !! <3
Świetne,naprawdę...I Hidan zboczeniec,nawet ja go na kilometr wyczuję!!!
OdpowiedzUsuń