piątek, 19 lipca 2013

Rozdział siódmy.


    Dopiero około piętnastej udałam się do domu. Nie chciałam za bardzo siedzieć na głowie Sasuke. I tak musiał się zajmować "blond bachorem" jak to w późniejszym czasie określił. No nic, chciałam mu pomóc ale to było a wykonalne. Młody Uchiha musi mieć chyba święte pokłady cierpliwości, skoro od siedemnastu lat z nim przebywa. Moje najszczersze gratulacje. 
    - Może cię odprowadzę? - usłyszałam za sobą głos Sasuke.  
    - Jak masz ochotę. - odparłam z uśmiechem. - A gdzie Naruto?
    - Stwierdził, że musi się położyć. A ja jestem mu winien ramen, a sklep jest tylko pięćdziesiąt metrów od twojego domu. - wyjaśnił, a ja przytaknęłam, że rozumiem. 
     Wyszliśmy, a on na wszelki wypadek zakluczył drzwi. No tak, jak ten zaśnie to mogą okraść dom nawet przynieść ze sobą cyrk, a on najwyżej nakryje poduszkę na głowę i to całkowicie nieświadomie. Więc lepiej nie ryzykować. Po chwili wpadłam na pewien pomysł i spytałam czy wyłączył wszystkie urządzenia grożące zniszczeniem domu czy uszkodzenia blondyna. Brunet jednak tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że na drugim świecie by go nie zechcieli, więc jeszcze pożyje. Oczywiście wybuchnęłam na to śmiechem, bo jak miałam inaczej zareagować?
     Później zeszliśmy na inne, bardziej codzienne tematy. Nawet przyjemnie się z nim rozmawiało. Wszyscy mówili, że taki poważny i spokojny, a ja mam argumenty by temu zaprzeczać. Na przykład ten wygłup w parku, gdzie omal nie rozjechali dyrektorki i pana Kakashiego? Ciekawa jestem czy mięli więcej poważniejszych akcji z ich wygłupami. 
     W oddali zauważyłam blond włosy i wysoką sylwetkę. Nie wiedzieć czemu, ale od razu na myśl przyszedł mi Dei. No, ale czemu? Przecież to może być każdy inny mieszkaniec. To nawet jakaś wysortowana baba może być. Więc dlaczego od razu o nim pomyślałam?
     Westchnęłam i złapałam się za głowę. Otóż moje przemyślenia się potwierdziły i był to wybuchowy blondyn. Z wolna szedł w naszym kierunku, co mnie lekko zaniepokoiło. Nie wiedziałam zbytnio czemu, ale tak jakoś. I jedna rzecz. Zapomniałam u Uchihy szczoteczki do zębów.... 
     - Ei, Sasuś. - zaczęłam z głupim uśmiechem i przystanęłam. - Zapomniałam u ciebie pewnej rzeczy... - wyszczerzyłam się lekko. - Może zawrócimy? W końcu nie jesteśmy daleko. 
     - Czego zapomniałaś? - również przystanął i spojrzał się na mnie, kątem oka dostrzegając Deidarę, który był z jakieś pięć metrów od nas.  
     - Szczoteczki... - wypaplałam, a ten się zaczął śmiać. - I czego rżysz? 
     - Bo tak. - odparł. - Cześć Dei. - dodał, gdy blondyn przechodził obok. 
     - Siema. - odpowiedział i spojrzał się na nas. - Czemu stoicie na środku chodnika? 
      - Lisa zastanawia się czy wrócić do mojego domu. - odpowiedział, a niebieskie oczy wlepiły w niego pytający wzrok, więc kontynuował: - Szczoteczki zapomniała. - wyjaśnił, a ja plaskam się w czoło. 
      - Szczoteczki? - powtórzył. Od tego słowa mi się niedobrze robi. Jak ktoś je jeszcze raz powie, to obiecuję, że dostanie ode mnie lewego sierpowego. - Spałaś u niego czy jak? - uśmiechnął się pod nosem, a w jego oczach dostrzegłam jakiś nieznany mi błysk. 
       - Jakoś wyszło. - odparłam. - A zresztą nie ważne! Chodźmy już stąd. - dodałam w pośpiechu. - Może wpadniecie do mnie? Chyba, że macie inne zajęcia? 
       - No właściwie szedłem do Itachiego spytać się czy idzie z nami do klubu dzisiaj wieczorem. - wzruszyła ramionami. - Może wy też byście przyszli? Konan i Tayuya miałyby towarzystwo.  
      - Itachiego nie ma w domu. Ale za godzinę powinien wrócić. - odparł po chwili brunet. - Może przyjdę. 
      - Ja też z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Ale gdzie? 
      - O dziewiętnastej w klubie "Czarny Płomień". - uśmiechnął się, a my kiwnęliśmy głowami. 
     Potem wyminęliśmy się i każdy ruszył w swoim kierunku. Nie wiem czemu, ale dość dziwnie czułam się przed chwilą. Główkowałam dłuższą chwilę nad tym, ale jakoś nic konkretnego mi do głowy nie przyszło, więc próbowałam odgonić pozostałe myśli i skupić się na rozmowie z Sasuke. Oczywiście tylko przez moment z nim gadałam, bo z daleka dostrzegłam rozwścieczoną Rirukę, która kazała do siebie przyjść, więc szybko się pożegnaliśmy i poszłam do domu. 
      Przez dłuższą chwilę mierzyłam się z nią spojrzeniami, aż w końcu wybuchła. Nie słuchałam za bardzo. Sama dobrze wiedziałam, że mogłam jej powiedzieć, czy napisać. Pewnie i by zrozumiała. Czemu ja nie myślę o takich rzeczach? Chociaż chyba pod koniec dodała kilka słów zrozumienia i nie była już tak wściekła jak na samym początku. Uff... to dobrze. Brak szlabanu! Yeah! 
     Z zadowoleniem ją uściskałam i obróciłam na pięcie, w celu udania się do domu. Jak zwykle mój pech musiał o sobie przypomnieć i zaliczyłam bliskie spotkanie z betonem. Jęknęłam, a blondynka od razu przyszła z odsieczą, bóg wie za co ona mnie przepraszała. Po prostu o kawałek węża się potknęłam i tyle. Każdemu mogło się zdarzyć. 
      - A gdzie dwie piękne? - podniosłam się i zerknęłam na nią pytająco. 
      - Nie mam pojęcia. - odparła. - Jestem już tym wszystkim zmęczona i potrzebuję odpoczynku, a wiesz, że przy nich ciągle trzeba być. No nic, na razie chyba są w swoim pokoju. A czemu pytasz? 
     - Dobry żołnierz nigdy nie wchodzi na linę ognia bez sprawdzenia pola bitwy. - odpowiedziałam z uśmiecham, a Riruka lekko się uśmiechnęła i również ze mną weszła do budynku. 
      Udałam się prosto do pokoju. Otworzyłam szafę i zerknęłam na nią pytająco. I po kilkunastu minutach bezsensownego patrzenia się w ciemny mebel stwierdziłam, że nie mam w co się ubrać. A miałam dziwaczną ochotę wyglądać olśniewająco w oczach Deidary. Potrząsnęłam głową i pacnęłam się w czoło, by odgonić te myśli od siebie. 
     Postanowiłam wziąć ciepły prysznic i jakoś się przyszykować. Może później wpadnę na jakiś pomysł co do mojego stroju. Najpierw trzeba się odświeżyć, umyć przeklęte kłaki i ułożyć badziewną grzywkę. Gdy to już uczynię dopiero wtedy będę mogła myśleć o jakimkolwiek ubiorze. 
     Po godzinie wyszłam już prawie gotowa. Zostało mi tylko założenie czegoś na siebie i nałożenie lekkiego makijażu. Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu natknęłam się na wychodzącą z salonu Namine. Wlepiła we mnie pytające spojrzenie, które oplotło moją bieliznę i zarysy mięśni na brzuchu. 
     - Masz ładną sylwetkę. - oznajmiła, a mi szczęka opadła. Czy ja usłyszałam od niej komplement?!- Ale moim zdaniem, kobieta nie powinna mieć widocznych mięśni. 
     - Raczej ich nie usunę. - odpowiedziałam. 
     - Wychodzisz gdzieś? - spytała. 
     - Owszem, do klubu, a co? - odparłam. 
     - Pójdę z tobą. - oznajmiła. - Nie będę przeszkadzać. - zapewniła. 
    - Ile ty w ogóle masz lat? 
    - Kobiet nie pyta się o wiek. - uśmiechnęła się. - Dwadzieścia jeden. Trochę głupio, że moja siostra wychodzi o faceta dwa razy starszego od niej. Mogłaby być twoją siostrą, prawda? 
      - Być może, ale nie jest. - wzruszyłam ramionami. - Tylko się pośpiesz. O wpół do siódmej wychodzimy. I nie będę na ciebie czekać.  
       Czarnowłosa tylko kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami pokoju, a ja sapnęłam pod nosem. Co to w ogóle miało być? Ja się pytam. Nie mogłam rozgryźć tej kobiety, a po zachowaniu mojej siostry, stwierdzałam, że ma ten sam problem co ja. A podobno tak zna się na ludziach... No cóż. Może to ją tak w tym wszystkim denerwuje?
      Wzruszyłam ramionami i weszłam do mojego pokoju. Przez kolejne sześćdziesiąt minut wywalałam ubrania z szafy i przymierzałam. Za nic w świecie nic się nie nadawało. Dopiero po chwili stwierdziłam, że chyba jednak mam co na siebie włożyć. Szybko podskoczyłam do szafy i wyjęłam z niej białe leginsy i żółtą, prostą tunikę na ramiączkach. Szybko założyłam je na siebie i ubrałam żółte baleriny, po czym przyszła część na dodatki. Kilka bransoletek, naszyjnik z krzyżem i biała opaska na włosy. Wzięłam ze sobą również czarną torebkę gdzie schowałam telefon, portfel i chusteczki.
      Szybko pomknęłam do łazienki i jeszcze raz rozczesałam włosy, po czym wzięłam się za makijaż. Korektor, tusz do rzęs i malinowy błyszczyk mi do tego wystarczyły. Szybko schowałam ostatnią z wymienionych rzeczy do torebki i spojrzałam na zegarek. Dziesięć po osiemnastej. W sam raz.
      Poczekałam jeszcze z dwadzieścia minut na moją, o zgrozo, towarzyszkę. Jak się okazało rozpuściła swoje bujne włosy, które na końcówkach lekko zakręciła lokówką, dość mocny acz przyjemny makijaż i granatowa, luźna sukienka. I do tego moje czarne szpilki! No zamorduję!
      - Przepraszam, ale moje wszystkie buty wpadły dzisiaj do wody i pozwoliłam sobie wziąć te.
      - Yhym... - burknęłam pod nosem. Nie chciało mi się z nią kłócić. - Tylko za mną nie łaź jak coś. Idziesz się sama bawić. - dodałam i udałam się w stronę wyjścia. 
      Całą drogę przemilczałyśmy. Może to i dobrze. Nie miałam zamiaru psuć sobie humoru. Zamierzałam się dobrze bawić i ona na pewno tego nie popsuje. Chociaż kto wie. To jest dziwne i ja tego nie ogarniam. Zawsze staje się to czego najbardziej nie chcę. Psychoza...
       Przed wejściem spotkałam Konan. Jak zwykle ubrana szykownie, ale bez przesady i oczywiście na fioletowo z dodatkami żółci. Najwidoczniej na kogoś czekała, ale weszła z nami do środka i wskazała spory stolik gdzie siedzieli już chyba wszyscy. Kto wie czemu, ale ona nalegała by Namine została z nami. Ku mojemu niezadowoleniu się zgodziła.
       Lokal był dość spory, a w nim pełno ludzi, więc nie za wiele wiedziałam o jego wyglądzie. Tylko niebieskie ściany i wielka dyskotekowa kula, a na końcu, w małym pomieszczeniu o owalnym kształcie stały  stoliki i dość rozciągły bar.  Unosiła się mieszanka potu, zapachu perfum, alkoholu i dymu papierosowego.
      Przywitaliśmy się z pozostałymi, a ja usiadłam obok Uchihy i Tayuyi, a na przeciwko Deidary. Poczekaliśmy, aż przyniosą nam nasze napoje, a później wszyscy wlepiali pytający wzrok w Namine, która ku mojemu niezadowoleniu, zalotnie uśmiechała się do blondyna. No cóż... była w jego wieku, co mnie nie uspakajało.
      - Może nam przedstawisz tą tajemniczą panią? - uśmiechnął się Hidan.
      - To moja ciocia, Aikawa Namine. - powiedziałam od niechcenia.
      - Miło mi bardzo. - odpowiedział siwowłosy, po czym zaczął przedstawiać resztę gromadki. - Ten od mojej lewej to Sasori, Deidara, Itachi, Yahiko, Konan, Tobi, Naruto, Sasuke, Lise już znasz i Tayuya. - uśmiechnął się, a kobieta wzrokiem zapamiętywała poszczególne osoby. - Z naszej grupy nie zgodziło się na przyjście trójka znajomych...
       Dalej już nie słuchałam jego bezsensownej paplaniny, byleby tylko przygruchać sobie moją niedoszłą ciotkę. A niech sobie robi co uważa, ale moim zdaniem to ona była zbytnio zainteresowana blondynem niż nim, co wprawiało mnie w lekką złość.
      Po chwili kontem oka zauważyłam moich przyjaciół z klasy. A otóż to Sakurę, Hinatę, Ino i Kibę. Przeprosiłam i udałam się w ich kierunku, a za mną poczłapali Naruto z Sasuke. Dość długo ze sobą rozmawialiśmy, aż oni przesiedli się do innego stolika, a ja wróciłam do gromadki.
       - Może w końcu zatańczycie, co? - burknęła Konan, lekko znudzona.
      - Wybacz, ale muszę mieć na oku Tayuyę. - odpowiedział rudowłosy, a zainteresowana ścisnęła mocniej szklankę. Się dziwię, że nie pękła.
       - A odpierdol się! Nic nie musisz, idioto. - mruknęła z pełnym jadem.
       - Jasne, idźcie się bawić. - zawtórował Sasori. - Będę mieć ją na oku. - uśmiechnął się, a ja coraz bardziej zastanawiałam się nad powodem pogorszenia się ich relacji. 
       - Coś mi się zdaje, że za moment ktoś wydłubie ci te twoje głupie ślepia i utnie język. - oznajmiła Tayuya, gdy tamta dwójka udała się na parkiet.
        Po chwili Sasori wstał i ciągnąc za sobą zdziwioną Oshimę, udali się w kierunku sali tanecznej. Za niedługo potem i brat Sasuke znalazł sobie partnerkę do tańca, Hidan poszedł się rozerwać z Namine. Zostałam tylko ja, Deidara i Tobi, który smacznie spał pod stołem.
        - Nie będziemy tu jako jedyni siedzieć, nie? - blondyn z lekkim uśmiechem wstał i podał mi swoją dłoń, a i wtedy my dołączyliśmy do reszty.
       Bawiłam się z nim naprawdę dobrze i chyba przetańczyliśmy ze sobą, aż pięć piosenek. Cieszyłam się, że mogę być w jego towarzyskie. Mój organizm i umysł reagował na to bardzo pozytywnie, wywierając wieczny uśmiech na ustach. Ale się nad tym przestałam zastanawiać. Dopóki nie puścili jakieś wolnej piosenki, przez co oboje lekko się zmieszaliśmy. Chociaż w końcu stanęło na tym, że i to zatańczyliśmy. W jego objęciach czułam jakieś niewyobrażalne ciepło i dreszcze, gdy jego sile ręce spoczęły na mojej tali. Był trochę wyższy ode mnie, przez co patrzał na mnie z góry z nieukrywanym zadowoleniem, a ja przez co cała się speszyłam i mocniej przywarłam głową do jego torsu.
      Kolejny utwór nie wymagał od nas kurczowego tulenia się przy sobie. Chociaż o dziwo mnie to lekko zmartwiło, ale tylko na pół sekundy. Ukłucie w sercu poczułam dopiero gdy przyszła tak zwana "wymianka". Niby nic, ale ja tańczyłam z największym zboczeńcem jakiego przyszło mi poznać, a on z tą flądrą, moją ciotką. Matko, jak ona się na niego gapiła. Jak na kawałek tortu czekoladowego...
     Później nie miałam okazji tańczyć z Deidarą. Cały czas tańczył z Namine, a ja chyba ze wszystkimi znajomymi. Jak spojrzałam na zegarek było około północy. Postanowiłam trochę odsapnąć i wróciłam na swoje miejsce, łapczywie wypijając kilka łyków soku. Zerknęłam ze znudzeniem w stroną tańczących osób i mój wzrok zatrzymał się na Namine, która z zadowoleniem dała całusa w usta blondynowi. Nie wiedzieć czemu poczułam nagle złość i smutek oraz duszność. Postanowiłam się przewietrzyć i wyszłam na zewnątrz.
   Chwilę tam stałam, a po chwili podszedł do mnie bardzo przystojny, blond włosy chłopak o hipnotyzującym spojrzeniu zielonych oczu. Uśmiechnął się do mnie i poprawiając koszulę, podszedł do mnie. Odwzajemniłam gest, ale nie zwracałam na niego szczególnej uwagi. Dopiero gdy zaczął mnie głupio zagadywać, prawić komplementy i  przysuwać się coraz bliżej. Był bardzo nachalny i denerwujący.
      - Weź się w końcu człowieku odwal! - warknęłam.
      - A co taka mała, bezbronna dziewczyna może mi zrobić? - uśmiechnął się. - Nie chcę cię skrzywdzić.
      - To odejdź. - odpowiedziałam i próbowałam wejść do środka, ale blondyn złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a następnie przyparł do ściany.
       Jęknęłam gdy złapał moje nadgarstki i przyszpilił je do ściany i to jedną ręką, a ja nie mogłam się uwolnić. Lewą położył mi na tali i zaczął ją niebezpiecznie wodzić nią po moim brzuchu, plecach i udzie. Zrobiło mi się gorąco i mnie sparaliżowało. Nie mogłam nawet krzyczeć, a to do mnie niepodobne. Cały czas miałam tylko obraz Namine i Deia z przed kilku minut. 
       Zamarłam gdy poczułam jego ciepłe wargi na moim karku. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam powieki. Do cholery, czemu ja akurat musiałam wyjść tylnym wyjściem, gdzie rzadko kto przechodzi? Jaka ja głupia jestem. I chyba za chwilę zapłacę za swoją głupotę. Poczułam jego gorący oddech na moim policzku i wtedy na chwilę odzyskałam głos i skorzystałam z okazji zawołałam o pomoc, która nie nadeszła, a tylko drwiący głos napastnika i coraz to odważniejsze ruchy. Przymknęłam powieki i mocno je zacisnęłam.
       - Odwal się od niej. - usłyszałam dobrze znajomy głos, a chwilę później poczułam, że nic mnie nie przyciska.
       Otworzyłam oczy i dostrzegłam bójkę między Deidarą, a tym kolesiem. Blondyn całkiem nieźle sobie radził chociaż zarobił już kilka siniaków. Krzyknęłam w panice gdy po piętnastu minutach ten zboczeniec rzucił Deiem o ścianę. Po chwili spojrzał na mnie i szybko uciekł.
      Podbiegłam do leżącego blondyna. Był nieprzytomny, a z łuku brwiowego ciekła mu krew. Do tego na pewno miał rozwalony nos. Przeraziłam się, bo wiedziałam, że to wyłącznie moja wina. Gdybym tutaj nie przyszła to nic takiego nie miało by miejsca. Boże jaka ja jestem głupia! Jeśli mu coś się poważnego stanie... nie na pewno nie. Trzeba być dobrej myśli...

~*~
     Nie pamiętałam dokładnie co się stało. Ostatnie to walka z tym zboczeńcem, który się do Lisy przystawiał. Zdenerwowało mnie to i bałem się, że mógł jej coś zrobić. Całe szczęście, że chciałam zapalić i tam poszedłem. Kto wie, co mogło się stać. Nawet nie chce o tym myśleć. Ostatnimi czasy stała się dla mnie nadzwyczaj ważna...
     Otworzyłem oczy i coś mnie oślepiło. Rażące światło, do którego musiałam się przez dłuższy czas przyzwyczajać. Jednak gdy w końcu udało mi się spojrzeć, doznałem szoku. Nie znajdowałem się już na tyłach tego klubu, a w moim pokoju. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przy moim boku siedziała Lisa, która przekładała coś w apteczce. Zamrugałem kilkakrotnie, czując ogromny ból głowy i nosa.
     - Obudziłeś się już? - usłyszałem jej zatroskany głos. Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze. Nie byłem jednak w stanie odpowiedzieć, więc potwierdziłem kiwnięciem głowy, choć dalej miałem wrażenie, że nie jestem na jawie. - Jak się czujesz? - spojrzała na mnie z troską.
      - Wszystko okej. - skłamałem, ale po prawdzie czułem się fatalnie. Ku mojemu nieszczęściu ona oczywiście musiała wiedzieć, że ją oszukuję. Mimo to nie skomentowała tego w żaden sposób.
      Zapanowała niezręczna cisza. Z początku chciałem ją jakoś przerwać, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wolałem patrzeć, jak ten kretyn, w jej cudowne oczy. Naprawdę mi się podobały. Nigdy jeszcze takich nie spotkałem, a widziałem już nie jedne o podobnej barwie. Dopiero po dłuższym czasie zdałem sobie sprawę, że usilnie się nad czymś zastanawia. Brwi ma lekko ściągnięte, a oczy błyszczące. Znając ją, kłóci się teraz z własnymi myślami. Tylko, czego one dotyczą?
        - Dlaczego mi pomogłeś? - spytała w końcu, podchodząc z wolna do okna.
       Szczerze to nie wiedziałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej i również zaczęłam spoglądać w ten sam punkt co ona. Niebo robiło się już pomarańczowe, co oznaczało bliski wschód słońca. Mięło kilka chwil, a ja dalej nie miałem konkretnej odpowiedzi. Po prostu, gdy zobaczyłem tego kolesia poczułem się naprawdę zazdrosny i wściekły. Bałem się o nią.
       - Wymyśliłeś już odpowiedź? - wyrwała mnie z transu. Jednak mówiąc to, nie spojrzała na mnie.
       - Też chciałbym wiedzieć czemu. - burknąłem niby do siebie. Usłyszałem kroki, a po kilku sekundach obok mnie siedziała Lisa z lekko zmieszanym wyrazem twarzy. Przez jej bliskość czułem się dosyć nieswojo. - Po prostu... to był odruch. Nie mogłem pozwolić, by coś się ci stało. - spuściłem głowę, czując napływającą krew do policzków.
        Kątem oka widziałem, że Arisawa również się lekko rumieni, a po chwili potrząsa głową. Jednak po dłuższym siedzeniu w bezruchu i zastanawianiu się nad uczuciami do niej, poczułem jej dotyk na swojej dłoni. Podniosłem powolnie głowę i dostrzegłem, że ona się uśmiecha. Szczerze, przepięknie. Była cudowna. W każdym calu. 
       Dopiero teraz dotarło do mnie, że mnie zauroczyła. Za każdym razem gdy była obok serce chciało wyskoczyć mi z piersi, robiło mi się strasznie gorąco, ale czułem się szczęśliwy. I wtedy, kiedy zobaczyłem ją razem z Sasuke, poczułem wielką zazdrość. W sumie to teraz nie wiedziałem co dalej. Mam to po prosty olać, czy coś z tym zrobić? W końcu mi na niej zależało, ale jeśli ona uważa mnie tylko za starszego kolegę?
      Już chciałem coś powiedzieć, zapytać. Może i bezsensownego, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Ja najpierw robię później myślę. Chociaż może i dobrze, że stało się to, co się stało. A otóż do pokoju wpadła gromadka naszych znajomych. Musieli za bardzo naciskać na drzwi. Z hukiem i na pewno z brakiem przyjemności na podłogę wpadł Hidan, a za nim Tayuya, Sasori, Tobi, Konan i na końcu Itachi. Razem z Lisą spoglądaliśmy na nich jak na kretynów, którzy zbierają się z podłogi.
       - Sasori! Ile ty ważysz? Złaś ze mnie ty mamucie!- warknęła rozjuszona czerwonowłosa. 
       - To nie moja wina! Reszta na mnie leży i nic nie mogę zrobić! -tłumaczył się.
       - A co ja mam powiedzieć?! - odezwał się szaro włosy. - Nie miałbym nic przeciwko gdyby na mnie leżało całe stadko cycatych lasek, ale wy to przeginka.
       - Ty choleryny zboczeńcu! - i dostał po głowie od młodej Oshimy.
       - Mówiłem, że lepiej dać im spokój. - powiedział spokojnym głosem Itachi, powolnie się podnosząc.
       - Sam byłeś ciekawy. - urwała Konan.
      Później zaczęli się kłócić, o to kto jest winowajcą. I oczywiście stanęło na Hinadnie, który miał najmniej argumentów. Dopiero po tym zajściu zaczęli się pytać o moje samopoczucie. Nic mi nie było, ale nikt w to nie chciał wierzyć. Całkowicie to było bez sensu, ale wszyscy są niezwykle uparci.
     Zacząłem rozglądać się za Lisą, ale jej już nie było...



~*~

Ta dam! Podoba mi się ten rozdział, chociaż wciąż mi w nim coś brakuje... A jak wasze odczucia? 
Rozdział powstał dzięki pomysłowy - Ekei Hiromi. Dziękuję za podrzucenie pomysłu!

Jeszcze jakby ktoś miał jakieś sugestie - zakładka "Pomysły" czeka. 

Bardzo proszę wszystkich czytających o pozostawienie choć krótkiego komentarza... To motywuje!



niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział szósty.

    Po wzięciu gorącej kąpieli i założeniu na siebie starych, spranych dresów oraz przydużą koszulkę, która nie była w lepszym stanie niż reszta mojego wspaniałego ubioru, udałam się do kuchni. Zagotowałam mleko i nasypałam kilka łyżeczek kakao do sporego kubka. Z przygotowanym już napojem, udałam się do swojego pokoju i szybko wtuliłam się pod ciepłą pościel. Mrrr, lubię to.
     Usiadłam po turecku i wziąwszy kilka łyków, zaczęłam rozmyślać. Nie wiedzieć czemu o czym bym nie pomyślała, ciągle pokazywał się Deidara. Ku mojemu zdziwieniu jakoś nie wywierało to na mnie negatywnego uczucia, lecz całkowicie przeciwnie. Czułam denerwujące ciepło w brzuchu. Można powiedzieć, że byłam w pewnym sensie na siebie zła. Nie lubię nowości i zmian...
    Przeleciał mnie zimny dreszcz kiedy usłyszałam skrzypnięcie zamka. Od razu mój wyraz twarzy się zmienił. Z uśmiechu na wyraz jawnej irytacji. Chyba będę musiała się wyprowadzić. I to w tempie ekspresowym. Znam te panny zaledwie kilka godzin, a już chce mi się uciekać. No ładnie... Riruka miała rację.
     Nagle coś przyszło mi do głowy. Wyciągnęłam telefon i wyszukałam numeru do przyjaciółki. Oczywiście, za nim ona odbierze minie kilka wieków, ale trudno. Będę ją męczyć, aż tu nie przylezie. Potrzebuję jej i to nawet bardzo.
     Gdy odebrała, bardzo ucieszyła się i skorzystała z zaproszenia. W tle słyszałam niezadowolony głos jej brata, który wyraźnie nie był zachwycony pomysłem, że Tayuya gdzieś wychodzi. Nawet już chciałam zrezygnować i powiedzieć żeby została, ale ona wyraźnie chciała zrobić mu na przekór i oznajmiła, że będzie za dwadzieścia minut, po czym się rozłączyła.
     Odłożyłam telefon na stolik i wzruszyłam ramionami. Uznałam, że wypadałoby zanieść ten pusty kubek, bo się jeszcze przyczepią, że nie sprzątam. I będą miały rację... Czyli jak najszybciej muszę temu zaradzić. W tym domu one nigdy nie będą miały rację, bynajmniej do mojej zajebistej osoby.
    Szybko przemieściłam się do kuchni, byleby mnie nie zauważyły. O dziwo poszło mi to zaskakująco dobrze. Ale niestety zostałam przyłapana w drodze powrotnej przez moją macochę. Chciała coś powiedzieć, ale wtedy przyszedł ten wielki, tłusty babsztyl i z nonszalancją położyła sobie ręce na biodrach, patrząc na moją leżącą na kanapie siostrę.
     - I gdzie my mamy niby usiąść? - jęknęła.
     - Na przykład na tej wielkiej dupie. - burknęła Kiriko, a ja parsknęłam pod nosem.
    - Za grosz kultury! Jak ty się dziecko odzywasz? Nie wstyd ci tak mówić do mnie? - wrzasnęła oburzona.
   - Jakoś nie za specjalnie. - odpowiedziała, ziewając. - Przestań truć i zobacz w słowniku definicję słowa kultura, bo chyba jej nie znasz. - dodała i podeszła do mnie.
     Zmierzyłam ją pytającym wzrokiem. To dopiero czwarty raz gdzie ona tak reaguje. Czyli, sumując te kobiety doprowadziły jej system nerwowy do chwiejności. A mi się to przez piętnaście lat nie udało! A te w kilka godzin... Zaczynam być zazdrosna i to nawet bardzo...
     - Mam nadzieję, że odziedziczyły to po matce. - dodała Namine, poprawiając kreację. - Bo jeżeli po ojcu, to lepiej byś się z nim nie wiązała na całe życie. Na głowę ci wejdą, siostrzyczko.
      -  Obecnie to wy jej wchodzicie. - dodałam pod nosem.
     Kilka sekund później usłyszałam dźwięk silnika, a następnie dzwonek do drzwi. Zamrugałam kilka krotne, nie przypominając sobie, by Tayuya miała prawo jazdy na motor. Ale po chwili uświadomiłam sobie, że pewnie któryś z ich grupy musiał ją podwieźć. Szybko podbiegłam do drzwi, gdy dotarł do mnie kolejny fakt. Ona stoi na deszczu.
   Gdy otworzyłam drzwi doznałam lekkiego szoku. Przede mną, jak się spodziewałam, stała czerwonowłosa dziewczyna jak zwykle ubrana w czarne spodnie, glany, koszulkę z czaszką i skórzaną kurtkę. Po jej minie można było od razu zgadnąć, że nie pała zbytnią radością i entuzjazmem. Czyli jak zwykle. Co mnie jednak zaciekawiło był chłopak stojący obok niej. A otóż to Deidara, który był ubrany bardzo podobnie do dziewczyny. Zdziwiona wpuściłam ich do środka.
    - Ja tutaj robię za przyzwoitkę. - powiedział beznamiętnie.
    - Aha, dobrze. - odpowiedziałam lekko zmieszana. - Coś do picia? Kawy, herbaty?
    - Kawę. - odparła momentalnie Tayuya, a Dei przytaknął. - Pije taką samą jak ja. Czarna i cukier.
     Przytaknęłam i udałam się w kierunku kuchni. Obydwoje podreptali za mną, siadając na krzesłach barowych. Ja w spokoju parzyłam kawę, chociaż kontem oka widziałam jak Tayuya z zaciekawieniem przygląda się naszym gościom, zresztą blondyn również.
     - Lisa, co to za manekiny tam siedzą? - spytała Oshima, gdy podsuwałam im kawę.
     - To rodzina Riruki. - odparłam szeptem. - Deidarze o nich już mówiłam, są nieźle walnięte. - na te słowa cała nasz trójka parsknęła śmiechem, co nie uszło uwadze innym.
     - To tak nie ładnie przy innych szeptać. Chodźcie do nas. - zawołała Namine ze sztucznym uśmiechem.
    Spojrzeliśmy po sobie, a później z wielką niechęcią skorzystaliśmy z zaproszenia. Usiedliśmy na materiałowych pufach, które znajdowały się na przeciwko sofy, gdzie siedziały dwa straszydła. Moja siostra rozłożyła się na podłodze, a Riruka siedziała jak na gwoździach, zajmując fotel.
     Zapanowała niezręczna cisza, której nikt nie chciał przerywać, mimo że wszystkim ciążyła. Ja i Kiriko widziałyśmy czym to się może skończyć, więc czekałyśmy na ruch pozostałych. Oczywiście przez najbliższe dziesięć minut każdy gapił się na siebie i słychać było tylko tykanie zegara. Denerwować mnie powoli z to w jaki sposób ta Namine patrzy się na Deidarę. Jakby chciała go posypać czekoladą i zjeść. Poczułam dziwne ukłucie w okolicach żołądka, ale nie pokazywałam tego po sobie. Chociaż Tayuya sobie lepiej nie radziła. Cały czas była na muszce staruszki, która mierzyła ją nawet nie mrugając. Boże, monstrum.
     - Szatan. - burknęła ochryple okularnica, głaszcząc pieska.
     - Co proszę? - warknęła czerwonowłosa.
    No no, wyczuwam ostrą wymianę zdań...
      - Jak ci tak nie wstyd? - kontynuowała. - Przecież trzeba wezwać egzorcystę. A co na to twoja mama, tata? Oni pozwalają ci jeść koty i wałęsać się w nocy po cmentarzu odprawiając jakieś dziwaczne rytuały? - fuknęła, aż jej okulary spadły.
     - Komizm! - odpowiedziała, po czym wybuchnęła nieopanowanym śmiechem. - Nie no, babcia jesteś po prostu zajebista! - dodała kiedy już się z lekka opanowała. - Uwielbiam cię.
    - Riruka, masz numer do księdza? - krzyknęła przestraszona babcia. - I do tego lesbijka!
    - Mam słabość do tłuszczu i zmarszczek. - zripostowała z chytrym uśmieszkiem, puszczając jej perskie oczko.
    -  Chyba dostanę zawału, co za dziecko! Takich powinni zamykać! Mam nadzieję, że przynajmniej zachowałaś swoją czystość, chociaż to graniczy z cudem! - złapała się za serce i poprawiła włosy.
      - Niestety nie wiedziałam, że istnieje taki cud jak pani i nie zachowałam cnoty. - udała skrzywdzoną, patrząc na nas porozumiewawczo. Widać, że dobrze się bawi. - Ku mojej boleści muszę stwierdzić, że pani się spóźniła. Nie mogę zostawić Lisy i Deia, ponieważ w łóżku to z nich prawdziwe bestie, a to lubię. - na twe słowa, razem z blondynem zakrztusiliśmy się kawą, co reszta skomentowała pytającym lub zaszokowanym wzrokiem. No może oprócz mojego małego klona, który tarzał się po podłodze ze śmiechu. Jeszcze się udusi...
     - Nie jesteś prawiczkiem? - zapytała rozżalona Namine, a Dei zaliczył zgon.
     - Dobra, starczy tego. - wstałam i spojrzałam na tą dwójkę. - Idziemy do mnie.
     Posłusznie wstali, choć blondyn potrzebował naszej pomocy, gdyż dalej miał problem z wyjściem z szoku, co nawet było zabawne, gdyby nie fakt, że przy jego podnoszeniu przygwoździł mnie i Tayuyę do podłogi, co niezbyt było przyjemne.
      Jednak w końcu udało się go postawić na nogi, a on sam się opanował. Oczywiście zdarzyło się kilka bliskich spotkań ze ścianami czy ze stolikiem, ale to było do przywidzenia. Gdy dotarliśmy do pokoju ogarnęła nas nieopanowana chęć śmiania się i turlania po podłodze. Musiałam przyznać, że to było całkiem niezłe.
     - Coś mi się zdaje, że będę u ciebie dość częstym gościem. - zaznaczyła w końcu ruda.
     - Mam się z tego cieszyć? - uśmiechnęłam się, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
     - Ale, że wiedziała, że jestem chłopakiem... Jestem pewien podziwu. - zaczął blondyn, a my się z nim zgodziłyśmy.
    Do dosyć późnej pory rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Musiałam przyznać, że coraz lepiej czułam się w obecności Deidary, co przez pewien czas napawało mnie lekkim lękiem, ale później to zignorowałam. Coraz częściej przyłapywałam go na gapieniu się na mnie, a później się uśmiechał i raz nawet zarumienił. Wyglądał wtedy naprawdę słodko. Nie, zaraz, zaraz o czym ja myślę?
      Około dwudziestej trzeciej do blondyna zadzwonił telefon. Najwyraźniej był to Yahiko, który kazał już wracać z jego siostrą do domu, na co ta zareagowała dość nerwowo, ale po kilkuminutowym marudzeniu, zgodziła się. Na pożegnanie oczywiście się uściskaliśmy. Niby nic dziwnego, ale jak Dei mnie objął poczułam przyjemne ciepło i szybko bijące serce. Nie wiedziałam co to oznacza i co robić w takiej sytuacji, więc najnormalniej to zignorowałam.
      Odprowadziłam ich, ale poczułam dziwny smutek. Matko, co się dzieje ze mną? Ostatnio jakaś dziwna jestem i nie panuję nad swoimi myślami i organizmem. I do cholery, czemu ja o nim myślę? To jakieś chore jest. Chyba muszę odpocząć czy coś w tym stylu, bo nie jestem sobą i to od dłuższego czasu.
     Jak na złość zmuszono mnie do wspólnego oglądania jakiegoś szajsu zwanego romansem. Obszyte to było badziewiem, aż się niedobrze robi. I jak można być tak głupim? I tak wiadomo, że alko któreś z nich umrze, a drugie albo się z tym pogodzi, ewentualnie popełni samobójstwo, lub po prostu będzie Happy end. Nie można silić się na coś innego. Po prostu głupi, romantyczny wyciskacz łez. Jakby nie było nad czym płakać. Świat głoduje, zwierzęta się wyrzuca lub nad nimi znęca, wirusy szaleją, Afryka jest biedna, zagrożenia astronomiczne, trzeba uwolnić orkę i delfiny czy coś tam jeszcze. Ale nie, przecież ważniejsze jest to, że jakiś tam facet nie dał róży tylko tulipana na przeprosiny i jak poszedł wymienić to go tramwaj potrącił... Ten świat się kończy, albo nisko upada...
      Z nudów prawie przysypiałam, a w mojej głowie ni z gruszki ni z pietruszki pojawił się Deidara. Już nawet nie miałam siły odganiać tych myśli. Pojawiały się różne obrazy, a nawet z kilka było ze mną. Razem, przytuleni. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale i poczułam, że serce mi przyśpiesza, a ja sama się peszę. Co za ironia... O czym ja myślę?
    Ze znudzeniem zaczęłam obserwować jak rozryczana Namine i babcia wkładają jakąś płytę. Jak się okazało to kolejna część tego badziewia. I jeszcze nie mogę iść się położyć, tylko to oglądać, ponieważ "trzeba się zapoznać". No myślałam, że im trzasnę...
     - Ile części tego badziewia jest? - spytałam śpiąco.
     - Badziewia?! - krzyknęła czarnowłosa ze złością. - To najlepszy dramat romantyczny jaki kiedykolwiek powstał. Jesteś za młoda i nie rozumiesz bólu jaki niesie za sobą zakazana miłość.
     - To o zakazanej miłości jest ten film? - byłam tym co najmniej zdziwiona. - No mniejsza i tak nie oglądam tego badziewia. - uśmiechnęłam się, akcentując ostatni wyraz. - A więc ile tego jeszcze?
      - Brak poszanowania dla tragedii, jeszcze trzy części i dzisiaj je obejrzymy. - zaznaczyła z uśmiechem.
     Jęknęłam i palnęłam się w czoło, po czym coś mnie olśniło. Przeprosiłam grzecznie pod pretekstem udania się do łazienki , ale oczywiście to stare próchno poszło ze mną. Warknęłam i weszłam do pomieszczenia. Znalazłam moją torebkę i spakowałam w nią piżamę, szczoteczkę do zębów, szczotkę oraz czystą bieliznę, po czym wyślizgnęłam się przez okno. Z zadowoleniem pobiegłam na zachód i wyjęłam telefon. Trzeba komuś pobudkę o drugiej zrobić.
     ~ Hallo? - usłyszałam zmęczony głos.
     - Siema Sasuke. - odpowiedziałam zadowolona.
     ~ Lisa, wiesz która jest godzina? - warknął zły. - Czego chcesz? 
     - Za trzy minuty będę pod twoim domem. Mogę u ciebie przenocować, nie? - spytałam niezwykle słodkim głosem. - Proszę, mam istne piekło w domu.
      ~ Zadowolisz się materacem, czy chcesz spać na kanapie? - spytał z irytacją.
      - Może być materac. - odparłam.
      ~ Jasne, już schodzę. Tylko bądź cicho. - dodał i się rozłączył.
      Wydałam z siebie pomruk zadowolenia i przyśpieszyłam. Jak dotarłam młody Uchiha stał w drzwiach ze zmęczonym wyrazem twarzy i potarganymi włosami. Zaśmiałam się pod nosem, ale odmówiłam sobie komentarza, jeszcze by mnie wyrzucił. A tak to grzecznie zaprosił mnie do domu i polecił udać się za nim do jego pokoju, ponieważ tam miałam spać. Nie powiem byłam trochę zdziwiona, ale znając go nic zboczonego nie zrobi, mogłam być tego pewna.
      Pokazał mi jeszcze drzwi do łazienki, gdzie mogłam się spokojnie przebrać, a po chwili weszłam do pokoju. Jak się okazało, nie byłam tam jedynym gościem. Zauważyłam tam jeszcze blond czuprynę, co oznaczało, że nocował u niego Uzumaki. Jak zwykle spał sobie smacznie, nie wiedząc co dookoła się dzieje. Może jakiś fajny rysunek na twarzy by się przydał?
     Sasuke był już kompletnie rozbudzony, więc trochę pogadaliśmy. Wygrali zawody i to z ogromną przewagą, aż trzydziestu punktów. Przyznał, że było dość cicho i spokojnie bez Inuzuki, a Naruto nie miał się z kim wygłupiać i kłócić. Ogólnie nie na rękę było im stracić takiego rozgrywającego.
       Chyba dopiero o godzinie czwartej położyliśmy się spać. Zasnęłam niemal natychmiastowo. I zgadnijcie co mi się śniło! Tak, macie rację. To był Deidara. Nie pamiętam co dokładnie tam się działo, ale wiem, że tam był. Ku mojemu zaskoczeniu przez to obudziłam się z wielkim bananem na twarzy. Sama byłam zaskoczona ty, ale jakoś nie chciałam się wielce mądrzyć.
      Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam, że brakuje tutaj bruneta. Wygramoliłam się z mojego posłania i udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności po czym szybko się ubrałam. Nie wiedziałam co mam ze sobą począć, więc poszłam poszukać zguby.
       Jak się okazało Uchiha był w kuchni i najwyraźniej przygotowywał śniadanie. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam bliżej, bacznie obserwując moje kolegę. Widać było, że lekko się speszył, ale dalej udawał, że to kanapki poświęcając jego całą uwagę, bądź przyrządzana sałatka.
     - No, no. - zaczęłam w końcu. - Odkrywam twoje talenty. - zaśmiałam się.
     - Jest ich wiele. - odparł bez większego namysłu.
     - Doprawdy? - wyszczerzyłam się zaczepnie, a on skomentował to tylko spojrzeniem pełnym irytacji. - A tak zbaczając z tematy... czemu Uzumaki u ciebie spał?- spytałam i zabrałam mu jedną kanapkę. - Dobra.
     - Dzięki. - odpowiedział. - Śpi, bo idiota kluczy zapomniał, a jego rodzice wyjechali gdzieś tam, a wujek oczywiście zmył się na kilka dni. - odpowiedział.
      - Co za głąb. - skomentowałam, a Sasuke uśmiechnął się pod nosem.
      - To idź go obudź. - polecił, a ja niepewnie przytaknęłam.
      Czemu on się tak uśmiechał? Co sobie myśli, że nie dam rady czy jak? No nie doczekanie jego! Jeszcze mu pokarzę i zniszczę ten uśmieszek! O tak, takie mam plany.
      Weszłam z pełnym zapałem do pokoju i od razu zaczęłam szarpać blondyna. Niestety żadnej reakcji. Westchnęłam i zaczęłam mu krzyczeć do ucha. I to również się nie zdało. Uderzyłam go w pierś, a ten tylko machnął ręką jak na muchę. Potem jeszcze jakieś pięć niezawodnych sposobów i wszystko na nic. Już chyba wiem dlaczego ten palant się tak śmiał... Ale jeszcze zostały mi trzy pomysły. Bicie książkami, skakanie po nim i oblanie wodą. Co by tu wybrać?
     Ostatecznie postawiłam na skakanie. Niepewnie weszłam mu na plecy i zaczęłam chodził, lekko kopać jego całe ciało, ale i to na nic. Czy ja go muszę w krocze uderzyć czy co? No na pewno nie. Więc zostaje tylko woda. Znalazłam jakiś pusty wazon i szybko udałam się do łazienki w celu napełniania naczynia, a później już tylko cel do realizowania. Wylałam mu lodowatą ciecz na twarz, a ten tylko się skrzywił. Nie no... serio? Przecież go nie zniszczę książek Sasuke. Chyba się poddam.
     Z grymasem niezadowolenia, udałam się do kuchni. Od razu Uchiha zaczął się śmiać jak idiota, a ja tylko wytknęłam mu język i kazałam by pokazał mi ten jego "niezawodny sposób". Obserwowałam jak odchrząka, co mogło znaczyć, że zaraz będzie się drzeć, a potem jak podchodzi do schodów.
      - Naruto, ty młotku! Ciepły, podwójny ramen na stole! - krzyknął, a ja palnęłam się w czoło. Czemu ja o tym nie pomyślałam? Idiotka ze mnie.
    Chłopak zjawił się po niespełna minucie z uśmiechem na twarzy. Dopiero po jakimś czasie zaczął marudzić na temat obolałego organizmu i kilka siniaków, a potem wypytywał się o przyczyny mokrych włosów i koszulki, co oczywiście pozostawiliśmy bez komentarza. Jaszcze mu się spowiadać będę, no niech sobie nie wyobraża. Trzeba było się obudzić.
     Później czas spędziliśmy na rozmowach i jedzeniu śniadania, które przygotował Sasuke. Okazało się bardzo dobre, przez co Naruto śmiał się, że mógłby robić mu kanapki do szkoły. A potem z tego wszczęła się kłótnia, a ja to wszystko nagrałam na telefon. Może mi się do czegoś to przydać.
      Następnie graliśmy w jakieś gry na konsoli. Nawet fajne, ale tylko raz wygrałam i nawet nie wiedziałam jak. Cieszyłam się, że nie muszę wracać do domu. Tam czeka mnie niezła kłótnia czy coś. No jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy... Ale dopiero wieczorem wrócę. Więc sobie jeszcze poczekają.
 



~*~
Yeey!   W końcu nowy rozdział dodałam. Jestem w szoku. Wybaczcie błędy, ale nie ogarniam tej klawiatury, którą mam. Dziwna jakaś jest i strasznie dziwnie się na niej piszę. Muszę starej poszukać... No nic, jak tam rozdział? Podobał się?
Liczę, że w końcu w zakładce "pomysły" pojawi się wasza inwencja twórcza.
Chciałbym również poinformować, że postanowiłam usunąć Nową Kronikę Woli Ognia. Napawa mnie zdenerwowaniem i wielkim leniem. Raczej wątpię, że pojawi się tak kiedykolwiek notka, więc lepiej usunąć to, nie? Może za jakiś czas będę miała inny pomysł na bloga. Na razie będę prowadzić tylko ten.
A właśnie, zanim zapomnę... Z jaką parą chcielibyście one-shota? I może o jakiej tematyce? 10 mam urodziny i chciałabym z tej okazji coś dodać... Ale nie mogę zdecydować się na konkretną parę....
Liczę na wasze komentarze!