niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział ósmy.

   
   Zrobił się duży tłok, a nikt nie zwracał na mnie zbytniej uwagi. Uśmiechnęłam się pod nosem i w dosyć szybkim tempie opuściłam pokój, a następnie pomieszczenie. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Z jednej strony wreszcie dowiedziałam się, a raczej uświadomiłam sobie co tak naprawdę czuję do Deidary. I czy może to jego zachowanie oznaczało, że on... Nie! To przecież niedorzeczne i głupie! Po za tym... widziałam go z Namine, a to musiało coś znaczyć.
     Ukłucie w sercu było nie do zniesienia. Byłam kompletnie skołowana i rozkojarzona, a do tego nie potrafiłam racjonalnie myśleć. I nawet uderzyłam w słup! Bo przy moim szczęści to było oczywiste, wręcz do przewidzenia. A może powinnam dać się rozjechać?
      Usiadłam na ławce, na przeciwko tej fontanny. Cholera, znów mam jego obraz przed oczyma. W końcu to jego tutaj poznałam i może ta chwila nie była zbytnio udana. Chociaż, muszę przyznać, że chwile spędzone w tym miejscu mnie naprawdę uszczęśliwiły i zmieniły. Dostrzegłam, że Riruka nie jest pustą lalunią i stara się zastąpić mi matkę. Moją matkę, która nawet kartki na święta nie potrafiła mi wysłać!
     Po moim policzku spłynęła łza. To boli. Cholerna świadomość mnie teraz uderzyła. W tak krytycznym i głupim momencie. Zawsze starałam się pomóc mojej rodzicielce, bo wydawało mi się, że jestem jej potrzeba. W końcu została sama, no może prawie sama, na lodzie bez pieniędzy. To właśnie dlatego wysyłałam jej pieniądze zarobione w bibliotece, a ona nawet nie podziękowała. Nie zadzwoniła, nie napisała... nic!
      - Kretynka. - powiedziałam do siebie pod nosem.
    Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do mojej pracodawczyni. Wyjaśniłam jej, że nie mogę pracować, bo nauka jest najważniejsza. Trochę się zmartwiła, wyczuwając podstęp. W końcu sporo czasu razem spędziłyśmy. Ale taktownie nie spytała o powód, tylko wyraziła swoje rozczulenie. Mimo to zgodziła się i poprosiła mnie, bym ją czasem odwiedziła. Przemiła kobieta. Podziękowałam jej i schowałam telefon w torebce, powolnie wstając.
     - Przestaniesz za mną chodzić, ty jebany padalcu? - usłyszałam dobrze znany mi głos.
    Zdziwiona obróciłam się i ujrzałam wściekłą Tayuyę, a za nią idącego z rękoma w kieszeni Sasoriego. Był co najmniej znudzony jej dłuższymi wyzwiskami. Schowałam się za drzewem i zaczęłam ich obserwować. Wiem, to dziwne, ale może w ten sposób uda mi się dowiedzieć czemu tak świetne rodzeństwo, służące przykładem się rozwaliło?
     - Nie. - odpowiedział znudzony.
     - Wkurwiasz mnie! - przystanęła i spojrzała na niego spode łba, zakładając dłonie na biodra.
     - Mam cię przeprosić czy co?
     - Przestać za mną łazić! Nudzi ci się czy co? - warknęła. - Nie jesteś psem mojego cholernego brata by jego rozkazów słuchać...
     - Masz rację, nie jestem. - uśmiechnął się. - Po prostu nie chcę byś wpakowała się w kłopoty.
      - T...to... - z takiej odległości jedynie widziałam, że się zmieszała, a to nie codzienny widok.  - To nie jest twoje życie! Mam prawo robić z nim co chce!
      - Jasne. - podniósł obie dłonie w geście ugody. - Ale nie sądzisz, że zadawanie się z nim, może cię sprowadzić na... nieco zły kierunek, a nawet krzywdę wyrządzić? - powiedział to bardzo spokojnie i poważnie. - Tu już nawet nie chodzi o to, że Yahiko się o ciebie martwi, ale... - spojrzał w bok. - Spotykanie się z trzydziestoletnim alfonsem i handlarzem narkotyków uważam za strasznie dziecinne zachowanie.
     Wybałuszyłam oczy. Że co ona robiła? Przecież mogło coś się jej stać! Ten drań mógł ją gdzieś wywieść, kazać zażywać te świństwa, a nawet zabić! Czy ona do reszty zgłupiała? Wiem, że nadmierna dawka adrenaliny ją kręci, ale niech sobie w takim razie na bungie skoczy, a nie włazi w takie coś!
     Chciałam już do niej podejść i powiedzieć co o tym sądzę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. W końcu, co ja bym jej powiedziała? To samo co Sasori? I może jeszcze z takim samym skutkiem, nie no naprawdę. To by było żenujące. Ale z drugiej strony nic mi nie powiedziała o żadnym chłopaku. Może nie chciała właśnie takiej sytuacji. No ale w końcu jesteśmy przyjaciółkami, do cholery!
    Patrzyłam jeszcze osłupiała na to jak dwójka czerwonowłosych ludzi krzyczy na siebie. Ja jednak byłam zbyt zaszokowana tym faktem. Wiedziałam, że ma jakiś problem, ale nie przypuszczałam, że jest on tak poważny. Czy ta dziewczyna nie ma mózgu?!
      - Każdy tak twierdzi! - z przemyśleń wyrwało mnie warknięcie. - Kogo się nie zapytasz to cię w głowę puknie. Ten facet chce cię wykorzystać i tyle! A ty jak zwykle jesteś zbyt naiwna. Zachowujesz się jak trzyletnie dziecko!
      - Nie jesteś moim ojcem by mówić mi co mam robić! - odkrzyknęła. - A ty co tak naciskasz  może zazdrosny jesteś?!
      - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. - widziałam lekki, ale smutny uśmiech na jego twarzy. Obrócił się na pięcie i dodał: - Zrobisz jak uważasz. - po czym odszedł.
       Tayuya stała gapiąc się w miejsce w którym odszedł Akasuna. Z mojego punktu obserwacji można było dostrzec rumieńce na jej policzkach. Po chwili załkała głośno i upadła na kolana. Chciałam do niej podejść i pocieszyć, ale stwierdziłam, że sama musi zdecydować. Moje zdanie tutaj w niczym nie pomoże. W końcu, o niczym mi nie powiedziała.
      Z zaciętym wyrazem twarzy, udałam się w kierunku domu.
      Tam, przed drzwiami zastałam Deidarę. Oczywiście szybko wbiegłam w krzaki i poczekałam, aż macocha wytłumaczy mu, że jeszcze nie wróciłam. Chyba się martwił, bo miał dziwny wyraz twarzy. Ukłuło mnie w serce, ale czułam się zbyt zażenowana by z nim porozmawiać. Po co, podejdę i powiem " Hej, czemu całowałeś się z moją ciotką? A tak nawiasem mówiąc to się chyba w tobie zakochałam." Za idiotkę by mnie chyba uznał i wyśmiał. Zero szans u niego...
     W końcu odszedł, a ja spokojnie weszłam tylnym wejściem. Na kanapie siedziała moja siostra, a jak mnie zauważyła to zaczęła się nie opanowanie śmiać, aż spadła na podłogę. Później chwila spokoju i znowu to samo. Aż musiałam podejść do lustra.
     Aha, rozumiem. Wyglądam jak córka Frankensteina. Zadrapana skóra na rękach, szyi i policzku, powyciągane i lekko okurzone ubranie. O włosach to się nie wypowiem, bo chyba trzecia wojna światowa się tam toczyła, a liście to były czołgi. Nie no, w cyrku zrobiłabym furorę.
      - Przed chwilą przyszedł twój kolega i się o ciebie pytał. - z kuchni wyłoniła się Riruka.
      - Wiem. - ucięłam krótko.
     Po chwili ujrzałam czarnowłosą ciotkę, która uśmiechnęła się chytrze i obrzuciła mnie zwycięskim spojrzeniem. Dobrze, że mam wysoką samokontrolę i nie rzuciłam się na nią. A miałam ochotę i to wielką. Już sobie wyobrażam jak zwisa z klosza w salonie, powieszona za flaki. Słodki widok, nie ma co. I chyba dzięki tej wizji udało mi się powstrzymać. Głupia jędzą.
     - Rany dziecko, co ci się stało? - a na dokładkę na starucha. - Myślałam, że diabła zobaczyłam! O mało zawału nie dostałam.
       - Eee? A wielka szkoda. Przynajmniej byłby spokój. - odpowiedziałam.
       - Za gorsz kultury!
       - I co? Rozbeczysz się? Zaczniesz tupać, przeklinać, wyzywać, modlić się, wiercić, skakać? Idź oglądać TVP Kultura stara... - w ostatniej chwili ugryzłam się w język, a tej babie aż gałki z oczu wyleciały. - Nie mam nastroju. Idę umrzeć, papa.
       Riruka obdarzyła mnie zmieszanym spojrzeniem i zapewne chciała coś powiedzieć, mimo, że konkretnie nie wiedziała co. Otwierała i zamykała usta na przemian, co mnie nawet podniosło na duchu. Moja siostra natomiast tylko bacznie mi się przyglądała. Wywiercała dosłownie dziurę w mózgu i brzuchu zarazem. To nie było komfortowe.
      Potem szybko zrobiłam sobie ciepłej herbaty i w ciszy udałam się do pokoju. Nikt nie komentował mojego zachowania. Może to i dobrze. Jeszcze bym się tłumaczyć musiała. Chociaż, chyba moja Kiriko coś zrozumiała, bo nie było wywiadu śledczego. A to dobry znak.
      Położyłam prujący kubek na stoliku i z głośnym jękiem rzuciłam się na łóżko. Chwilę marudziłam w poduszkę, ale każdy kto stałby z boku usłyszałby zapewne tylko jakieś nieokreślone dźwięki. W sumie, nawet ja dokładnie nie wiem co tam gadałam pod nosem. Po prostu byłam przybita i z jakiegoś powodu przygnębiona.

 ~*~

     Dzisiaj padało. Cóż za ironia. Chciało mi się płakać, a pogoda robiła to za mnie. Nie no, bosko po prostu. Czuję się okropnie i to przez duże ,,o''. Od tamtego feralnego dnia minął prawie tydzień. Cały czas gdy wychodziłam z domu trafiałam na Deidarę. Widocznie od tamtego momentu, w którym był pod moim domem dał sobie spokój. Każde z nas siebie unikało. Dziecinne i to strasznie, ale naprawdę ja nie mogę przebywać w jego towarzystwie. Kocham chłopaka, którego lubi moja ciocia. I to właśnie ona kilka razu się z nim spotkała. Świetnie są parą... kto mi pożyczy sznurek? Zrobię szubienicę.
    Zakryłam poduszką twarz i opadłam plecami na łóżko. Do mojego mózgu zaczęły napływać jakieś paskudne rzeczy. Wyobrażałam sobie Namine w ślubnej, wspaniałej sukni. A przy niej Dei w krawacie. Uśmiechał się do niej i czekał pod ołtarzem! No to jest chore... Albo inna myśl, która podniosła mnie tak na duchu, że leżę i nie wstaję. Siedzą sobie w ogródku, a w około nich dwójka dzieci. Dziewczyna z czarnymi włosami, podoba do Deidary i blond chłopczyk o urodzie Namine. Cu - downie!
     Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zareagowałam. Bo po co? I tak mi się nic nie chce. No może oprócz dwóch rzeczy. Krzyczeć i płakać. Tak, to dobre rozwiązanie. W końcu je wykonam. Przycisnęłam poduszkę bardziej do twarzy i zaczęłam drzeć się jak opętana. To nie ma sensu no!
     Gdy skończyłam, zorientowałam się, że płaczę. Cholera. Nie chcę płakać. Nie przez takie coś. Nie przez niego. W końcu byliśmy tylko dobrymi przyjaciółmi, no! Nic więcej. To ja jestem tylko taka głupia, że pomyślałam, że może być między nami coś innego. Głupia, głupia, głupia!
     - Beznadziejna idiotka. - wyłkałam w poduszkę i wstałam.
    Oczywiście leżałam od dłuższego czasu i w skutek bólu mięśni upadłam. Leżałam na podłodze twarzą do ziemi i ryczałam jak jakieś dziecko co lizaka nie dostanie. Jestem żałosna! Ale nie mogę wziąć się w garść. Przecież oni się tylko całowali, a po za tym my jesteśmy znajomymi. Miał takie prawo. Ale do cholery! Ja chciałabym być na jej miejscu. Wolałabym gdybym mogła płakać w jego ramię. O zgrozo, staczam się. Nie ma już dla mnie ratunku...
      - Matko Boska, Lisa! - usłyszałam głos mojego taty.
      - Łamiesz przykazanie. - dopowiedział głos tej staruchy. Ale był oddalony. Nie było jej tutaj.
      - Kochanie, wstań. Nie leż na podłodze. - poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na plecach.
      Nie miałam na to ochoty, ale mimo to w końcu podniosłam się do pozycji siedzącej. Pociągnęłam nosem i wytarłam załzawione policzki skrawkiem białego swetra. Popatrzałam na ojca. Jego brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie ze smutkiem. Kilka zmarszczek zagościło na jego kwadratowej twarzy, przez zmarszczenie krzaczastych brwi. Dostrzegłam nawet zarost.
      Nic nie powiedział tylko delikatnie mnie podniósł i postawił przed lustrem, dalej trzymając. Zachęcająco kiwną na nie, żebym popatrzała. I w końcu to zrobiłam. Nie ma sensu mu się sprzeciwiać.
      Ujrzałam brzydką i dosyć niską dziewczynę. Blada cera, na którą zarzucony został tylko biały, gruby sweter i szare dresy. Włosy w kompletnym nieładzie, nieczesane od dwóch dni, zakrwawione oczy, czerwone policzki, z widniejącymi strużkami po łzach. Wrak człowieka i nic więcej.
       - Deidara - kun nie umówi się z taką osobą. Musisz dbać o siebie i postarać się by widział zawsze twój przepiękny uśmiech na twarzy. - powiedział mój ojciec, delikatnie szczypiąc za nadęte policzki. Wysiliłam się nawet na słaby uśmiech. - Więc?
       - Nie dam rady. - odparłam.
      Tata mlasnął i udaliśmy się razem na łóżku. Tam mnie przytulił, a ja wpadłam w histerię. Łkałam, mocząc mu bluzę i opowiadałam o tym co się wydarzyło. Delikatnie gładził moje plecy i potakiwał ze zrozumieniem.
      Już dawno nie byliśmy tak blisko. Dopiero teraz poczułam jak bardzo mi go brakowało. Całe dnie siedział w firmie, albo w gabinecie. Praca go pochłonęła i rzadko rozmawialiśmy, a co mówić tutaj o zwykłym uścisku. Potem pojawiła się Riruka i w ogóle odeszliśmy na dalszy tor. To był dla mnie cios.
       - Nigdy ich nie lubiłem i raczej nie polubię. -odparł.
       - Masz, że to tak ujmę; kolorową teściową. - zaśmiałam się pod nosem.
     - Lisa, zawsze mówiłem ci, żebyś nie naśmiewała się ze starszych. - pouczył mnie, uśmiechając się szeroko.
      - Sam się przed chwilą śmiałeś! - zaśmiałam się i delikatnie uderzyłam w ramię.
      - Jestem starszy!
      - I ci nie wypada. - wyszczerzyłam się, a on zaczął mnie gilgotać.
      - Nie pyskuj!
      - Brak argumentów. - obydwoje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
      Rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się jeszcze bardzo długo. Chyba ze cztery godziny. Tata taktownie omijał tematu dotyczącego blondyna, ale wiedziałam, że i tak do tego dojdzie. Mimo to cały czas cieszyłam się, że jest tak jak za dawnych czasów. Przypomniał sobie, że jet coś ważniejszego od pracy i pieniędzy. Kocham go.
       - Moim zdaniem powinnaś o niego zawalczyć. - powiedział gdy nastąpiła krótka cisza. - Z tego co mi mówiłaś raczej odwzajemnia twoje uczucia i musisz z nim porozmawiać. Może też siedzi przygnębiony, a z Namine spotyka się tylko, żeby wybadać co u ciebie?
       - Jeśli ona mu to powiedziała, na pewno mnie już nie zechce. - odparłam ponuro. - To parszywa żmija i zrobi wszystko...
        - Nie wiesz puki nie zapytasz. - przerwał mi i uścisnął mocno. - Nie mogę mówić ci co masz robić.  To twoja decyzja. - dodał i opuścił pokój.
       Świetnie! Po prostu cudownie. Nie no, zostaw mnie z tysiącami pytań i myślami w głowie. Tak po prostu sobie odejdź, bo przecież to nie twoje życie. Tylko córki twojej pierworodnej, do cholery!
      Leżałam bardzo długo. Z tego co wywnioskowałam to przestało padać, ale dalej się chmurzy. Wiem, głębokie przemyślenia i wszyscy będą mi zazdrościć. Może powinnam do niego zadzwonić? Ale co ja mu powiem? No co, się pytam? Czemu nikt na ten temat podręczników nie robi? A może robi?
      W końcu usłyszałam jak przychodzi do mnie sms. Westchnęłam i złapałam za telefon. Pewnie wiadomość od operatora. Przedłużenie umowy! Mamy świetną ofertę! Do końca umowy zostało ileś tam! Czy ściągnęłaś już nowy dzwonek?! Pewnie coś takiego.
     Od Deidary. Wmurowało mnie.
     Chce się spotkać. Zaliczyłam zgon. A dokładniej to:
     Musimy koniecznie porozmawiać. Czekam w parku, przy fontannie o 19:30. Do zobaczenia. 
     Mhh... Ale romantycznie. Po prostu leżę i nie wstaję...
     No, ale nic. Trzeba pójść i wyjaśnić sprawę. Teraz albo nigdy. Boję się. Chyba wolę to nigdy. Ale nie! Słuchaj słów ojca. Chociaż raz wypadałoby go posłuchać. A może ma rację? Przecież nie można ciągle uciekać. Trzeba wziąć się za siebie i uciec pod łóżko. Tak, wspaniałe i konkretne wyjście.
      - Ogarnij się! - krzyknęłam do siebie i sama sobie dałam z liścia. Ja jestem psychopatką czy coś...
     Szybko pobiegłam do łazienki, o mało nie przewracając Namine. I dobrze. Niech się wyłoży i niech ten biały kundel ją zje. Przecież to taki groźny pies. Serio, czasami się zastanawiam czy żyje... Bo nie widziałam żeby sam chodził.
      Postanowiłam wziąć szybki prysznic i rozbić porządek z tym czymś co się na mojej głowie znajduje. O matko, futro dosłownie. No, ale nic. Zajęło mi to z godzinę. Zdałam sobie właśnie z tego sprawę. Nie wiem, która teraz jest. A co jak już dziewiętnasta?
       Wysuszyłam włosy i założyłam czystą bieliznę, po czym wyparowałam do pokoju. Znowu kogoś zahaczyłam. Powinnam sobie nalepić nalepkę na głowę ' Uwaga pirat'. Łazienkowy, albo domowy. No jak kto woli...
       Teraz problem. W co się ubrać. Na pewno nie będę się stroić. Co to to nie. O już wiem. Zwykłe, czarne rurki, szara koszulka z krótkim rękawem i bluza. Też szara jakby ktoś pytał. I w takim zestawie mogę iść. Jeszcze tylko zwiążę w kitkę włosy i w ogóle będzie git! Cieszmy się wszyscy bo wyglądam jak menel... nie no nie przesadzajmy.
       - Już dwadzieścia po. Powinnaś wyjść. -usłyszałam głos siostry.
      Obróciłam się i wbiłam w nią pytający wzrok.
      - Zostawiłaś otwartą wiadomość, a telefon leżał na podłodze, to podniosłam. - odparła poważnie i spokojnie. - I jak dowiem się, że ten baran zrobił coś mojej siostrze to bądź pewna, że skończy bez czegoś. - również spokojnie dodała i odeszła.
        Ja się jej boję.
        Mimo chwilowego osłupienia, w końcu wyszłam. Szłam powolnie, z rękoma w kieszeni. Już z oddali go zauważyłam. Stał oparty o drzewo, uważnie mnie obserwując. Blond włosy opadały luźno na twarz i plecy. Ubrany w czarne bojówki i czarną koszulkę. Jejku, aż nogi mi się uginają. On jest po prostu cudowny. I jak ja miałam się w nim nie zakochać? To chyba przez to wspaniałe, błękitne tęczówki.
       Gdy dzieliło mnie od niego może z dziesięć metrów, sparaliżował mnie strach. Kompletnie nie pomyślałam nad tym co mu powiem. Mam prosto z mostu wypalić? Nie, to nie w moim stylu. No dobra w moim, ale nie w takich rzeczach! Aż tak odważna nie jestem.
      - Myślałem, że zapadłaś się pod ziemię. - powiedział w końcu.
      - Byłam blisko. - odrzekłam.
      - Wiesz... ja... Chciałbym ci powiedzieć...
      - Dlaczego całowałeś się z moją ciotką? - spytałam, przerywając mu.
      No tak. Moja głupota. Ale ciśnienie mi się podniosło. Mimo to, lepiej czułam się, że w końcu to z siebie wyrzuciłam. Może poznam odpowiedź. Mam nadzieję. Chyba inaczej nie wytrzymam. To po prostu samo z siebie wypadło mi z buzi. Już czuję jak się rumienię...
      Nastała długa cisza, więc podniosłam wzrok. Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś w bok. Miał zaciśnięte zęby, a było to widoczne przez widoczną kość policzkową. A do tego miał zaciśnięte dłonie w pięści. Oho, denerwował się. Ale słodko wyglądał...
      - Sam nie wiem. - odpowiedział, a ja miałam ochotę plasnąć się w czoło. - Tańczyliśmy, a potem nagle... -mocniej zacisnął pięści. - Nie chciałem tego. Byłem na początku w szoku, a po chwili musiałem wyjść na papierosa. No, a resztę znasz. - kiwnęłam głową.
      - A dlaczego się z nią spotykałeś? - kolejne, głupie pytanie. Ugryź się w końcu w język!
      - A co, zazdrosna? - chyry uśmieszek i dziwny błysk szczęścia w oku zagościł na jego twarzy.
     - Nie, po prostu jestem ciekawa. - skłamałam.
     - Chciałem wiedzieć co z tobą. Ostatnio z nikim się nie spotykałaś, unikałaś mnie, nie odbierałaś telefonów i ja... no tego.. martwiłem się. - powiedział, a mnie wmurowało.
      Że si martwił o mnie? Jej, aż mi się ciepło na sercu zrobiło. No... się zarumieniłam.
      - To miło. - mruknęłam w końcu. - Może... Mogę zabrać ze sobą osobę towarzyszącą na wesele mojego taty. Jeśli chciałbyś, możesz pójść ze mną. - uśmiechnęłam się lekko. Czas się w końcu o niego postarać!
      - Z miłą chęcią. - odwzajemnił gest.
     - Muszę już iść. - zaczęłam, aż chciało mi się skakać ze szczęścia! - Dziękuję za ratunek, no wiesz wtedy. Wiem, co by się stało gdyby nie ty.
     Już miał coś powiedzieć, ale nie chciałam słyszeć już niczego. Podeszłam do niego bliżej i wspięłam się na palcach. Już czułam, aż robię się cała czerwona, ale to nie ważne. Chwyciłam go za koszulkę i pociągnęłam w sowim kierunku, a on się zniżył. Przysunęłam wargi do jego twarzy i ucałowałam go w czoło.
     Odsunęłam się szybko. Widziałam tylko jego zdziwienie. I lekko zarumienione policzki. Lekko, ale jednak. Zawsze coś. Chociaż nie to co ja. Czerwona jak pomidor, albo ketchup. Jak kto woli. Ale nie pozostałam tam długo, tyko ruszyłam w kierunku domu.
     Kocham tatę, że namówił mnie na to, żebym ja się postarała. W końcu, żadem książę z bajki nie przyjedzie na białym koniu. Chociaż ja wolę czarny motocykl.

~*~

Huhuhu... Zjebałam po całości, co nie?
Jestem beznadziejna xD

Powiem wam tylko, że mam już do końca zaplanowaną historię. Tylko nie wiem czy zmieszczę się w ilości rozdziałów. Zapewne będzie ich 13 - 15. Jeszcze przemyślę.

I jak się wam podoba?

W razie pytań, zapraszam na mojego aska :D