piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział piąty.

    Tupot stóp, głośne westchnienie, coś się potłukło. Cisza, a po chwili jakieś krzyki i uderzenie. Już nie mogłam tego wytrzymać. Ktoś obudził mnie o piątej nad ranem... No to po prostu chamstwo? Jak można być takim idiotą, by budzić normalnego człowieka o tak wczesnej porze? Na litość boską... Chyba będę musiała wstać. 
    Z głośnym westchnięciem wygramoliłam się spod kołdry i zakładając papcie, udałam się na korytarz. Podreptałam z niezadowoleniem do salonu, po drodze wpadając na mały stolik. Co za idiota go w przejściu postawił? Na kanapie siedziała moja siostra, która bujała się, trzymając kubek w dłoniach. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do niej. 

    - Nie wiem. - odpowiedziała na niezadane pytanie. - Ta kobieta od godziny już buszuje po domu. Sprząta, układa, przekłada, jakby demon w nią wstąpił. Nic nie chce mi powiedzieć. Za bardzo jest zajęta. 

    - A ojciec? - spytałam. 

    - W delegacji. Pojechał jakieś trzydzieści minut temu. Wróci za tydzień. - oznajmiła. - Idź się dowiedź o co chodzi... - jęknęła. 
     Przytaknęłam i ruszyłam w kierunku kuchni. Znalazłam ją tak jak mieszała jakieś warzywa i owoce. Przez chwilę zastanawiałam się po co, ale wolałam nie pytać. Chociaż, może musiała wyjść czy coś. Ale przecież też umiem coś ugotować, a nie... 
    - Mogę wiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz? - spytałam z irytacją
    - Nie przeklinaj w domu, proszę. - burknęła. - A co robię? Jak to co? Gotuję, nie widać? Przepraszam, że was pobudziłam, ale to istna katastrofa. Do tego Izuru wyjechał. Ja nie wiem jak ja mam... - wypowiadała kolejne słowa, biegając od garnka do lodówki, od lodówki do blatu, od blatu do kuchenki. I tak ciągle. 
    - Jaka katastrofa? 
    - Moja babcia z siostrą będą tutaj lada moment! - wycedziła. - Musimy się jakoś przygotować. Ja je kocham, ale one są... no tego. Mają dość osobliwy charakter. A zresztą, rozumiesz jak je poznasz. Będziesz chciała uciec po dwóch godzinach, a ja z nimi osiemnaście lat mieszkałam... I to jeszcze jak się wyprowadziłam, mi do domu przychodziły... ajj... 
    - Już dobrze, uspokój się. - powiedziałam niepewnie. - Jakoś damy radę, nie? 
    Blondynka spojrzała się na mnie dość dziwnym wzrokiem, a ja poczułam dreszcze. No chyba mi nie powiecie, że one są, aż tak okropne... Dopiero do jednej kosmitki się przyzwyczaiłam, a tu mi się dwie nowe do domu zlecą? Co to laboratorium czy jak? 
    Nim zdążyłam coś powiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi, na które obie podskoczyłyśmy. Riruka przełknęła ślinę i popatrzała na mnie błagająco. Z westchnieniem skinęłam głową i podreptałam do drzwi wejściowych. Nie wiem czemu, ale okropne przeczucia. Wiedziałam, że jej rodzina do nas przyjedzie, ale tak dwanaście dni przed ślubem? No to trochę dziwne... Zirytowało mnie to, że dzwonek co chwila dzwonił. Dwie minuty chyba można poczekać tak? Co za ludzie... 
     Gdy otworzyłam wejście, ujrzałam dwie kobiety. Jedna z nich była niską i pulchną kobietką o ciemnych włosach i jasnych oczach. Miała wiele zmarszczek na twarzy i grymas wściekłości na niej wymalowany. W dłoniach trzymała małego pieska, który był cały biały. Obok niej stała wysoka i szczupła kobieta o delikatnych rysach twarzy i jasnej cerze. Miała niebieskie oczy i czarne włosy upięte w kok. Spojrzała na mnie ze znudzeniem i poprawiła swoją czarną sukienkę.
    - Strasznie długo musiałyśmy czekać. - zaczęła starsza. - I co to ma być? To tak się wita gości? W piżamie? I to jakiej? Zero wstydu młoda damo. - dodała.
  Chciałam coś powiedzieć, ale ostatkiem sił się powstrzymałam. Tylko zmierzyłam ją zdegustowanym spojrzeniem i zaprosiłam je do środka. Burknęły coś pod nosem i czekały na dalsze instrukcje. Ja jednak przejrzałam się w lustrze, by upewnić się co jest nie tak z poją piżamą. Zobaczyłam tylko czarną, powyciąganą i luźną koszulkę oraz czerwono - czarne spodenki w kratkę  i papcie. No i co tutaj dziwnego?
    - Nie zaprosisz nas dalej? - spytała ta młodsza, wysokim tonem.
    - A co? Same sobie nie umiecie przejść? - spojrzałam na nie jak na idiotki i ruszyłam do salonu.
    Zobaczyłam moją macochę, która ubrana była w czarną spódnicę i białą koszulę bez rękawów. Uśmiechnęła się do tych dwóch przyjaźnie. Moja siostra parsknęła śmiechem i poprawiła swój ubiór, który składał się z długich, białych spodni i żółtej koszulki, która była za duża na nią o co najmniej dwa rozmiary.
    - Witam was! Jak miło, że przyjechałyście. - powiedziała blondynka.
    - To twój dom? Spodziewałam się czegoś lepszego po tobie.
    - I do tego masz fatalną służbę. - dodała babunia. - Kto to widział otwierać drzwi gościom w samej piżamie! Powinnaś ją zwolnić.
    - Że co? - zaczęłam zła. - Że ja służba? No chyba cię porąbało! Ja tutaj mieszkam!
    - Babciu, Namine to są moje pasierbice. - powiedziała szybko Riruka. - Ta starsza to Lisa, a ta tutaj to Kiriko.
    - Myślałam, że twój narzeczony nie ma dzieci. - zaczęła Namine z uśmieszkiem. - Sądziłam, że nie będziesz chciała się opiekować się dzieciarnią.
    - Dziewczynki są naprawdę wspaniałe! - zapewniała.
    - Chyba nie wychowane...  - dodała Babcia.
   Odchrząknęłam znacząco i zapanowała cisza. Moje pierwsze wrażenie o tych tutaj. Wiedźmy. Coś mi się zdaje, że jednak będę miała kogo denerwować i w razie czegoś mogę wytłumaczyć się, że one w stosunku do nas nie są zbyt milusie. Z jednej strony byłam wściekła, a z drugiej nawet mi się to podobało. Zresztą, mojej siostrze również. Widziałam ten błysk w oku i uśmieszek na twarzy, co mogło oznaczać tylko jedno...
    Po kilku minutach macocha wskazała ich pokój, a te z jękiem niezadowolenia, że musiały nieść własne torby, tam się udały. Wtedy z ulgą opadłyśmy na kanapę. To naprawdę będzie bardzo ciekawy okres czasu. No już to widzę. Naprawdę coraz mniej zaczyna mi się to podobać...
    - Wiem, że są strasznie irytujące, ale mam do was prośbę. - zaczęła macocha. - Nie bądźcie dla nich takie jak dla mnie byłyście na początku. Dobrze? Mi bardzo zależy żeby cała ceremonia przebiegła pomyślnie, bez kłótni, co wy na to?
    - Chyba śnisz. - zaczęłam. - Mogę zgodzić się na zero sprzeczek w czasie ślubu i wesela, ale w inne dni nie każ mi być dla nich miłą. - dokończyłam.
    - Zgadam się z nią. - burknęła siostra. - Te dwie jeszcze dadzą nam w kość, a ja wcale nie jestem taka cicha na jaką wyglądam. - powiedziała, a po chwili zaśmiała się chicho. - Jak stracę cierpliwość to przestanę udawać i będzie piekło, nie siostra?
     - Jasne. - wyszczerzyłam się i przybiłyśmy żółwika.
    Jeszcze chwilę pogadałyśmy, aż w końcu poszłyśmy do swoich pokoi. Ja usnęłam na pół godziny, ale to i tak mi nic nie dało. Dalej byłam zmęczona i bez życia. Czułam się jakby z dwadzieścia razy poskakał sobie po mnie zawodnik sumo... Tragedia. I ja tak mam iść do szkoły? No już to widzę. Pewnie spać będę na wszystkich lekcjach. I już do dyrektorki pójdę. Szczerze to ja się jej boję. Odkąd jestem w tej szkole to chyba z trzy biurka rozwaliła i drzwi wyważyła. Straszna kobieta. Współczuję jej mężowi i rodzinie... Ciekawi mnie tylko jedno. Skąd w kobiecie po pięćdziesiątce tyle siły i energii. Matuniu...
    Z wielką niechęcią ubrałam się w stare jeansy i biały golf. Wyglądało jakby miało padać i do tego było strasznie zimno. Wolałam nie ryzykować przeziębieniem ani niczym takim. Związałam włosy w luźnego koka i spięłam grzywkę do tyłu. Zaczyna mnie coraz bardziej ona irytować. Sobie ją obetnę, albo coś. No, ale mniejsza o grzywkę. Nie mogłam znaleźć moich trampek. To było strasznie irytujące, bo zostawiałam je na korytarzu. Coś mi świta... W szafie są!
    Po przyszykowaniu się przyszedł czas na śniadanie. Ku mojemu nieszczęściu nasi goście już siedzieli i oczekiwali na posiłek. Sapnęłam pod nosem i spojrzałam na zegarek. Zaraz Sasuke z Naruto powinni po mnie przyjść. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam kilka składników, robiąc dwie kanapki, które popijając mlekiem, zjadłam. Cały czas czułam wbijające i wywiercające mi dziurę w brzuchu spojrzenia. Czy te dwie baby nie widziały jedzącej w pośpiechu nastolatki?
    - Widzę, że prowadzisz niezdrowy styl życia. - zaczęła starsza.
    - A spadaj! - warknęłam.
    - Jesteś bardzo niekulturalna, młoda damo.
    - Ja? - parsknęłam, ale widząc zabójczy wzrok macochy, powstrzymałam się. - A kto się nawet nie przedstawił tylko zaczął marudzić?
    - No to to już bezczelność. - jej skóra na policzkach całą się zatrzęsła jak u jakiegoś psa. 
    - A tutaj się z panią zgadzam. - dodałam z uśmiechem. - Nie wiem kto panie wychował. - tym razem to moja siostra wybuchnęła śmiechem, a nawet Riruka lekko się uśmiechnęła i zakryła usta dłonią.
    Natomiast obydwie przybyszki zadławiły się jedzeniem i spojrzały po sobie w dość dziwny sposób. Jakby ducha zobaczyły. Przez chwilę zastanawiałam się, czy ja byłam pierwszą osobą, która powiedziała im, że są niewychowane? Jeśli tak, to ja już się z siostrą postaram by zapamiętały nas przez bardzo długi czas.
     Namine już chciała coś powiedzieć, ale rozległ się dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to pomnie i moją siostrę, która szybko wstała i pobiegła do swojego pokoju. Po minucie już gotowa stała obok mnie. Pomachałyśmy reszcie i udałyśmy się w stronę drzwi. Szczerze to współczułam naszej macosze. Teraz do naszego powrotu pewnie będzie wysłuchiwać ich skarg na nasz temat. No trudno... jak się sprasza rodzinę trzeba cierpieć, nie?
      Otworzyłam wejście i zastałam tam uśmiechniętego szatyna. Trochę zdziwiłam się na jego widok, ale czasami i on z nami chodził do szkoły, chociaż to my po niego szliśmy. Zawsze był zbyt leniwy i nie mógł rozstać się ze swoim psem, którego ja również bardzo polubiłam. Akamaru był w prawdzie bardzo dużych rozmiarów, ale za to puszysty i słodki. I do tego wytresowany. Nie tak jak jego właściciel.
    - Kiba? - spytałam w końcu.
    - No, to ja. - odpowiedział z uśmiechem. - Naruto i Sasuke pojechali na zawody i zapomnieli ci o tym powiedzieć. Zadzwonili po mnie, że ja mam po ciebie wyjść.
    - Aha, a ty czemu z nimi nie jechałeś? Przecież potrzebują rozgrywającego... - zaczęłam, a młody Inuzuka pomachał mi przed twarzą gipsem, który miał na ręce. Zdziwiłam się, ale to było dobitnym wyjaśnieniem.
     - Co się stało? - spytała Kiriko.
    Ten uśmiechnął się głupkowato i udał się przed siebie, a my za nim. Może nie chciał o tym mówić, albo po prostu to było tak głupie, że nie warto wyjaśniać. A o jego głupotę nie było trudno. Razem z Naruto często robili różne dziwne rzeczy, za co mięli wielkie kłopoty. Czasami udało im się wciągnąć w to Sasuke, ale nawet jeśli coś zrobił, wychodził z tego cało. Po prostu chłopak umiał się bronić. Choć, podobno w podstawówce i gimnazjum dość często miał spotkanie z dyrektorem. Zawsze byłam ciekawa czego to dotyczyło, ale jakoś nie pytałam. Okazji nie było...
    - To powiesz nam, czy nie? - zerknęłam na niego pytająco, a ten zaśmiał się nerwowo.
    - No, ten tego ja... - podrapał się z tyłu głowy. - Wczoraj razem z Naruto i Sasuke wybraliśmy się na do parku. I tam były takie fajne autka dla dzieci. Postanowiliśmy je wypożyczyć i było nawet fajnie, dopóki prawie nie rozjechaliśmy naszej szanownej dyrektor i pana Kakashiego. Nie udało mi się tak ładnie wykręcić i po prostu miałem dość bliskie i niemiłe spotkanie z drzewem. I tak jakoś wyszło, że sobie rękę złamałem. - zaśmiał się.
     - I.D.I.O.T.A. - przeliterowałam razem z siostrą.
     Po chwili wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Naprawdę to było głupie. Jak można w wieku siedemnastu lat być tak wielkim głąbem? No chyba, że oni są jacyś niezrównoważeni psychicznie czy mają jakąś wadę wrodzoną...
     Resztę drogi spędziliśmy na rozmowie o niczym. Po jakimś czasie moja siostra musiała zmienić kierunek, więc przez pewien czas szliśmy sami. Ja zaczęłam się zastanawiać nad sposobami dręczenia tych zarozumiałych panienek. Wiem, wredna jestem, ale cóż poradzić. Nie przypadły mi do gustu i tyle. Takich ludzi to powinni kastrować czy coś. Może by im ego trochę zmalało. Ale po wyjeździe do domu, będą chodzić jak w zegarku. O tak.
     Chwilę później nie wytrzymałam pytającego wzroku Inuzuki i opowiedziałam mu o dzisiejszym poranku. Ten z dziwacznym wyrazem twarzy tego wysłuchiwał i zgodził się ze mną, że trzeba im uprzykrzyć pobyt tutaj. W późniejszym etapie rozmowy zgodził się mi pomóc. Z jego idiotyzmem i dziwnymi pomysłami na pewno mnie na długo zapamiętają. Hym... może jeszcze poszłabym do Deidary? On też jest dobry w te klocki. I może resztę ich grupy? O tak, będzie kolorowo. Już się cieszę na samą myśl o tym.
     Doszliśmy do naszej szkoły, a mój towarzysz wydał z siebie niezadowolony głos. Zaśmiałam się na to pod nosem i udałam się po schodach na drugie piętro gdzie odbywały się zajęcia artystyczne. Nie lubiłam ich. Moja cierpliwość do takich rzeczy była równa zeru, więc moja ocena nie była zbyt zadowalająca. Jednak ja naprawdę nie miałam żadnego talentu. Moje obrazu wyglądały jak u pięciolatka, origami wyglądało jakby zostało zabrane z pyska jakiemuś psu. Jedynie co mi dobrze wychodziło to było ozdabianie i dobieranie kolorów. To nawet lubiłam.
     Z westchnieniem otworzyłam drzwi. Ukazała się dość spora sala. Po prawej stronie od wejścia była tablica, biurko nauczyciela, kilka prac i wazon z kwiatami. Po lewej kilka sztalug malarskich przeróżnych wielkości i wysokości oraz kilka ławek i przeróżne inne przyrządy potrzebne do prowadzenia zajęć. Całkiem przyjemne pomieszczenie z ciemną podłogą oraz ścianą, na której znajdowały się prace wybitnego ucznia, ukazujące kwitnące kwiaty wiśni i zachodzące słońce nad rzeką. Było bardzo ładnie, jasno.
     Zobaczyłam siedzącą koleżankę pod oknem, jedzącą jakieś ciastka. Uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła gest i poprawiła blond włosy. Trzeba było przyznać, że jest naprawdę ładna. Dziewczęca twarz z delikatnymi rysami twarzy, zgrabnym nosem, pełnymi ustami i jasną cerą. Do tego te jej duże i błękitne oczy. Zazdrościłam jej tego. Miała również świetne poczucie stylu i świetną sylwetkę.
     - Widzę twój entuzjazm z konieczności uczestniczenia w zajęciach plastycznych! - krzyknęła z wielkim uśmiechem, pokazując białe zęby.
     - Hurray! - odpowiedziałam, prostując ręce ku górze.
     Ta tylko się zaśmiała i ugryzła kolejne ciastko, po czym mnie poczęstowała. Wzięłam jedno i podziękowałam, siadając na ławkę. Poszerzyłam uśmiech, gdy zauważyłam jak przygląda się brunetowi, z którym dzisiaj przyszłam. Oczywiście myślała, że robi to ukradkiem i nikt tego nie zauważy. Yhym, akurat. Przede mną takie sprawy się nie ukryją. Już wyczuwam klasowy romansik! Chociaż przy ich tempie trybienia to ja prędzej zatańczę na ich grobach niż weselu. A ten pomysł mi się nie widzi. No chyba, że do tego czasu ich związek się rozpadnie czy coś. Ale chwila! Czy ja właśnie myślę o tym co się stanie jak im nie pomogę? No właśnie. Więc muszę ruszać ten tłusty zad i wziąć się do pracy.
     - No no. - zaczęłam z wielkim bananem, a następnie gwizdnęłam. - Podejdź do niego i zagadaj. To nie bajka! - Ino wybałuszyła na mnie oczy, a na policzkach pokazały się czerwone wypieki, które starała się ukryć, spuszczając wzrok. - Nie udawaj, że nie wiem o czym ja mówię.
    - W...widziałaś? - spytała nieśmiało.
    - Nie... zorientowałam się po słuchu... - sarknęłam.
    - Jakoś nie umiem. - powiedziała szybko.
   - Ale się przyjaźnicie i gadacie ze sobą. To chyba nie jest jakiś taki wielki wyczyn. - oznajmiłam, mierząc ją pytającym spojrzeniem. 
    - Łatwo ci mówić, bo masz chłopaka. - spojrzała na mnie, a ja poczułam się dość dziwnie. Czy, że ja niby nie wiem? Świetnie. Nie wiedzieć czemu w tym momencie pomyślałam, o Deidarze. Blondyna widząc moją minę, kontynuowała: - Mój kuzyn. Taki blondyn. Widziałam cię z nim kilka dni temu z nim, jak idziecie do Sasuke i Itachiego.
    - Dei to twój kuzyn? - zadałam pytanie. Wprawdzie byli do siebie dość podobni, ale jakoś nie skojarzyłam faktów. Masz ci los. - A po za tym, ja z nim nie chodzę!
     Uśmiechnęła się chytrze i poprawiła kosmyk włosów, który spadł jej na twarz. Chciała coś powiedzieć, ale zabrzmiał dzwonek i weszła nauczycielka. Zaśmiała się widząc moją minę i podobnie jak Yamanaka zażartowała z mojego entuzjazmu do jej zajęć. No, ale na pocieszenie oznajmiła, że dziś idziemy dekorować salę na jakiś bal. O ile dobrze ją zrozumiałam to pięciolecie założenia szkoły. Bardzo ważna uroczystość. Zakończyli budowę, a za tydzień pojawili się pierwsi uczniowie, rok szkolny się rozpoczął. Cóż za wzruszająca historia.
       Widziałam, że wielu uczniów cieszy się, że nie będzie musiało siedzieć na lekcji i w pośpiechu pobiegli na parter, do sali balowej. Ja również nie miałam zamiaru iść tak grzecznie jak Sai czy Hinata z panią, więc złapałam Kibę, i Ino za rękę, ciągnąć ich za sobą. Po kilku sekundach zaprzestałam tej czynności i rzuciłam wyzwanie Inuzuce. Ten bez słów zrozumiał, że chcę się ścigać, więc przyspieszył. Ja nie pozostałam mu dłużna i wyprzedziłam go na schodach, zeskakując po cztery schodki. Później tylko prosta i do sali. Ale to nie takie proste. Ten skurczybyk jest wysportowany. Nie przyjdzie mi wygrana tak łatwo... Szkoda.
     Już zostało nam tylko dziesięć metrów, a tu ni stąd ni zowąd pojawiła się dyrektorka. Stanęła rozkrokiem, zawadzając wąskie przejście. Próbowałam wyhamować, ale na tych śliskich podłogach było to niemal niemożliwe. Zwolniłam, patrząc na ruch towarzysza. Ten dwa metry przed nią ukucną, a następnie położył się na podłodze, wślizgując się do pomieszczenia, pod nogami Tsunade - samy. Ja również zbiłam to samo, nie widząc lepszego wyjścia.
     Z impetem uderzyłam się głową o jego twarde plecy, na co głośno jęknęliśmy. Co on tam głazy trzyma czy co? Bo ja już nie wiem. Na pewno będę miała siniaka. Ooo tak, dużego. Już się doczekać nie mogę... Seryjnie. Ale za to, on ma złamaną rękę. I z czego ja się cieszę? Boże jaka wredota ze mnie... Trzeba będzie popracować nad charakterem, bo za niedługo nikt mnie już nie będzie lubił. A tego nie zniosę.
     Westchnęłam słysząc zgrzyt zębów i odgłos obcasów. Przełknęłam ślinę i powolnie wstałam, obracając się przodem do dyrektorki. Spojrzała na nas surowo, a następnie wygłosiła kazanie o bieganiu po szkole. Matuńciu, przecież się nic nie stało, no! Rozumiem, gdtakie ybyśmy jeszcze ją przewrócili, czy zdjęli przez przypadek spodnie, ale za takie coś! Jejciu, ale to wszystko dziwne jest!
      - ... i właśnie dlatego zostajecie skazani na sprzątanie szkoły, zaraz po lekcjach przez calutkie dwa tygodnie, rozumiemy się? - zdążyłam usłyszeć, ale nie za bardzo mi się to spodobało. Ona jest jakaś niewżyta...
      Nic jej nie odpowiedzieliśmy tylko kiwnęliśmy głowami. Z nią nie opłacało się nie kłócić. Odwali się te dwa tygodnie i będzie spokój. Chociaż za bardzo mi to nie pasuje... Ale zaraz. Przecież nie powiedziała od kiedy mamy sprzątać nie? Czyli to oznacza, że możemy zrobić to kiedy bądź. Ani też nie podała dokładnych godzin... Jak ja uwielbiam takie niedopatrzenia... Cudnie po prostu.
     Po ustrojeniu sali, trzeba było przeżyć jeszcze kilka nudnych lekcji. Nie chciało mi się nic, do tego strasznie padało i chyba nie miało zamiaru przestać. Byłam przez to mocno nieszczęśliwa. Nie dość, że mój humor był popsuty, przez kilka czynników, to jeszcze mokra jak szczur przyjdę do domu. No po prostu cud, miód i malina, nie ma co. wybił
      Ostatni dzwonek na dzisiaj wybił godzinę piętnastą i mogliśmy udać się do domu. Ja mozolnie schodziłam po schodach, słysząc grzmoty, deszcz i widząc błyski. Warknęłam głośnio, gdy otworzyłam drzwi, ale coś przykuło moją uwagę. Blond czupryna, znajoma twarz i niebieskie oczy. Nie wiedzieć czemu, cieplej mi się zrobiło, a serce przyśpieszyło. Westchnęłam zaskoczona reakcją mojego ciała i powolnym krokiem podeszłam do niego.
      - Cofnąłeś się w rozwoju? - spytałam żartobliwie.
      - Chciałabyś. - odpowiedział, a na jego twarzy zagościł uśmiech. - Pomyślałem, że nie mam nic lepszego do roboty, to przyszedłem po ciebie. - udzielił odpowiedzi, na moje niezadanie pytanie. 
      - Jasne, to miłe. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale już chodźmy.
       Ten tylko się zaśmiał, ale posłusznie ruszył w kierunku osiedla, na którym mieszkałam. Nie chce nic mówić, ale jakoś tak w moim umyśle pojawiła się myśl, że chciałabym, żeby tak było codziennie. Żeby odbierał mnie ze szkoły i odprowadzał do domu. Jednak szybko odgoniłam te myśli, potrząsając głową. Co mnie opętało?
     Dopiero później przypomniało mi się, że chciałam z nim porozmawiać. Opowiedziałam mu o dzisiejszym zdarzeniu, a ten tylko parsknął śmiechem i ze łzami w oczach, stwierdził, że to będzie bardzo kolorowy tydzień jak dla mnie. Na moje nieszczęście musiałam mu przyznać całkowitą rację. Co jak co, ale zapowiada się dosyć ciekawie i będę miała pełno roboty z dokuczaniem im. Oczywiście Dei zgodził się pomóc, a nawet porozmawia z innymi. Jednym słowem, może być bardzo piekielnie.
      - Wejdziesz? - spytałam, gdy dochodziliśmy do mojego domu.
      - Boję się tam wejść. - zaśmiał się, a ja sprzedałam mu kuksańca w bok.
     - Wysuszysz się. - zauważyłam.
     Ten tylko wzruszył ramionami i z wielką niechęcią się zgodził. Wcale mu się nie dziwiłam. Ja też tam nie chciałam wracać, a co dopiero on. Pewnie zapytają się na wstępie, co to za koleżanka. Już widzę jego minę i uśmiech na ustach, gdy będzie starał się im wytłumaczyć, że jednak jest mężczyzną. No cóż, w akcie desperacji może im coś zawsze pokazać...
     Nagle zadzwonił telefon i blondyn z pośpiechem go odebrał. Odeszłam kilka kroków, by mógł swobodnie porozmawiać, jednak cały czas mu się przyglądałam. Gestykulował jedną ręką, a mimika jego twarzy dość często i szybko się zmieniała. Jak tak dalej pójdzie, to na jego twarzy zagości wiele, wiele zmarszczek. A szkoda, w tak młodym wieku, zmarszczki są niewskazane.
      - Przepraszam cię, ale muszę iść do domu. - powiedział powolnym głosem, ale wyczułam też trochę niepokoju i zmartwienia. - Może innym razem.
       Nie zdążyłam o nic zapytać. Poczułam tylko jego wargi na moim policzku, a później już tylko widziałam jego plecy, szybko się oddające. Uśmiechnęłam się lekko i udałam się do mojego domu. O dziwo była w nim tylko moja śpiąca siostra. No ładnie się dom pilnuje. No cóż, każdy radzi sobie na swój sposób...
     Zadowolona, że na horyzoncie nie ma tych dwóch pięknych, szybko udałam się do łazienki. Tak jak przewidywałam byłam mokra jak szczur i na pewno się przeziębię, taka moja odporność, ale mam nadzieję, że ciepłe ubranko, czekoladowe płatki i kakao do tego nie dopuści.  


~*~

No nic. Rozdział krótki, sporo błędów, jasno rzecz ujmując - dupa, beznadzieja!
Ale musicie to jakoś przeboleć. Mam remont, totalny syf, brak neta i spanie na podłodze... Musicie mi to wybaczyć. Dzisiaj udało mi się na na chwile złapać połączenie i dodałam to co miałam. Nie wiem kiedy będę miała połączenie. Może za tydzień, dwa, miesiąc... Nie jestem w stanie przewidzieć.

Do następnego.