niedziela, 17 listopada 2013

Epilog

      

    Gdy przywieźli ją do szpitala cała rodzina czekała przed salą operacyjną. Nikt nie chciał iść do domu, wyspać się, odetchnąć, ani nawet rozprostować nóg. Zastygli w bezruchu na długie godziny, które wlokły się niemiłosiernie, odbierając powoli nadzieję. Jednak w końcu na następny dzień około szóstej trzydzieści, wyszedł doktor z lekkim uśmiechem na twarzy i z kilkoma kropelkami potu na zmarszczonym czole.
      - I co? - wrzasnęła Tayuya, podnosząc się błyskawicznie.
      - Niech pan powie, co z moją córką. - błagał ojciec.
      - To cud, że nie zginęła na miejscu. - zaczął lekarz, a na twarzach czekających pojawił się ogromny niepokój. - Stwórca jednak nad nią czuwał. Miała pęknięcie jelita i wstrząśnienie mózgu oraz inne uszkodzenia wewnętrzne, jak i ogromne krwawienie.Udało nam się jednak przytrzymać ją  przy życiu. Teraz utrzymujemy ją w śpiączce farmakologicznej, by organizm mógł się zregenerować. - urwał na chwilę, zaglądając w głąb umysłu. - Jeśli się obudzi nie będzie mogła chodzić. - dodał.
      - Jak to 'jeśli'? - zdenerwował się blondyn.
      - Czas wszystko pokaże. - odparł i udał się do pokoju dla personelu.
      Piątka osób czekała jeszcze sporo czasu, ale niestety innych informacji udzielić im nie chciano. Mimo to nikomu nie chciało się iść do domu, o co bardzo prosił cały personel. W końcu ustalili sobie tak jakby grafik. Rodzice wraz z córką mieli udać się do domu i odpocząć, a jej przyjaciele zostać jeszcze przez jakiś czas.
       Deidara usiadł sobie przy ścianie, chowając głowę w dłoniach, nie wydał z siebie żadnego dźwięku aż do wieczoru, gdy przyszli ich zmiennicy. Początkowo Tayuya myślała, że usnął, ale jednak cały czas czuwał zadumany. A o czym myślał? Prawie o niczym. Jednak przepełniało go uczucie winy. Nie wiedział, ale wydawało mu się, że to wszystko przez niego.
      - Oh Dei. - poczuł na sobie dłoń przyjaciółki. - Chodź do domu, wyśpisz się, zjesz coś. Wyglądasz teraz jak wrak człowieka. Martwimy się o ciebie. - zaczęła.
         - Nie chcę. - wybełkotał.
         - Musisz coś jeść! - lekko podniosła ton głosu. - Ty myślisz, że my się nie martwimy? Ja się cholernie boję, ale wiem, że Lisa jest cholernie silnym człowiekiem i wszystko będzie jak dawniej! Czy... czy ty w to nie wierzysz? - spytała powolnie, a on spojrzał na nią zszokowany.
         - Nie... ja tylko... - nie umiał znaleźć odpowiednich słów.
         - Skoro w nią wierzysz to się podnieś i chodź do domu. - usłyszał głos swojego przyjaciela.
        Sasori stał zapatrzony gdzieś w dal. Minę miał poważną, ale w jego oczach dało się zauważyć troskę o przyjaciół. Pierwszy raz widział Daidarę w takim stanie. Zawsze radosny, pełen energii i chętny do żartów...
         Blondyn z wahaniem się podniósł i powolnie ich trójka ruszyła w stronę samochodu. A na miejscu został ojciec i Kiriko, która od wczorajszych łez miała czerwone oczy i napuchnięte policzki. Prawie niemożliwym było zobaczyć ją w tym stanie w przeszłości. A teraz? Ta sytuacja wszystko wywróciła do góry nogami. I tak miało zostać jeszcze przez kilka miesięcy.

~*~
       Siedziała na parapecie okna, spoglądając jak styczniowe płatki śniegu spadają na ziemię. Nie mogła uwierzyć, że jej najlepsza przyjaciółka przez tak długi okres się nie wybudziła. To już nie była śpiączka farmakologiczna, a lekarze z dnia na dziej dawali jej coraz mniej szans na przeżycie. I to Tayuya przyjęła jako porażkę. Nie mogła uwierzyć, że oprócz sześciu osób wszyscy dookoła się poddali, przestali o nią walczyć. Nie rozumiała jak mogli tak postąpić.
      W kącie spała Kiriko, a obok niej Riruka z ojcem. Smętnym wzrokiem wpatrywali się w śpiącego blondyna, który nawet przez sen nie puścił jej bladej dłoni. Byli pełni podziwu, że się nie poddał, że dalej kochał ją mimo tej sytuacji. Teraz byli pewni, że Lisa jest wielką szczęściarą.
      Sasori powolnie podszedł do swojej dziewczyny, obejmując ją za ramiona i podając kubek z kawą. Powolnie zaczął przyglądać się przyjacielowi, który od dwóch dni siedział u niej bez ruchu. Rozumiał go doskonale, sam by się tak zachował.
      - Sasori, obudź go. - poprosiła Tayuya. - Niech idzie coś zjeść, albo ja mu przyniosę. - zeskoczyła z parapetu, muskając go ustami w policzek i wyszła. 

        Chłopak kiwnął głową i podszedł do przyjaciela, delikatnie go szturchając. Ten dopiero po kilku próbach otworzył oczy i zerknął na niego sennie, wzrokiem pytając się co jest powodem wybudzenia go. Jednak gdy już otwierał usta by udzielić odpowiedzi, do pomieszczenia weszła pielęgniarka wraz z lekarzem prowadzącym.
      - Niestety nie mam dobrych wieści. - oznajmił. - Serce Lisy powoli przestaje wykonywać odpowiednią ilość uderzeń. Z tego co widać na urządzeniu jej zgon nastąpi za kilka minut. Góra dziesięć. - odparł smutnym głosem. - Nie chciałem wcześniej państwu mówić...
        W tym momencie do pomieszczenia weszła czerwonowłosa, która słyszała dwa ostatnie zdania. Z szoku upuściła talerz, a po jej policzkach spłynęły łzy. Wydała z siebie przeraźliwy krzyk i miała podbiec do przyjaciółki, ale drogę zablokował jej chłopak, który z całych sił przytulił ją do siebie. Ojcu zaczęła drgać warga, Kiriko całkowicie straciła nad sobą kontrolę, rzucając się na podłogę, a Riruka mocno wtuliła się w ramiona męża, powolnie głaszcząc się po brzuchu. Jedynym który nie zareagował był Deidara. Wpatrywał się w sufit, z daleka wyglądał niemalże jak lalka. Każdy z nich tylko czekał, aż usłyszą to cholerne pikanie sprzętu.
       Nastąpiło to po sześciu minutach, a wtedy i Deidara rozpłakał się jak kobieta.


~*~

    Otworzył oczy słysząc ciche śmiech i szturchanie. Pierwsze co zobaczył to szczęśliwe twarze przyjaciół i rodziny Lisy. Nawet Namine i babcia tutaj były. Rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu szpitalnym, nic nie rozumiejąc. Gdzie on jest? Co się dzieje? Czy wtedy zemdlał?
      - No wreszcie. Myślałam, że mi żołądek zgnieciesz! - usłyszał dobrze znany mu głos.
      W szoku spojrzał na łóżku i ujrzał rozpromienioną Lisę. Czarne włosy miała strasznie długie, teraz upięte w kucyka, a oczy pełne były blasku i chęci do życia. Dopiero wtedy zrozumiał, że to wszystko to był koszmar. Okropny koszmar.
      - Kiedy się obudziłaś? - spytał niepewnie.
      - Około dwudziestu minut temu. Spałeś jak zabity i nie mogliśmy cię dobudzić. - uśmiechnęła się. - Dziękuję, że przy mnie byłeś. - dodała, spuszczając głowę, lekko się rumieniąc. 
       - Oczywiście, że byłem! - zaśmiał się. - Jak miałbym przy tobie nie być?
      - Kocham cię Deidara.
      - Ja ciebie też.



~*~

Uwaha koniec! Wiem krótkie to, ale miałam tak dużo napisane i mądra ja to usunęłam... No nic, ale sądzę, że to zakończenie bardziej wam się spodoba i jest bardziej jasne. W pierworodnej postaci środek był identyczny, tylko o tyle, że potem Deidara w amoku i bólu poszedł skoczyć z budynku, a potem okazało się, że aparatura nawaliła, a Lisa obudziła się kilka godzin potem. Dowiadując się, że Dei zabił się przez nią, nigdy się po tym nie pozbierała, pięć lat później w rocznicę jego śmierci sama się zabiła. Ot co, taki był koniec. ^^ No, ale postanowiłam go zmienić na taki, ale wyszedł mi krótki... no nic. Mam nadzieję, że się podoba? I tak, Riruka była w ciąży. Pamiętacie jak w rozdziale trzecim płakała? To z tego powodu, tak słowem wyjaśnienia. 







sobota, 2 listopada 2013

Przeszłość.


"Przeszłość"


dla Chi Yosei

   

      Szare niebo, spadający lekki deszcz nad całkowicie zapomnianym miasteczkiem o nazwie Konoha. Na pierwszy rzut oka widać tylko zniszczone, stare budynki z poodbieranym tynkiem. Na ulicach walają się śmieci, czasami i meble, a szyby przydrożnych sklepów czy mieszkań w większości zostały powybijane. Samochody rodem z początku dwudziestego wieku są w opłakanym stanie i nawet bogaci kolekcjonerzy nie palą się by je zabrać oraz wyremontować. Aż trudno uwierzyć, że w tym miejscu panowała kiedyś tak wspaniała, przyjemna atmosfera. Mieszkańcy byli bardzo uczynnymi, niezwykle przemiłymi ludźmi z wielkimi sercami. Aż do czasu gdy przybyła tutaj mafia i nie zamieniła Konohy w ruinę, pozbawiając życia prawie wszystkich mieszkańców. Jednakże, ci którzy przeżyli ze starości udali się w krainę wiecznego spoczynku lub też są w sędziwym wieku. 
      Siwe włosy powiały na wietrze podobnie jak bordowa spódnica, zakrywająca kostki. Czarne buty stały na poniszczonym asfalcie, prawie mieszając się z otoczeniem. Pomarszczone dłonie spoczywały na beżowym sweterku, trzymając ciemny parasol. Starsza kobieta mimowolnie uśmiechnęła się na widok starego domu, a jednakże poczuła ogromny uścisk na sercu, przypominając sobie tamte czasu i ten pamiętny dzień. 
   Poczuła lekkie, wręcz niewyczuwalne szarpnięcie za koniuszek materiału. Spuściła wzrok, ujrzawszy swoją wnuczkę. Dziewczynka odziedziczyła po dziadku czarne, proste włosy, a po niej oraz i po swoim ojcu brązowe, pełne życia i woli walki oczy. Miała dwanaście lat, była taka jaka była starsza kobieta za młodu.
       - Babciu, dlaczego tutaj przyszliśmy? - spytała przyjemnym dla ucha głosem.
       - Widzisz kochanie, babcia się tutaj urodziła, poznała też swojego męża. Gdy dowiedziała się, że chcą zburzyć to miejsce, pragnęła je jeszcze raz je zobaczyć. - odpowiedział wysoki mężczyzna, uśmiechając się do matki. - Mówiłaś, że chcesz też coś zabrać?
       - Owszem. - odpowiedziała ochryple staruszka. - Gdy stąd uciekaliśmy nie było czasu by cokolwiek zbierać, żadnych pamiątek czy też odwiedzić cmentarz. - posłała im uśmiech. - Zechcecie iść ze mną?
       Jej towarzysze kiwnęli głowami. Kobieta bardzo rzadko wspominała o swojej przeszłości, po prostu zbyt nasączona była smutkiem, przerażeniem, tęsknotą, a nawet i krwią. To oczywiste, że nikt nie chce przywoływać tych wspomnień. Jednakże teraz była na to gotowa. Pragnęła im wszystko opowiedzieć, by pamięć o niektórych osobach nie poszła w zapomnienie.
      Przy starym, wielkim budynku, który najprawdopodobniej był biblioteką, skręcili w bok, w ślepy zaułek. Dwójka jej dzieci jak i wnuczka spojrzała pytająco na siwowłosą. Ta tylko ostrożnie przejechała pomarszczony palcami po ścianie, aż w końcu jedna z cegieł wpadła do środka. 

      - Synu, mogę cię prosić byś to pociągnął? - spytała z uśmiechem. - Nie mam wystarczająco siły. - posmutniała zdając sobie sprawę z utraconych chwil.
       Ten tylko kiwnął głową, wykonując polecenie. Złapał za wskazane miejsce i pociągnął do siebie. Wtedy też pod ich stopami coś pękło, ukazując otwartą dziurę w podłożu. Starsza kobieta z zadowoleniem zaczęła schodzić po skrzypiących schodach. Te prowadziły do sporego, opuszczonego magazynu. Znajdowały się tam dwie spore kanapy, kilka krzeseł, regały na książki, stara lampa oraz dwoje innych drzwi.
       - Gdzie my jesteśmy? - spytała młoda kobieta.
      Jej okrągła twarz wyrażała wielkie zdziwienie, brązowe oczy lśniły dziwnym blaskiem, a równie kasztanowe włosy miała spięte w luźnego koka. Córka była wręcz identyczna jak jej mama. Te same zainteresowania, podobny styl, wygląd. Jednakże pani Tenten posiadała bardziej uparty i zawzięty charakter.
       - Sporo czasu minęło. Wszystko zakurzone, pajęczyny... - westchnęła staruszka. - Jednak chyba wszystko jest na swoim miejscu...
        Podeszła do małego kredensu, otwierając ostatnią szufladę. Pogrzebała w niej chwilę, aż w końcu wyciągnęła stary album w czerwonej oprawie. Powolnie przejechała po nim dłonią, aż w końcu otrzepawszy go z kurzu otworzyła.
       - Jak byłam w twoim wieku Juri tutaj spotykałam się z przyjaciółmi. To było nasze tajne miejsce spotkań. - uśmiechnęła się na to wspomnienie.  - Do czasu aż przyjechała tutaj ta banda i wycięli nas w pień. 

        - Co było tego powodem? - spytała mała Mei.
      - Niektórzy wierzyli, że trzymamy tutaj wielką sumę pieniędzy oraz wspaniałą broń. - wyraźnie posmutniała. - Niestety, nie chcieli nas słuchać i 186 osób straciło wtedy życie, a siedmiu udało się uciec. W tym ja i wasz dziadek, Sakura, Naruto, Shikamaru oraz Sasuke, ale on umarł rok później w skutek odniesionych ran i jeszcze jedna osoba, której nie znałam.
        - Byliście przyjaciółmi? - tym razem spytał Kazuo. 

        - Do dzisiejszego dnia jesteśmy. - zaśmiała się. - Pokażę wam, mamy wspólne zdjęcia.
       Otrzepawszy kanapę z brudów, usiedli. Tenten z chęcią płaczu, otoczyła pierwszą stronę, na której znajdowali się oni wszyscy, cała dwunastka, a także ich podpisy. Ona stała obok nieśmiałej Hinaty oraz swojego przyjaciela, Nejiego, który został postrzelony podczas spaceru po lesie, dwa dni po zrobieniu tego zdjęcia.
         - Kto to? - spytał mężczyzna, wskazując na różowo włosom dziewczynę, ściskającą się z przystojnym ciemnowłosym mężczyzną.
        - Nie poznajesz kobiety, którą uważałeś za najlepszą ciocię pod słońcem? - zaśmiała się.
        - Ha? To jest pani Uchiha? - spytała z niedowierzaniem Juri. - A to jej mąż? Naprawdę była szczęściarą, pan Sasuke był naprawdę przystojnym mężczyzną.
        - To prawda, ale miał dosyć oschły charakter. - kiwnęła głowa.
        - Oh, a ten mężczyzna? On był ślepy? Ma takie białe oczy... - zagadnęła Mei.
       Wskazywała Nejiego, który z poważną miną spoglądał w obiektyw. Ręce miał złożone na piersi. Odziany w nienaganną białą koszulę oraz brązowy melonik. Zdjęcie było robione wiele lat temu, więc jeszcze w czarno-białych barwach, jednakże kobieta doskonale pamiętała to wydarzenie w świetlistych barwach. 


         - Czy to naprawdę dobry pomysł? - marudził mężczyzna. 

        - Neji! Oczywiście, że jest. Możemy tym sposobem uwiecznić naszą wspaniałą młodość na fotografii i gdy będziemy starymi dziadkami, wspólnie powrócimy do tych czasów! - krzyknął jeden z nich z charakterystycznymi, krzaczastymi brwiami.
         - Ehh, Lee ty zawsze musisz kogoś dołować swoją wypowiedzią? - spytała blond włosa piękność, poprawiając luźny, fioletowy sweter. - Naprawdę nie chcę myśleć o starzeniu się!
        - Ale to kiedyś nastąpi, nieodwołalnie. - potwierdził Sasuke.
        -  Taa i będziesz miała strasznie dużo zmarszczek i cellulit. -zaśmiał się blondyn, przybijając piątkę z przyjacielem.
   - Zaraz wam natłukę do tych głupich i pustych łbów! - warknęła Sakura, która przerwała rozmowę z Tenten i zgromiła ich wzrokiem. 

       - Odpuść im, oni tacy już są. - uśmiechnęła się brązowowłosa. - Opowiadaj, Sasuke ci się oświadczył? Naprawdę to dosyć niesłychane. Wprawdzie to było widać już w szkole, ale prędzej stawiałam, że to Naruto z Hinatą się pobiorą. - zaśmiała się melodyjnie. 
         - Proszę się ustawić! - usłyszeli krzyk fotografa i wykonali polecenie. 
        - To Neji. - odpowiedziała, gdy wróciła do rzeczywistości. - Podobał mi się odkąd się poznaliśmy. Był strasznym sztywniakiem, ale za to jakim inteligentnym i wychowanym. Gdyby wtedy nie poszedł z naszą zielarką do tego lasu w czasie polowań, pewnie chciałabym założyć z nim rodzinę. - jej powieka lekko drgnęła.
          - A jak to się stało, że zostałaś żoną dziadka?
          - Gdy udało nam się uciec, dwójka z oponentów pobiegła za nami. Wtedy też Lee obronił mnie, ryzykując życiem. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że był wspaniałym mężczyzną i pokochałam go. Czułam się jak księżniczka. - zaśmiała się przyjemnie. - Niestety, trzynaście lat potem, gdy zostałam w domu z Kazuo, a Lee poszedł do pracy, mordercy postanowili się zemścić i po prostu posłali go do piachu, mówiąc twoim językiem. - po jej policzku spłynęła łza.
         - Pamiętam to. - zaczął mężczyzna. - Wtedy Juri miała roczek...
         - Owszem. - Tenten ze smutną miną, postanowiła kontynuować. - Opowiem wam o tym dniu, w którym rozpoczęło się nasze piekło.

       Młoda kobieta o brązowych oczach i włosach spiętych w dwa kucyki, nasłuchiwała odgłosów szamotaniny jaki dobiegał z powierzchni. Nerwowo spoglądała na płaczącego w kącie Naruto, który niecałe piętnaście minut temu był światkiem zastrzelenia jego ukochanej. Ona nie wiedziała jak by się w takiej sytuacji mogła zachować. Obok blondyna spoczywała wstrząśnięta Ino oraz Sakura, a ich wszystkich starał się pocieszać Sasuke oraz Shikamaru. Z tego co wiedziała to Lee jeszcze nie dotarł, ale żył. 

       - Zginiemy. - zaszlochała blondynka. - Ja... boję się... - po jej policzkach spłynęło kilka kropel słonych łez. 
        - Może się nie zorientują, że tutaj jesteśmy? - spytałam pocieszająco.
        - Kiedyś będziemy musieli stąd wyjść, a kto wie czy nie będą chodzić gdzieś tutaj. - powiedział swoim wiecznie zimnym tonem głosu Sasuke.
       - Proszę cię, przestań Sasuke. - zaczęła jego narzeczona. - Bądźmy dobrej myśli. 

       Młodzieniec tylko kiwnął głową. Z zainteresowaniem spoglądał w kierunku wejścia, słysząc przytłumiony odgłos klapy. Powolnie ruszył w tamtą stronę spodziewając się jednego ze zbirów, nawiedzających ich miasto. Jednakże zobaczył tylko swojego przyjaciela, który wyglądał jakby przebiegł maraton.
       - Lee! - krzyknęła uradowana Tenten.
      Szybko wstała ze swojego miejsca, rzucając się zdziwionemu chłopakowi na szyję. W prawdzie darzył ją większym i poważniejszym uczuciem niż tylko przyjaźń, ale zdawał sobie sprawę, że on jest, a raczej był na straconej pozycji. Kobieta zawsze wolała ich przyjaciela i wiedział dobrze, że pomimo jego straty ona nie będzie w stanie zapomnieć.
       - Mam broń, możemy się jakoś bronić. - powiedział w końcu, odsuwając swoją przyjaciółkę na bok i kładąc brązową torbę na stół. - Nie pilnują naszych terenów, jak szybko stąd wyjdziemy może nas nie zauważą.
       - Ta zabawa sprzed czterech lat może nam się wreszcie na coś przydać, nie? - zaczął Naruto. - Wtedy wykurzyliśmy wszystkich, teraz może nam się uda. Chyba nie zapomnieliście jak się strzela? - spojrzał po wszystkich.
       - Naruto to było tak dawno. Było nas więcej, a przeciwników mniej. Jak nasza siódemka może coś z tym zrobić? - warknął Shikamaru.
       - Moja wojna. Zabili mi Hinatę, nasze rodziny, a wy nie chcecie się zemścić? - parsknął złością. - Sasuke, a twój brat? Widziałeś jak pada.
        Dwaj przyjaciele patrzeli sobie w oczy, aż w końcu ruszyli po broń. Załadowali magazynki i podali reszcie. Zawczasu odbezpieczyli i powolnie wyszli na zewnątrz. Na ich nieszczęście zastali tam piątkę mięśniaków. Ci jednak nie zdążyli zawołać reszty, gdyż zarówno Uzumaki jak i Sasuke wymierzyli im śmiertelne ciosy w głowę. Pomogli wydostać się reszcie, po czym udali się ciemnymi uliczkami do ujścia rzeki.
       - Szybko za nimi! - usłyszeli jakieś głosy. 

     Po chwili dało się ujrzeć sporą grupkę czarniaków, którzy z wielkimi karabinami dążyli za nimi. Ino zatrzymała się, strzelając. Obok niej zaraz pojawiła się Tenten jak i Sakura. Shikamaru osłaniał przody, a Sasuke z Naruto boki. Tym sposobem położyli wszystkich, dalej pędząc w drogę ucieczki. Czy się bali? Okropnie. To nie przypominało strzelanin czy wyścigów gangów sprzed tych paru lat. Teraz zagorzenie było zbyt poważne, a oni zbyt roztrzęsieni.  
      Prawie dotarli do swojego celu, gdy usłyszeli świst kuli. Przed nimi stanęło trzech mężczyzn ze śladami wielu blizn. Wymierzyli w nich bronie. Naruto ze zręcznością powalił jednego z nich, a potem dołączyła Tenten. Sasuke jednak się spóźnił. Oponent pierwszy wystrzelił, a zaraz potem padł. Jednakże jego kula uderzyła go w brzuch. 
     - Sasuke! - krzyknęła Sakura ze łzami.
     - Dam radę. - warknął, przyciskając dłoń do krwawej rany.
     - Zabiorę go na plecy, tak szybciej uciekniemy. - zaproponował blondyn. 

     - Nie tak szybko. - niski, oschły ton głosu i wystrzał.
     Po chwili jedna z nich, blondynka upadła na ziemię z kulą utkwioną w sercu. Jej oczy szybko zmatowiały, a cera przybrała wręcz alabastrowy kolor. Zadowolony napastnik celował w przestraszoną Tenten, jednakże Lee zdążył wybić mu broń z ręki. Nie mieli już żadnej kulki, broń nadawała się do wyrzucenia, a jednak przeciwnik został. Czarnowłosy zacisnął pięści i postanowił wykorzystać tego czego nauczył go jego wujek. Walka wręcz. Znał się na tym znakomicie.
      - Uciekajcie, potem was dogonię. - krzyknął.
      Wszyscy uciekli, została jedynie martwa Ino i Tenten. Wpatrywała się w swojego przyjaciela, który ratował ich wszystkich, uratował ją. Zaczęła nieopanowanie szlochać. Nie panując nad swoimi odruchami przytuliła nieżyjącą przyjaciółkę, całując ją w czoło. Obiecała wtedy, że sprowadzą pomoc i pochowają wszystkich z należytą godnością. 

      - Tenten, już dobrze. - usłyszała znajomy głos i podniosła oczy.
     Rzuciła się mu na szyję, mocno do siebie przyciskając. W tamtym momencie zakochała się w nim. Jedyne co chciała to ich wspólne przetrwanie. Gdy odsunęli się od siebie, wytarła krew z jego twarzy, po czym ich usta spotkały się w delikatnym acz pełnym namiętności pocałunku.

     
   - Byłaś gangsterską? - spytała wzruszona acz lekko uśmiechnięta wnuczka.
       - Można tak to ująć. - odpowiedziała.
       - I co było potem? - dopytywała Juri.
       - Dogoniliśmy resztę. Po drodze spotkaliśmy dobrą kobietę, która zaprowadziła nas do swojego domu, opatrzyła Sasuke i pozwoliła zadzwonić po pomoc. Jednakże sprawców już nie było. Więc co nam zostało? Zorganizowaliśmy im pogrzeb, powiadomiliśmy rodziny. Szukaliśmy też przez pewien czas tej osoby, która również uciekła, ale nigdzie jej nie było. Nawet nie pamiętam nazwiska. - westchnęła. - Po tym wydarzeniu nikt z nas się nie pozbierał. Wciąż mam przed oczyma twarze zmarłych przyjaciół. Nawet dźwięk szlochu Sakury czy Naruto gdy musieli patrzeć na umierającą ukochaną osobę. Na szczęście ja nie musiałam. Mnie postawiono przed faktem dokonanym. Może to i lepiej? Nie wiem czy dałabym sobie radę z takim ciosem. - uśmiechnęła się. - To miejsce ma tak wiele okropnych wspomnień, to dobrze że już go nie będzie. Jednakże pragnęłabym by pozostawili cmentarz w spokoju oraz by ta historia nie została zapomniana... 

(~~) 

Trochę wyjaśnień: 
Juri - córka Tenten i Lee mająca 24 lata. 
Kazuo - syn Tenten i Lee. Ma 36 lat. 
Mei - córka Kazuo, wnuczka Tenten, ma 12 lat. 
Tenten - żona Lee, matka Juri i Kazuo, 61 lat. 
(~~) 

Waa, a więc mamy za sobą już pierwszy one - part. Byłam pozytywnie zaskoczona egzotyczną parą wymyśloną przez Chi. Wprawdzie myślałam, że będą to bardzo klasyczne pary. Oczywiście, nie mam nic przeciwko im, ale LeeTen bardzo mnie zaskoczyło. No nic, kochana Chi wiem, że to nie jest na pewno takie jakie sobie wymarzyłaś. Po prostu miałam pomysł, ale przez to, że nie pisałam, zapomniałam o nim. I gdy dziś usiadłam, włączyłam program, od pierwszych słów aż do zakończenia wytrwale pisałam nawet nie przerywając. Wena i ten pomysł po prostu mnie pochłonęły. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz i się spodoba, bo to dla mnie najważniejsze  Za jakiś czas ostatni rozdział LIA. Trochę mi z tym dziwnie, ale przecież jeszcze nie znikam z blogsfery. Oj nie, tak łatwo to się mnie nie pozbędziecie! Będę starym próchnem, który na bardzo długo się tutaj zagnieździł. Czy coś jeszcze... A tak. Otrzymałam tylko dwa zgłoszenia. Nie wiem, to aż tak zły pomysł? Oczywiście przyjmuję wszystkie pary. Zarówno te hetero jak i homo. Nie bójcie się, nie pogryzę. Składajcie zamówienia! Dziękuję za uwagę. Jak to ktoś przeczytał to niech wie, że jest wielki ^^.