czwartek, 2 maja 2013

Specjał.



      
Witam! 
A więc tak... Napisałam jednopartówkę z parą Kiba x Ino. Dostałam na e-maila kilka próśb, żeby właśnie z tą parą go zrobić. Postanowiłam, że jeszcze napiszę jeden specjał, ale to do was należy z jaką parą. Mogą być wszystkie, nawet yaoi, chociaż uprzedzam, że nie jestem najlepsza w ich pisaniu... Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i wysili się, żeby podać swój typ pary na kolejny specjał... 

So... enjoy !

( ♥ )
    Powóz właśnie podjechał pod bardzo duży i ładny dom, który znajdował się niedaleko głównego rynku w Paryżu. Okoliczni mieszkańcy wyjrzeli zaciekawieni z okien, a niektórzy wyszli na ulicę. Po chwili drzwi od powozu się otworzyły i wyskoczył z nich mały, biały piesek, który zaszczekał kilka razy. Zaraz po nim wyszedł wysoki szatyn z lekka opaloną cerą i lekką, azjatycką urodą. Rozejrzał się dookoła i westchnął, po czym podszedł do sporych drzwi. Zapukał, a po chwili wyszedł z niego wysoki mężczyzna w podeszłym wieku. Uśmiechnął się nieznacznie i zaprosił chłopaka do domu.
     - Jak podróż minęła, drogi chłopcze? - spytał, kiwając ręką na służącą, by zaparzyła herbaty.
     - Spokojnie i długo... - odpowiedział.
     Mężczyzna tylko kiwną głową i usiadł na wzorzystym fotelu, wskazując gestem dłoni, że przybysz ma również spocząć na przeciwko. Tak też uczynił, choć z wielką wewnętrzną niechęcią. Nienawidził gdy ktoś mu rozkazywał, ale cóż miał zrobić? Przecież nie wolno mu sprzeciwiać się starszemu.
     - Wyczerpany? - rozniósł się głos starszego, kiedy służąca przyniosła dwa kubki herbaty i cukier.
     - Nie. - odparł. - Na pewno nie chce mi się wypoczywać. Przez cały czas podróży odpoczywałem i nic nie robiłem. - dodał, widząc niezadowoloną minę wuja.
    - W takim razie, po wypiciu herbaty udamy się obejrzeć miasto. - oznajmił.
    Szatyn tylko westchnął pod nosem i słodząc napój dwiema kostkami herbaty, upił łyk. Siedzieli w ciszy, a starszy ciągle wzrokiem wodził za szczeniakiem, który biegał po pomieszczeniu, obwąchując każdy kąt. Nie lubił zwierząt, tak samo jak wiele innych rzeczy.
    Gdy zakończyli picie herbaty, wuj szatyna ubrał płaszcz i melonik, po czym spojrzał wymownie na służącą i udał się w znanym mu kierunku, a za nim ruszył szatyn. Opowiadał mu o rożnych rzeczach, na co musi uważać, co może, czego nie. Co powinien robić, do kogo nie powinien się odzywać, a do których ludzi powinien odnosić się z szacunkiem. Chłopak słuchał wszystkiego, choć niechętnie. Ale musiał wiedzieć dużo o mieście i ludziach, skoro ma tu pobyć przez dłuższy czas.
    - I pamiętaj, drogi chłopcze. Nade wszystko musisz uważać na cygan. To okropni i źli ludzie, którzy kradną, oszukują, a nawet potrafią zabić! Nie zbliżaj się do nich. - poinstruował go. - Jednak władza robi wszystko by ukrócić ich czas pobytu tutaj. - uśmiechnął się.
    - Ludzie jak inni. - podsumował młodzieniec.
    - To demony! - warknął. - Mieszkasz pod moim dachem. Jestem bardzo szanowanym mieszkańcem, mój szwagier chciał bym się tobą zaopiekował. Zgodziłem się, ponieważ mam do niego wielki szacunek, ale jeśli przez jego syna ja go stracę... - nie dokończył, spoglądając na szatyna zimnym wzrokiem.
     - Rozumiem... - chłopak uśmiechnął się lekko, pokazując białe zęby, a pies zaszczekał.
     - Jak on się wabi?
     - Akamaru. - odpowiedział.
     - Masz mi go pilnować i żeby nie biegał po domu, rozumiemy się?
     Chłopak zasalutował, a starszy uśmiechnął się zadowolony i powędrowali na główny plac miasta, który miał miejsca obok katedry Notre Dame. Spotkali tam kilku szanowanych ludzi w tym głównego dowódce wojsk, ale rozmowa nie trwała zbyt długo, co nawet ucieszyło młodzieńca. Mężczyzna był zbyt wyniosły i pewny siebie. Nie taki jaki powinien być rycerz.
     Dopiero późnym wieczorem udali się w kierunku domu. Szli ulicą, a Marco, bo tak na imię miał wuj młodzieńca, powtarzał mu zasady miasta. Chłopak miał już tego dosyć, ale był dobrze wychowany i nie przerywał, tylko rozglądał się po okolicznych budynkach, które prawie nie różniły się od siebie. Jedyne co podobało się szatynowi to czyste, lekko fioletowe niebo. Było takie piękne i zwyczajne, przypominało mu dom.
     W pewnym momencie poczuł, że wuj wpadł na niego, więc opuścił wzrok. Ujrzał młodą dziewczynę o lokowanych blond włosach, która wpadła na jego towarzysza.
    - Przeklęte demony! - warknął Marco i złapał blondynkę za rękę, potrząsając. - Tylko zawadzacie!
    - Puszczaj mnie ty stary baranie. - wysyczała i z całej siły uderzyła go wolną ręką w brzuch. - Myślicie, że wasze groźby nas przestraszą? A guzik! - powiedziała i uciekła.
     - Ta dziewucha powinna zostać spalona. - oznajmił starszy.
     - Czemu?
     - Bo to cyganka! - krzyknął. - Widziałeś jej zachowanie i sposób mówienia? To nie do pomyślenia. Nie dosyć, że zaśmiecają nasz piękny Paryż, to jeszcze nie okazują szacunku i skruchy mieszkańcom.
     - Może zachowują się tak, ponieważ wy źle ich traktujecie? - zadał nieśmiałe pytanie.
     - Głupcze! Wszyscy zostaną spaleni jak tylko znajdziemy ich kryjówkę. -oznajmił. - A ty masz mi się do nich nie zbliżać nawet na kilometr, zrozumiano? - warknął, poprawiając koszulę. - A teraz idziemy do domu, ciotka już na pewno wróciła. Ona się za tobą stęskniła, Kiba. - dodał.
 
( ♥ )

    Dziewczyna wbiegła do ciemnego pomieszczenia, w którym znajdowała się spora liczba osób. Wszyscy spojrzeli na nią ze współczuciem, widząc zaczerwieniałą i posiniałą dłoń i ukrywane łzy w oczach. Szybkim krokiem udała się w kąt, gdzie miała swoje prowizoryczne łóżko zrobione ze sterty siana. Ułożyła się na nim i próbowała pozginać nadgarstek.
    - O Boże, co ci się stało, dziecko? - spytała starsza, ciemnoskóra kobieta.
    - Ten głupi urzędnik skręcił mi nadgarstek! - warknęła.
    - Ohhh, moje dziecko... - westchnęła kobieta. - Powinnaś bardziej uważać i omijać go z daleka. Wiesz, że przez niego zginął twój przyjaciel... Wszyscy go omijamy.
    - Ale ten staruch jakby chodził za mną! Wszędzie go pełno. - oznajmiła blondynka.
    - Może mu się podobasz. - zaśmiała się ciemnoskóra. - Jutro mamy festyn, nic nam nie może zrobić. No chyba, że złamiemy ich prawo. - uśmiechnęła się lekko. - Będziesz wstanie tańczyć?
    Dziewczyna tylko kiwnęła głową i udała się do prowizorycznego lekarza, który nałożył jej na spuchnięty nadgarstek jakiś materiał nawilżony wywarem z leczniczych ziół. Podziękowała i udała się na swoje miejsce, gdzie zastała dwójkę małych dzieci, które poprosiły ją o zaśpiewanie kołysanki. Nastolatka odprowadziła je na ich posłanie i wykonała prośbę.
    Gdy maluchy zasnęły udała się na zewnątrz. Oczywiście, wyjście z ich kryjówki trochę jej zajęło, ale zawsze lubiła patrzeć na gwieździste niebo i blady księżyc, który tak bardzo przypominał jej stary dom. Chociaż nie mogła leżeć i spoglądać na niebo w pobliżu ich kryjówki, to byłoby głupstwem. Gdy chciała powspominać dawne czasy zawsze udawała się do katedry, gdzie była nietykalna dla wojska. Wchodziła na balkon, a później wspinała się na dach i tam właśnie przypatrywała się gwiazdą i wspominała.
     Wiatr lekko wiał, rozwiewając końcówki jej lokowanych włosów i muskając nagą skórę twarzy, oraz wprawiając w ruch fioletowy materiał spódnicy. Uśmiechnęła się. Czuła się wolna i szczęśliwa. Nie musiała się przed nikim chować, uciekać, bronić się, walczyć o przeżycie. Jednak lepiej, że jej przybrana matka nauczyła ją życia na ulicy i pozwoliła przyłączyć się do cygańskiej grupy, mimo, że pierwszy raz wtedy o nich słyszała. Kobieta okazała jej wiele serca. Jej i jeszcze jednej dziewczynie, z którą  przybyła blondynka.
     Nie wiedząc kiedy po policzku blondynki spłynęły łzy. Pamiętała tamten dzień i nie zapomni go do końca życia. Jej najlepsza przyjaciółka została zamordowana za coś czego nie zrobiła. Za bycie czarownicą, którą niebyła. Jednak, tutejsi ludzie, władza widzi tylko to, co chce zobaczyć. Oni chcieli ją zabić i zrobili to. Bez chwili wahania, bez namysłu, z zimną krwią. Jak bestie.
      - Wszystko w porządku? - usłyszała głos kapłana. - Drogie dziecko, powinnaś już iść do domu. Straże zmienią się za parę minut. Będziesz miała chwilę na ucieczkę. - poinformował ją zachrypniętym głosem.
      - Dziękuję bardzo. - uśmiechnęła się i zeskoczyła z dachu.
     Zerknęła jeszcze raz na miasto i coś przykuło jej uwagę. Mężczyzna siedzący na dachu jednego z mieszkań położonych niedaleko głównego placu. Wytężyła wzrok, ale nie była w stanie niczego konkretnego dostrzec, oprócz tego, że siedział na budynku znienawidzonego przez nią urzędnika.
     Westchnęła i szybkim krokiem wyszła z katedry. Rozejrzała się po placu i poczekała kilka sekund, po czym wyszła i biegiem udała się do ciemnej uliczki. Nie potrzebowała światła. Znała tą drogę od kilku lat. Wiedziała gdzie i kiedy trzeba skręcić, kiedy trzeba uważać.
     Przebiegła przez kolejną, pustą uliczkę zastawioną deskami. Warknęła gdy poczuła, że coś złapało ją za chustę zawieszoną na ramionach i przyciągnęło do siebie, boleśnie łapiąc za obie dłonie. Szarpała się, ale to nic nie dawało, napastnik był silny. Podniosła wzrok i ujrzała wysokiego mężczyznę o blond włosach i ubranego w rycerski strój. Zaklęła pod nosem.
    - Ah kogo my tutaj mamy? - uśmiechnął się szyderczo. - Myślałem, że cyganie o tej porze chowają się w swojej kryjówce i po kątach... - zaśmiał się.
    - To rycerze mają rozum, by myśleć? - sarknęła. - Co za niespodzianka...
    - Nie pogarszaj swojej sytuacji. - polecił i zawołał kolegów.
    Zjawili się po niecałych dwóch minutach. Na widok bezbronnej dziewczyny zaczęli się śmiać i szeptać. Blondynce zaczęło bić szybciej serce. Wiedziała co się teraz stanie, aż za dobrze. Musiała szybko wymyślić jakiś plan ucieczki, bo inaczej zgwałcą ją i zabiją.
    - No proszę... - zaczęła. - Wasza szóstka, a ja jedna. Taka bieda. - uśmiechnęła się.
    - Na rymowanki się panience zebrało? - warknął ktoś z tłumu.
    - Cóż za powalające maniery. - westchnęła. - Mogłabym mieć ostatnią prośbę? Taką malutką. W torbie mam taką małą sakiewkę, w której jest medalion mej matuli. Chciałabym go ubrać. Chyba to nie problem spełnić ostatnie życzenie nędzarki takiej jak ja? - zrobiła smutną minę.
     Mężczyźni spojrzeli po sobie i jeden z nich podszedł do blondynki. Po chwili wyciągnął z jej torby małą sakiewkę. Obejrzał ją, a gdy miał otworzyć dziewczyna niezauważalnie nabrała powietrze i zamknęła oczy. Po otwarciu rozniósł się duszący i nieprzyjemny zapach ziół. Rycerz, który ją trzymał, puścił, a ona skorzystała z okazji i jak najszybciej uciekła.
    Słyszała za sobą wściekłe krzyki i wyzwiska skierowane pod jej adresem, ale dla niej liczyło się ukrycie. Wiedziała, że nie może udać się w stronę kryjówki. Gdyby ją złapali, zdradziłaby masę ludzi takich jak ona. Nie miała już niczego co mogłoby ją obronić, a nie ucieknie sporej ilości żołnierzom. Bała się, a serce waliło jej jak oszalałe.  Nie wiedziała gdzie mogłaby się schować.
    Po chwili poczuła, że ktoś łapie ją za rękę i przyciąga do siebie. Chciała krzyknąć, ale nieznajomy, przyłożył jej rękę do ust. Zamknęła oczy, a z pod zaciśniętych powiek polały się łzy. Łzy smutku, strachu i bezradności.
    - Nie zrobię ci krzywdy, tylko bądź cicho. - usłyszała przyjemny i niski, męski głos.
    Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą wysokiego młodzieńca o wyraźnych rysach twarzy. Urodę miał lekko azjatycką, ale bardziej podobną do europejskiej. Rozczochrane, brązowe włosy, lekko opalona cera i ciemne oczy. Tylko tyle była w stanie zobaczyć. Kiwnęła głową niepewnie, a szatyn zabrał dłoń z jej ust.
    - Ani drgnij. - polecił i wyszedł, dając znak dłonią do psa.
    Usłyszała jak straż biegnie i ciągle ją przeklina. Wciągnęła powietrze i próbowała bardziej wgnieść się w twardą ścianę, jakby to było możliwe. Bała się i nie chciała zostać zauważoną.
    - Hej ty! - usłyszała głos swojego pierwszego napastnika. - Widziałeś może przebiegającą cygankę?
    - Taką z kręcącymi, jasnymi włosami? - spytał, udając, że się zamyśla. - Ah tak, biegła chwilę temu po tamtym moście. - wskazał dłonią.
     - Co tutaj robisz o takiej później porze? - zapytał ktoś inny.
     - Pies uciekł mi z domu. - wskazał na swojego białego towarzysza. - Bardzo się do niego przywiązałem i nie mogłem pozwolić mu się zgubić. - wyjaśnił z lekkim uśmiechem.
     - Wracaj szybko do domu i uważaj. - ciemnowłosy zrobił zaciekawioną minę. - Te demony czają się tutaj wszędzie.
     Młodzieniec tylko kiwnął głową i poczekał, aż rycerze odejdą, po czym wrócił do blondynki, która cała drżała i niepewnym wzrokiem spoglądała w jego kierunku, oplatając wzrokiem średnio umięśnione ciało.
     - Nie jesteś tacy jak inni mieszkańcy. - posumowała.
     - Gdyby wszyscy byli tacy sami na świecie byłoby nudno, prawda? - uśmiechnął się do niej. - Jak masz na imię? - spytał.
      - Ino, ale w tym mieście mówią na mnie Estena. - poinformowała go. - Dziękuję za ratunek.
      Młodzieniec przepuścił ją i nie oglądając się za piękną blondynką, pobiegł do domu wuja, gdzie musiał się tłumaczyć, czemu opuścił budynek bez pozwolenia.


( ♥ )

   Obudziły go krzyki i muzyka, która pochodziła z głównego placu. Młodzieniec westchnął i niechętnie wstał. Udał się do łazienki, gdzie przemył zaspaną twarz i ubrał się. Po chwili udał się z powrotem do pokoju i wyjrzał z okna, z którego miał bardzo dobry widok na katedrę i plac przed nią. Zbierało się tam sporo ludzi. Większość ustawiała namioty i różne podesty oraz długi stół i krzesła.
    - Przepraszam, - usłyszał nieśmiały głos. - Śniadanie na stole, państwo na pana czeka.
    - Już idę. - odpowiedział.
    Nie minęła minuta, a młodzieniec siedział przy stole z wujostwem. Ciocia wypytywała się w dalszym ciągu o zdrowie brata i jego żony oraz starszej siostry młodzieńca. Ten odpowiadał na wszystko z grzecznością. Co chwila kobieta podnosiła głos podekscytowana.
     - Czyli macie, że tak powiem, kolorową rodzinę? - włączył się do rozmowy Marco.
     - Tak. - odparł chłopak.
     - Ja i mój brat pochodzimy z Japonii, piękny kraj, a Edo* jeszcze ładniejsze. Moja bratowa pochodziła z Hiszpanii, też bardzo ciekawy i ładny kraj, ale ja wolałam zostać we Francji. Tutaj czuć takiego wspaniałego ducha. - uśmiechnęła się.
      - Czyli, mój drogi chłopcze, władasz trzema językami? - zainteresował się wuj. - To niezwykłe. Japoński, Hiszpański i Francuski.
      - Kiedyś chciałem nauczyć się też Angielskiego, ale czasu brakowało. Teraz w podróży trochę się podszkoliłem. - wyznał. - Mój towarzysz był Brytyjczykiem, więc mi pomagał. - dodał.
      - Coś niesamowitego, prawda? - zagaiła kobieta. - Jest wspaniały i taki mądry, a do tego przystojny!
     - Chociaż Japoński i Hiszpański przyszedł mi bardzo łatwo, więc nauczyłem się tylko dwóch języków. - wyznał chłopak, lekko zarumieniony komplementami ciotki.
      - Cóż... - zaczął starszy, wstając. - Miło się rozmawiało, ale obowiązki. Muszę się męczyć na tym festynie. - pomasował skroń. - Już mnie głowa boli od tego, ale taka praca. Idziesz ze mną, Kiba?
     - Jakbym mógł. - uśmiechnął się i wyszedł wraz z wujem.
   
     Już od kilku godzin mężczyźni oglądali atrakcje przygotowane przez cygan. Szatynowi się one naprawdę podobały, ale nie wyrażał swojego zachwytu, ponieważ nie chciał narażać się wujowi, który wręcz odwrotnie - na każdym kroku krytykował i wyzywał aktorów. Nie było to miłe, ale nikt nie mógł nic powiedzieć.
     W końcu przyszedł czas na główne przedstawienie. Członkowie rady, w tym Marco, zostali zaproszeni do wielkiego stołu, by podziwiać. Kiba natomiast udał się niedaleko od sceny. Chciał lepiej widzieć, ale tak naprawdę wypatrywał blondynki z wczoraj.
     Na scenę wkroczył mężczyzna z czarnymi włosami i śniadą cerą ubrany w kolorowy kostium. Przywitał się z publicznością i zażartował kilka razy, po czym ustąpił miejsca dwóm postacią na szczudłach, które zaczęły tańczyć w rytm granej muzyki. Po występie rozbiły się brawa, a z czerwonego dymu wyłoniła się postać drobnej kobiety ubranej w biało-czarny kostiumie. Obok niej pojawiła się szklana skrzynia, a kobieta wcisnęła się do niej bez problemu, wykonując powolne i delikatne ruchy. Ze środka pomachała i rozniosły się brawa, a kobieta znikła znów za czerwonym dymem, a po chwili pojawiła się i ukłoniła. Kolejną atrakcją była sztuka akrobacyjna. Grupa ludzi skakała, tańczyła, wyginała się i chodziła po powietrzu. Publiczność zaklaskała na końcu występu, a artyści ukłonili się nisko i zniknęli w białym dymie, z którego wyłoniła się dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka ubrani na niebiesko z dwoma kotkami. Dzieci wymachiwały wstążką, robiły akrobacje, a zwierzęta powtarzały ich ruchy i przeskakiwały nad wstążkami. Kolejne brawa i ukłony oraz czarny dym, za którym zniknęły.
     - A teraz jedna z naszych największych atrakcji dzisiejszego dnia. - krzyknął ciemnowłosy mężczyzna. - Piękna Estena zatańczy niebezpieczny taniec z... niedźwiedziem! - rozniosły się krzyki zdumienia i oklaski, a mężczyzna zniknął za brązowym dymem, z którego wyłoniła się blondynka i niedźwiedź.
     Kiba uśmiechnął się pod nosem, widząc Ino. Musiał przyznać, że w czarnej sukni i białym gorsecie było jej do twarzy. Dziewczyna również się uśmiechnęła, widząc go. Po chwili pierwsze bębny zaczęły bić, a blondynka wykonywała powolne ruchy, które zwierzę naśladowało. Z każdą sekundą ich ruchy stawały się coraz bardziej szybsze, ale dalej mierzyli się wzrokiem. Estena ze skupioną miną podeszła do niedźwiedzia, który ryknął i wysunął łapie w jej kierunku, której się złapała. Muzyka ucichła, a zwierzę opadło na cztery łapy, natomiast dziewczyna ciągle wykonywała powolne ruchy taneczne, kończąc, usiadła na misia, który nic sobie z tego nie zrobił. Rozniosły się wiwaty, a blondynka zniknęła za fioletowym dymem.
      Teraz przyszedł czas na tak zwane, samodzielne atrakcje. Większość ludzi udałą się do wróżki, chociaż niektórzy wybrali pokazy kukiełek itp. Kiba szukał wzrokiem Ino, choć w takim tłumie ludzi było to dosyć trudne.
     Usłyszał krzyk dziecka i od razu ruszył w tamtym kierunku. Zobaczył, że jakiś starszy mężczyzna pastwi się nad filigranową dziewczynką, która nie miała nawet ośmiu lat. Westchnął i położył mu dłoń na ramieniu, a drugą, zatrzymując cios.
     - A gdzie godność? - zerkną na niego ironicznie.
     - To cyganka! I tak jest nic nie warta! - odpowiedział starszy i wyrwał się z uścisku.
     - Nie. - zaprzeczył szatyn. - To małe, bezbronne dziecko, a do tego kobieta, jakby nie patrzeć. - poinformował go ze złością w oczach. - Nie lubię jak ktoś krzywdzi bezbronnych, więc lepiej odejdź! - warknął zimnym i oschłym tonem, a starszy ze wściekłą miną odszedł. - No, nic ci nie jest? Wszystko w porządku? - spojrzał na zapłakaną twarz dziecka. - Choć, poszukamy twojej mamy. - uśmiechnął się i wziął ją na ręce.
     Akamaru zaszczekał kilka razy i udali się w stronę tłumu. Długo szukali, pytali się, ale wszyscy tylko wzruszali ramionami, co lekko irytowało chłopaka. Przecież musiał być ktoś kto zna tą dziewczynkę, przecież nie wzięła się znikąd... 
     W oddali zauważył kręcone blond włosy. Uśmiechnął się i udał się w tamtym kierunku. Trochę mu to zajęło, bo dziewczyna szybko zniknęła, ale po około dziesięciu minutach, odnalazł ją. 
     - Przepraszam, że przeszkadzam, ale... - zaśmiał się nerwowo. - Może wiesz gdzie jest jej mama? 
     Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i dopiero po chwili ujrzała drobną dziewczynkę na jego plecach. Uśmiechnęła się lekko i odebrała od niego dziecko. 
     - Mówiłam ci, że masz nigdzie nie odchodzić. - zwróciła się do dziewczynki. - Dziękuję, że jej pomogłeś. Naprawdę jesteś inny od wszystkich, to cieszy. - poinformowała go. - Może masz ochotę na spacer? 
     Kiba uśmiechnął się pod nosem i przytaknął. Niezmiernie cieszył się, że będzie miał ochotę ją poznać. Podobała mu się, była inna i wyjątkowa. Nie interesowało go to, że była cyganką. W końcu, oni to też ludzie, prawda? Mu nic złego nie zrobili. 
     Dopiero późnym wieczorem, gdy festyn się skończył oni musieli się rozstać. Ona, musiała pomóc w sprzątaniu po festynie i musiała się ukryć, a on, musiał wrócić do wuja i kłamać. Nie może powiedzieć mu, że cały dzień spędził z kimś, kogo on nienawidzi. Kiedyś by to zrobił, ale teraz wiedział, że czasami lepiej skłamać, jeśli druga osoba nie ma wystarczających dowodów. 
     - Jak cię znajdę? - spytał Kiba. 
     - Moi przyjaciele zgodzili się, żebyś do nas dołączył. - odpowiedziała. - Jednak musisz być tego pewien, inaczej nie przychodź do nas, dobrze? - spojrzała mu w oczy, a on kiwną głową. - Mieszkamy tak gdzie wiele ludzi jest, ale nikt o nas nie powie. Gdy będziesz pewien,  że znalazłeś to miejsce, drogę wskaże ci żniwiarz. - uśmiechnęła się niepewnie i oddaliła się. 
      Młodzieniec jeszcze przez chwile spoglądał za nią, zapamiętując słowa. Nie miał pojęcia, o co mogło chodzić, ale ma całą noc na zastanowienie się. Przedtem musi udać się do wuja. 
      W domu został skarcony. Jednak go widzieli, że pomaga bezbronnej, małej cygance i Marco nie był z tego powodu zadowolony. Wpadł w szał i nawet jego żona nie umiała go uspokoić. Krzyczał, że chłopak nadszarpnął jego honor i gdy jeszcze raz to się zdarzy bez mrugnięcia oka go zabije. 
      
( ♥ ) 
  
    Księżyc świecił już bardzo długo, a w jednym pokoju wciąż paliła się świeca. Szatyn nie mógł zmrużyć oka. Już podjął decyzję. Nie może tutaj zostać. Został okrzyczany za pomoc dziecku? To chyba nie jest w porządku. Wiedział to i postanowił odejść. Najwyżej go powiesi, albo spali. On też miał swój honor i godność, nie pozwoli się tak traktować. 
    - Chyba zaraz się poddam. - warknął młodzieniec i przetarł zaspaną twarz. - Nie mam pojęcia. 
    Westchnął, a pies lekko zaskomlił i podszedł do okna. Chłopak udał się za nim i wyjrzał przez okno. Rozejrzał się, ale widział tylko budynki, katedrę, rzekę i most oraz cmentarz położony na oko dwa kilometry od rynku. Młodzieniec odwrócił się po czym coś go olśniło. Uśmiechnął się i pogłaskał psa po głowie, który zadowolony zamerdał ogonkiem. 
      - Mój mądrala. - zaśmiał się. - Jak będziemy szli nie waż mi się nawet pisnąć, rozumiemy? 
     Pies zaskomlił, a jego pan ubrał na siebie czarny płaszcz i wziął ze sobą miecz, który znajdował się w szafie. Po cichu wyszedł przez okno, trzymając Akamaru na rękach. Uśmiechnął się niepewnie i trzymając się rynny, zeskoczył. Zdawał sobie sprawę, że musi być cicho i uważać na wszystko. Podróż na pewno długo mu zajmie i nie będzie łatwa. 
      Przeciskał się między uliczkami jak bezdomny kot, uważając na wszystko, choć w ciemności było to dosyć trudne. Kilka razy prawie dostał zawału jak obok niego przeszli strażnicy. Dobrze, że zdążył się schować, bo inaczej byłoby po nim. 
       Nie wiedział ile zajęło mu dotarcie na stary cmentarz, ale ucieszył się niezmiernie. Teraz zostało mu odgadnięcie drugiej części, a tutaj było już trochę gorzej. W końcu tutaj osłaniały go tylko nagrobki i kilka drzew. Jeśli ktoś zobaczy, że pałęta się w nocy po cmentarzy mogą oskarżyć o czary i spalić na stosie, a to mu się za bardzo nie podobało. Wolał zostać powieszony, jeśli chodzi o śmierć. 
       Przemierzał alejki już od ponad trzydziestu minut, dalej zastanawiając się nad jej słowami. Po chwili zobaczył posąg śmierci z kosą, który stał schowany za drzewami, gdzieś w rogu. Był stary i strasznie zaniedbany, a schowanie go mogło świadczyć o tym, że ludzie nie chcieli go oglądać, ale mięli też jakby sentyment do niego. 
       Chłopak bacznie przyjrzał się posągowi i stwierdził, że kosa nigdzie nie wskazuje. Jest trzymana poziomo, a ostrze wskazuje na stopy. Nie było innej drogi, a Kiba czuł się bardzo zmęczony i wyczerpany. Usiadł na ziemi, opierając się plecami o płytę, która lekko drgnęła. Młodzieniec pacnął się w czoło i przesunął ją. Zobaczył drabinę i światło w tunelu. Uśmiechnął się pod nosem i przywiązał swojego psa, po czym zamykając wejście, zszedł po drabinie.  
      Pierwsze co zobaczył to szczątki ludzi. Kości leżały wszędzie - na ścianach, na ziemi i we wodzie. Kilku strażników przywitało go z bronią w ręku, ale wtedy pojawił się ciemnoskóry mężczyzna z czarnymi włosami, który był prawdopodobnie liderem, władcą grupy. Uśmiechnął się do niego i zaprowadził na główny plac. Tam obwieścił, że od dziś chłopak będzie jednym z nich i podał jego zasługi. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Kilka minut później bębny zaczęły cicho bić, a ludzie zaczęli tańczyć. 
     - Ciesze się, że przyszedłeś. - wyznała blondynka. 
     Chłopak obrócił się i mocno przytulił dziewczynę, która wcale nie protestowała. Uśmiechnęła się lekko i odsunęła się od niego. spojrzeli sobie w oczy, a po chwili chłopak ujął jej twarz i delikatnie pocałował. Obydwoje byli szczęśliwi, chociaż wiedzieli, że ścieżka, którą wybrali nie będzie wysłana różami... 

The end. 




 * Edo. - dawna nazwa Tokio.

I jak wam się podobało? Mam nadzieję, że za dużo błędów nie ma i wam się spodobało. 

Tak jak przed rozpoczęciem, proszę was o podanie swojego typu na kolejne opowiadanie i ewentualny pomysł, jeśli ktoś by miał...Nie wstydźcie się! 

Rozdział trzeci, powinien pojawić się około 10 maja!


5 komentarzy:

  1. Kurczę błędów była sporo, ale i tak mi się podobało ;D
    Wiesz jakieś powtórzenia, literówki i tym podobne.
    'słodząc napój dwiema kostkami herbaty' - tu jest bardziej znaczący błąd na który zwróciłam uwagę, raczej dwiema kostkami cukru co? ;D

    Pomysł mega oryginalny, średniowieczny Paryż i cyganie? Super. Początkowo zastanawiałam się nad tym, że Ino cyganka a jest blondynką, ale potem wyjaśniłaś, że ją przygarnęli. Kiba mega słodki, zaryzykował wszystko dla ledwo poznanej dziewczyny, no fajnie :D

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam to w poprzedniej notce , powiem to i teraz , będę to mówić ci zawsze masz bardzo sliczny szablon , tło no zapomniałam jak to sie nazywa i broń cie panie nie zmieniaj go jest śliczny !
    Co do samej notki była taka słodka i urocza .Na samym początku jak wspomniałaś o cyganach pomyślałam-oho cyganką napewno będzie Ino i sie nie przeliczyłam :3 Do teraz mam w myślach Ino wyglądającą jak cyganka i takiego Kibe w garniturku i melonikiem na głowie ^^ Ehh i akamaru ... Hmm napisz w następnym specjalu jakies yaoi ^^ Paring - hmm KakashixSasuke , wiem wiem po szóstm kinowym naruto jakoś tak mnie natchnęło ^^ Całuję ciepło i czekam na kolejną notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno już przeczytałam, ale nie chciało mi się pisać komentarza, a co za tym idzie nie krytykuję Cię. Opiowiadanie, hm.. KibaIno średnio lubię ten paring, ale Twoje wykonanie.. <3 Trochę mnie zaskoczyłaś tym podziałem na szlachtę. I jakby plebs, nie wiedziałam jak to ująć. Koniec był dla mnie oczywisty, ale i tak coś tam jednak było taki hmm. Zaskakujące, powtarzam się ech.. No nic. Przepraszam za tak krótki oraz późny komentarz, acz już pokonałam lenia. Dużo weny i czasu życzę. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam napisać, co bym chciała w następnym specjalu.. Hm.. NaruHina oczywiście.. Co do fabuły.. Może wojna Gempijska , albo coś w stylu starożytności. Nie wiem, coś z historią bym chciała :3 Dużo weny i czasu życzę. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  5. No bez jaj,że dopiero teraz to przeczytałam!
    Nie lubię pary KibaIno,ale ten stary Paryż,cyganie i szlachcice...To wszystko było tak prawdziwe,że aż piękne!
    Co do następnego speciala...NaruHina,rzecz jasna.
    Ale to tylko moje zdanie,więc rób jak uważasz :-)

    OdpowiedzUsuń