Gdy przywieźli ją do szpitala cała rodzina czekała przed salą operacyjną. Nikt nie chciał iść do domu, wyspać się, odetchnąć, ani nawet rozprostować nóg. Zastygli w bezruchu na długie godziny, które wlokły się niemiłosiernie, odbierając powoli nadzieję. Jednak w końcu na następny dzień około szóstej trzydzieści, wyszedł doktor z lekkim uśmiechem na twarzy i z kilkoma kropelkami potu na zmarszczonym czole.
- I co? - wrzasnęła Tayuya, podnosząc się błyskawicznie.
- Niech pan powie, co z moją córką. - błagał ojciec.
- To cud, że nie zginęła na miejscu. - zaczął lekarz, a na twarzach czekających pojawił się ogromny niepokój. - Stwórca jednak nad nią czuwał. Miała pęknięcie jelita i wstrząśnienie mózgu oraz inne uszkodzenia wewnętrzne, jak i ogromne krwawienie.Udało nam się jednak przytrzymać ją przy życiu. Teraz utrzymujemy ją w śpiączce farmakologicznej, by organizm mógł się zregenerować. - urwał na chwilę, zaglądając w głąb umysłu. - Jeśli się obudzi nie będzie mogła chodzić. - dodał.
- Jak to 'jeśli'? - zdenerwował się blondyn.
- Czas wszystko pokaże. - odparł i udał się do pokoju dla personelu.
Piątka osób czekała jeszcze sporo czasu, ale niestety innych informacji udzielić im nie chciano. Mimo to nikomu nie chciało się iść do domu, o co bardzo prosił cały personel. W końcu ustalili sobie tak jakby grafik. Rodzice wraz z córką mieli udać się do domu i odpocząć, a jej przyjaciele zostać jeszcze przez jakiś czas.
Deidara usiadł sobie przy ścianie, chowając głowę w dłoniach, nie wydał z siebie żadnego dźwięku aż do wieczoru, gdy przyszli ich zmiennicy. Początkowo Tayuya myślała, że usnął, ale jednak cały czas czuwał zadumany. A o czym myślał? Prawie o niczym. Jednak przepełniało go uczucie winy. Nie wiedział, ale wydawało mu się, że to wszystko przez niego.
- Oh Dei. - poczuł na sobie dłoń przyjaciółki. - Chodź do domu, wyśpisz się, zjesz coś. Wyglądasz teraz jak wrak człowieka. Martwimy się o ciebie. - zaczęła.
- Nie chcę. - wybełkotał.
- Musisz coś jeść! - lekko podniosła ton głosu. - Ty myślisz, że my się nie martwimy? Ja się cholernie boję, ale wiem, że Lisa jest cholernie silnym człowiekiem i wszystko będzie jak dawniej! Czy... czy ty w to nie wierzysz? - spytała powolnie, a on spojrzał na nią zszokowany.
- Nie... ja tylko... - nie umiał znaleźć odpowiednich słów.
- Skoro w nią wierzysz to się podnieś i chodź do domu. - usłyszał głos swojego przyjaciela.
Sasori stał zapatrzony gdzieś w dal. Minę miał poważną, ale w jego oczach dało się zauważyć troskę o przyjaciół. Pierwszy raz widział Daidarę w takim stanie. Zawsze radosny, pełen energii i chętny do żartów...
Blondyn z wahaniem się podniósł i powolnie ich trójka ruszyła w stronę samochodu. A na miejscu został ojciec i Kiriko, która od wczorajszych łez miała czerwone oczy i napuchnięte policzki. Prawie niemożliwym było zobaczyć ją w tym stanie w przeszłości. A teraz? Ta sytuacja wszystko wywróciła do góry nogami. I tak miało zostać jeszcze przez kilka miesięcy.
~*~
Siedziała na parapecie okna, spoglądając jak styczniowe płatki śniegu spadają na ziemię. Nie mogła uwierzyć, że jej najlepsza przyjaciółka przez tak długi okres się nie wybudziła. To już nie była śpiączka farmakologiczna, a lekarze z dnia na dziej dawali jej coraz mniej szans na przeżycie. I to Tayuya przyjęła jako porażkę. Nie mogła uwierzyć, że oprócz sześciu osób wszyscy dookoła się poddali, przestali o nią walczyć. Nie rozumiała jak mogli tak postąpić.W kącie spała Kiriko, a obok niej Riruka z ojcem. Smętnym wzrokiem wpatrywali się w śpiącego blondyna, który nawet przez sen nie puścił jej bladej dłoni. Byli pełni podziwu, że się nie poddał, że dalej kochał ją mimo tej sytuacji. Teraz byli pewni, że Lisa jest wielką szczęściarą.
Sasori powolnie podszedł do swojej dziewczyny, obejmując ją za ramiona i podając kubek z kawą. Powolnie zaczął przyglądać się przyjacielowi, który od dwóch dni siedział u niej bez ruchu. Rozumiał go doskonale, sam by się tak zachował.
- Sasori, obudź go. - poprosiła Tayuya. - Niech idzie coś zjeść, albo ja mu przyniosę. - zeskoczyła z parapetu, muskając go ustami w policzek i wyszła.
Chłopak kiwnął głową i podszedł do przyjaciela, delikatnie go szturchając. Ten dopiero po kilku próbach otworzył oczy i zerknął na niego sennie, wzrokiem pytając się co jest powodem wybudzenia go. Jednak gdy już otwierał usta by udzielić odpowiedzi, do pomieszczenia weszła pielęgniarka wraz z lekarzem prowadzącym.
- Niestety nie mam dobrych wieści. - oznajmił. - Serce Lisy powoli przestaje wykonywać odpowiednią ilość uderzeń. Z tego co widać na urządzeniu jej zgon nastąpi za kilka minut. Góra dziesięć. - odparł smutnym głosem. - Nie chciałem wcześniej państwu mówić...
W tym momencie do pomieszczenia weszła czerwonowłosa, która słyszała dwa ostatnie zdania. Z szoku upuściła talerz, a po jej policzkach spłynęły łzy. Wydała z siebie przeraźliwy krzyk i miała podbiec do przyjaciółki, ale drogę zablokował jej chłopak, który z całych sił przytulił ją do siebie. Ojcu zaczęła drgać warga, Kiriko całkowicie straciła nad sobą kontrolę, rzucając się na podłogę, a Riruka mocno wtuliła się w ramiona męża, powolnie głaszcząc się po brzuchu. Jedynym który nie zareagował był Deidara. Wpatrywał się w sufit, z daleka wyglądał niemalże jak lalka. Każdy z nich tylko czekał, aż usłyszą to cholerne pikanie sprzętu.
Nastąpiło to po sześciu minutach, a wtedy i Deidara rozpłakał się jak kobieta.
~*~
Otworzył oczy słysząc ciche śmiech i szturchanie. Pierwsze co zobaczył to szczęśliwe twarze przyjaciół i rodziny Lisy. Nawet Namine i babcia tutaj były. Rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu szpitalnym, nic nie rozumiejąc. Gdzie on jest? Co się dzieje? Czy wtedy zemdlał?
- No wreszcie. Myślałam, że mi żołądek zgnieciesz! - usłyszał dobrze znany mu głos.
W szoku spojrzał na łóżku i ujrzał rozpromienioną Lisę. Czarne włosy miała strasznie długie, teraz upięte w kucyka, a oczy pełne były blasku i chęci do życia. Dopiero wtedy zrozumiał, że to wszystko to był koszmar. Okropny koszmar.
- Kiedy się obudziłaś? - spytał niepewnie.
- Około dwudziestu minut temu. Spałeś jak zabity i nie mogliśmy cię dobudzić. - uśmiechnęła się. - Dziękuję, że przy mnie byłeś. - dodała, spuszczając głowę, lekko się rumieniąc.
- No wreszcie. Myślałam, że mi żołądek zgnieciesz! - usłyszał dobrze znany mu głos.
W szoku spojrzał na łóżku i ujrzał rozpromienioną Lisę. Czarne włosy miała strasznie długie, teraz upięte w kucyka, a oczy pełne były blasku i chęci do życia. Dopiero wtedy zrozumiał, że to wszystko to był koszmar. Okropny koszmar.
- Kiedy się obudziłaś? - spytał niepewnie.
- Około dwudziestu minut temu. Spałeś jak zabity i nie mogliśmy cię dobudzić. - uśmiechnęła się. - Dziękuję, że przy mnie byłeś. - dodała, spuszczając głowę, lekko się rumieniąc.
- Oczywiście, że byłem! - zaśmiał się. - Jak miałbym przy tobie nie być?
- Kocham cię Deidara.
- Ja ciebie też.
- Kocham cię Deidara.
- Ja ciebie też.
~*~
Uwaha koniec! Wiem krótkie to, ale miałam tak dużo napisane i mądra ja to usunęłam... No nic, ale sądzę, że to zakończenie bardziej wam się spodoba i jest bardziej jasne. W pierworodnej postaci środek był identyczny, tylko o tyle, że potem Deidara w amoku i bólu poszedł skoczyć z budynku, a potem okazało się, że aparatura nawaliła, a Lisa obudziła się kilka godzin potem. Dowiadując się, że Dei zabił się przez nią, nigdy się po tym nie pozbierała, pięć lat później w rocznicę jego śmierci sama się zabiła. Ot co, taki był koniec. ^^ No, ale postanowiłam go zmienić na taki, ale wyszedł mi krótki... no nic. Mam nadzieję, że się podoba? I tak, Riruka była w ciąży. Pamiętacie jak w rozdziale trzecim płakała? To z tego powodu, tak słowem wyjaśnienia.