Od godziny szóstej rano cały dom był postawiony na nogi. Riruka biegała po domu, cała w stresie. Ja się jej tam nawet nie dziwię. Ciekawe jak ja się będę zachowywać w dniu ślubu. Oo nie! Stop, jaki ślub?! Ja i ślub?! Chyba się nie wyspałam czy coś skoro o takich rzeczach myślę.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Kto mógł przyjść nas odwiedzić o siódmej rano w sobotę? Ah, no tak. Ojciec zadzwonił po jakiegoś tam kolegę. On też musiał się przecież przygotować, a nie może widzieć swojej narzeczonej w sukni ślubnej, bo to niby pecha przynosi czy coś w tym stylu.
A więc gdy wyszłam z pokoju, zostałam brutalnie przewrócona przez biegnącą macochę. Westchnęłam i na ułamek sekundy zdążyłam zarejestrował, że mój tata wychodzi. Czyli do godziny piętnastej nie będę go widzieć. Właściwie Namine też nigdzie nie było... no trudno. Jakoś mi to specjalnie nie tkwiło na sercu. I tak to ja, Kiriko i Tayuya miałyśmy pomagać pannie młodej.
Szkoda, że świadkiem nie mogłam zostać. Ale nie miałam bierzmowania czy jakoś tam to się nazywało. A, że mój tata i rodzina Riruki są katolikami i w takim obrządku będzie wyprawiane wesele, to ani rusz bez tego. A tak sobie chciałam kwiatki sypać...
- No to gdzie ta szczęściara?! - usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki.
- Proszę cię, nie strasz mnie! O mało zawału nie dostałam... - jęknęła blondynka, po czym usiadła na kanapie.
- No już, bierzemy się w garść, bo jeszcze coś nie pyknie w tym przedstawieniu. - podsumowała i podeszła do mnie, po czym pociągnęła za rękę do salonu.
Poczłapałam za nią, a potem warknęłam, gdy rzuciła mnie na miejsce obok mojej przyszłej mamy. Chciałam jej zadać odpowiednie i stosowne pytanie, ale ta gdzieś się ulotniła. Jak się okazało poszła po moją siostrę i zrobiła z nią to samo co ze mną.
- A więc, najpierw to pani musiałaby się porządnie wyszorować, a potem napić jakiejś melisy. Następnie zrobimy ci fryzurę i makijaż. Wypadałoby żebyśmy i my się przebrały, a gdy to zrobimy to się jakoś od sztafirujemy i pomożemy się pani wbić w białą kieckę. Jakieś sugestię? - spytała.
- Ty naprawdę powinnaś iść do wojska. - zaczęła Kiriko z uśmiechem.
- Wiem. Planuję zmienić kierunek studiów. Wiesz, że chodziłam do szkoły mundurowej? - zaśmiała się. - Ale trzeba wziąć się za robotę, bo jej coś dużo. - zaśmiała się.
Zgodnie przytaknęłyśmy. Riruka niemalże od razu pobiegła do łazienki. My tymczasem zajęłyśmy się przygotowywaniem toaletki. Cholerstwo było ciężkie, a że u rodziców w sypialni jest raczej słabe światło, musiałyśmy przytachać ją do salonu. Potem ustawiłyśmy potrzebne rzeczy, a Kiriko zaparzyła nam herbaty. Suknia już wisiała na przygotowanym stojaku, a czerwonowłosa dreptała po pokoju, gapiąc się w stronę drzwi.
Kiedy Riruka usiadła na taborecie wysuszyłam jej włosy, dokładnie rozczesując. Nie zajęło to dużo czasu, więc zaczęłyśmy przygotowania do upięcia fryzury. Kilka kosmyków zarzuciłyśmy jej na twarz, by spiąć te niżej położone. Zrobiłyśmy jej ładnego koka, a przenie włosy związałyśmy w warkocz i dołączyłyśmy do całości. Następnie ładnie przyozdobiłyśmy to spinkami w niebieskim kolorze róży i spryskałyśmy lakierem. Myślałam, że się uduszę, bo świństwo śmierdziało jak nie wiem.
Gdy spojrzałyśmy na zegarek, dochodziła dziesiąta. Nie mogłam uwierzyć, że aż tyle czasu nam zeszło. O czternastej ceremonia! Rozdzieliłyśmy więc pracę na trzy sposoby - Tayuya zajmie się makijażem, ja paznokciami, a Kiriko przyniesie biżuterie i buty do salonu, po czym sama się przygotuje.
Muszę przyznać, że męcząca była dla mnie ta praca. Niby nic, ale musiałam się naprawdę skupić. Jednak efekt był zadowalający. Granatowe paznokcie przechodzące w jasno niebieski. Na to ombre posypałam ozdobnego brokatu. Teraz byłam już wolna, wiec wparowałam do łazienki by się przyszykować.
Włosy upięłam w koka i obwiązałam czerwoną nitką. Postanowiłam nałożyć delikatny makijaż i już byłam gotowa, wiec ubrałam szlafrok i poszłam pomóc mojej przyszłej mamie w ubraniu sukienki. Nie było z tym za wiele kłopotu i uwinęłyśmy się w pół godziny. Wyglądała oszałamiająco, a niebieskie dodatki idealnie pasowały do jej jasnej karnacji. Tata trafił na najwspanialszą kobietę na świecie.
Gdy do wyjścia zostało około dwóch godzin, postanowiłam ubrać się w sukienkę. Była to zwykła i prosta czerwona kreacja z czarnym paskiem w talii, bez ramiączek. Do tego dopasowałam krwiste kolczyki kulki i podobną bransoletkę. No nie wyglądałam najgorzej.
- Tayuya czy... - zaczęłam wchodząc do salonu, a mnie zwaliło z nóg.
Granatowa sukienka z falbankami przy kolanach, bez ramiączek i związane włosy w luźny warkocz. Nawet makijaż na siebie nałożyła, a to rzadkość. Wglądała przeuroczo, chociaż jej tego nie powiem, bo zapewne dostałabym ze szpilek.Nie są tak efektowne jak glany, ale i tak na pewno boli gdy się z nich dostanie. No cóż, nie będę sprawdzać...
Zadowolone, że do ślubu zostało już tylko godzina, a same musimy już wychodzić, każda z nas złapała za coś ciepłego do narzucenia. Z tego co ustalaliśmy, to mamy pojechać z kuzynem mojego ojca. Szczerze? Nienawidzę tych wszystkich zjazdów rodzinnych, ale jeśli miał mi towarzyszyć Deidara... Nie nie stop! Halo, o czym ja myślę! Chyba zaszkodziła mi ta herbata...
Usłyszałam pukanie do drzwi i o mało nie zabiłam się w tych szpilkach, chcąc otworzyć zamek. Oczywiście tak jak się domyślałam, wreszcie przyszedł Dei. Uśmiechnęłam się do niego i wpuściłam do środka. Niemalże czułam jak kolana się pode mną uginają na jego widok. Wyglądał mego przystojnie w czarnym garniturze, niedopiętej koszuli i związanych włosach. Do tego ten zapach. Połączenie mięty i miodu. Naprawdę zachowuję się jak zakochana idiotka, prawda?
- Oh, Deidara - kun. - zawołała macocha z uśmiechem. - Mogę się tak do ciebie zwracać, prawda? - ten tylko kiwną głową. - Naprawdę się cieszę, że będziesz na uroczystości. - puściła oczko. - No, jesteś mężczyzną, wiec powiedź mi jak wyglądam, tylko szczerze. - zaśmiała się, obracając.
- Olśniewająco. Pan Arisawa jest ogromnym szczęściarzem. - odpowiedział.
- Jaki lizus! - krzyknęła uśmiechnięta Tayuya i podeszła do nas. - No chyba już przyjechał, powinniśmy już iść. Głupio tak się spóźnić na własny ślub, no nie?
Przyznaliśmy jej rację i ruszyliśmy do samochodu. Droga była dosyć krótka, Riruka zaczęła się strasznie stresować, o mało się nam nie popłakała. Widać było jak przepełnia ją szczęście. W sumie mnie też. Nie wyobrażałam sobie, że może być taką miłą kobietą. Nigdy nie chciałam jej bliżej poznać i oceniałam z góry. Byłam strasznie głupia i pusta. Ten wyjazd do Konohy naprawdę pomógł mi spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. I do tego poznałam tak wspaniałe osoby!
Cała ceremonia kościelna, dłużyła mi się niemiłosiernie. Pierwszy raz miałam styczność z tą religią, ale jakoś wydała mi się ona dziwna. Taka ponura, ale wiele osób się popłakało. No nic, każdy ma swoje upodobania. Chociaż Tayuyi najwyraźniej się podobało, bo siedziała z wielkim bananem na twarzy, a jej oczy błyszczały jakby miały zaraz zapłonąć. Dei tylko hamował śmiech w niektórych momentach oraz gadał z moją siostrą. O dziwo, strasznie się rozgadała.
Gdy wyszliśmy z kościoła, przyszedł czas na składanie życzeń. Powstała ogromna kolejka. Każdy chciał pożyczyć nowej parze młodej szczęścia, wytrwałości, dać kwiaty i coś w kopercie. Nie znałam tych zwyczajów, ale miło poznać tak nową kulturę i obyczaje. Ogółem, bardzo mi się podobało. Najważniejsze, że ojciec i Riruka byli zadowoleni. Szkoda, że to ja miałam nosić te kwiaty. Naprawdę, zapraszamy do nowej kwiaciarni! Gdy już to wszystko się skończyło, mogliśmy udać się na salę. Strasznie mi się ona podobała. Jasna podłoga, trzy rzędy stołów z niebieskim obrusem, białymi dodatkami i fioletowymi tulipanami. Poprzypinane balony, a na suficie ozdobne, zwisające gwiazdki. Niby pomagałam w zorganizowaniu tego, ale nie myślałam, że wyjdzie tak świetnie. Było po prostu jak w bajce.
Po wniesieniu toastu za parę młodą i obejrzeniu ich w pierwszym tańcu, zasiedliśmy do stołu. Siedziałam pomiędzy Deiem, a Tayuyą, a ta przy Kiriko. Niestety, przy blondynie musiała usiąść się ta flądra. Może i wyglądała ładnie, zachowywała się miło, ale i tak jej nie lubię. Ba! Nienawidzę mendy! Do wody z nią, albo na szubienice. Nie no dobra, ja tego nie powiedziałam...
Byłam trochę zazdrosna, bo ta małpa miała identyczny krój sukienki, tyle że w kolorze fioletowym. Wyglądała na pewno o niebo lepiej, chociaż Deidara jak i moja siostra czy przyjaciółka, zapewniali mnie że jest inaczej. Wiedziałam, że sporo ryzykuję zapraszając Deia na to wesele, ale Namine to się do niego normalnie kleiła.
Po tak zwanych oczepinach, zaczęły mnie już niemiłosiernie boleć nogi. Było około pierwszej, więc postanowiłam wyjść na mroźne powietrze. Z uśmiechem usiadłam na przystrajanej ławeczce przed salą. Obok mnie ktoś palił papierosa, pilnując bawiące się dzieciaki. Byłam taka szczęśliwa, ponieważ praktycznie cały czas blondyn nie odstępował mnie na krok. Co prawda zatańczył z kilka razy z Tayuyą, Kiriko, moją macochą czy, o zgrozo Namine, ale to na mnie się cały czas patrzył. Czułam się jak prawdziwa księżniczka. Nie no, chyba za dużo szampana.
- Powinienem być ci wdzięczny za zaproszenie. - usłyszałam jego piękny głos. - Gdyby nie ty pewnie siedziałbym teraz przed telewizorem i oglądał jakiś tani film. - zaśmialiśmy się.
- Nie ma za co. - odparłam. - Cieszę się, że tutaj jesteś.
Spojrzałam mu w oczy. W świetle gwiazd oraz pod osłoną nocy wydawały się szare, niemalże metaliczne. Tak piękne, tajemnicze i przyciągające. Mogłabym się w nie patrzeć godzinami. Naprawdę go kochałam. Uświadomiłam sobie to w tamtym momencie. Za każdym razem gdy go widziałam czułam się jak anioł, tak lekki. To nie zwykłe zauroczenie. Tak bardzo pragnęłam by czuł to samo...
- Lisa ja... - zaczął niepewnie, zupełnie jakby się czegoś bał.
- Co jest? - spytałam, rozbawiona jego miną i tonem głosu.
- Nie śmiej się ze mnie! - burknął, udając urażonego.
Po chwili, gdy ja nie mogłam opanować śmiechu, złapał mnie w pasie i mocno trzymając, zaczął się kręcić. Krzyknęłam zaskoczona, a potem znów wychynęłam śmiechem. To zaskakujące jak dobrze się przy nim czułam. Mogłabym zamknąć oczy i dać mu się prowadzić całe życie. Wiedziałam, że nie pozwoli zrobić mi krzywdy. Wiem, że to naiwne, ale ja właśnie tak się czułam.
Gdy mnie postawił, nie panując na swoim ciałem, rzuciłam się mu na szyję. Niemalże czułam jego zaskoczenie na twarzy. Jednakże, wkrótce poczułam jego silne dłonie na swojej tali. Naprawdę byłam prze szczęśliwa I trochę dziwnie się przy nim zachowuję... Jakbym nie była to ja...
- Oh, Deidara! Tutaj jesteś, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - i oczywiście ten moment musiała zepsuć ta flądra z tym swoim sztucznym uśmiechem na buzi. - Lisa, twój ojciec chce się z tobą widzieć. wszyscy goście już są zmęczeni, więc zaraz będą się żegnać. - kiwnęła głową.
Westchnęłam i ruszyłam do budynku. We mnie kłębiła się złość, ale postanowiłam to zatuszować pod wyrazem obojętności, a nawet małym uśmiechem. I Namine miała rację, spora część gości miała zamiar nas opuścić, więc ja jako przykładna córeczka musiałam tam stać i tulić się do obcych ludzi. No dobra, kojarzyłam ich mniej więcej, ale i tak ich nie znałam...
Po pół godzinie, gdy zostaliśmy praktycznie sami na sali, ojciec poszedł uzgadniać coś z kelnerem, Riruka rozmawiała z babcią, Kiriko wdała się w jakąś rozmowę z naszą kuzynką i skakały na balony. Śmiać mi się chciało, bo przecież ona taka zawsze poważna i cicha, a tutaj proszę, proszę...
- Tej, śpiąca królewna! - zerknęłam na Tayuję. - Może być mi pomogła z tymi kartonami, co?
Z westchnieniem wykonałam jej polecenie. Naprawdę nie miałam siły, ale czego nie robi się dla rodziców i przyjaciół, nie? Także zostałam załadowana pięcioma wcale nie lekkimi i nie małymi paczkami, prawdopodobnie były w nich prezenty, bo dosyć ładnie ozdobione. Ale pomijając ten fakt, ruszyłam na zewnątrz. Oczywiście, dawno mój pech nie dał o sobie znać i gdy patrzyłam jak ta pusta lala, czyli moja ciotka klei się do Deidary, zahaczyłam szpilką o kamień. Zaliczyłam piękne spotkanie z twardą ziemią przez co odniosłam wrażenie, że ona mnie nie lubi, ale mniejsza. I gdy tak próbowałam wyswobodzić się spod tych pudeł, usłyszałam krzyki. Wszyscy byli czymś przerażeni, a ja nic nie widziałam. Dopiero po jakimś czasie poczułam mocne uderzenie. Jęknęłam z bólu, a później zaczęło mi się kręcić w głowie.
Ciemność.
- Ale dlaczego ty mnie odrzucasz, czegoś mi brakuje? - spytała dosyć otwarcie.
Zerknąłem na nią jak na idiotkę. Czy ona naprawdę uważa, że dla mnie liczy się tylko wygląd? No może i jest ładna, ale charakter ma paskudny, jakoś nie odniosłem do niej żadnych pozytywnych uczuć. Była zbyt nachalna, zachowywała się jak pusta nastolatka. Nie to co Lisa. To w niej się zakochałem, to na jej widok serce mi przyśpieszało, cieszyłem się za każdym razem gdy ją widziałem. I przed chwilą odniosłem wrażenie, że ona czuje to samo. Po południu będę musiał z nią porozmawiać.
- Nie, nie o to chodzi. - odparłem. - Po prostu nie jesteś w moim typie.
- Wolisz tą gówniarę przebrzydłą?! - jej twarz, nawet pod wielką warstwą tapety, zrobiła się cała czerwona. Dosłownie jak pomidor.
- Przynajmniej jest milsza i inteligentniejsza od ciebie. - burknąłem i chciałem ją wyminąć.
- Słabo mi... - jęknęła.
Nie wiedziałem czy udaję, ale nagle zrobiła się jakaś blada, a potem osunęła się na ziemie. Chętnie bym ją tak zostawił, ale nie daj boże zabiłaby się waląc głową o krawężnik i mnie wsadziliby za nieumyślne spowodowanie śmierci czy coś. Więc ją złapałam, próbując ocucić. Kompletnie nie znałem się na pierwszej pomocy, ale po nie całej minucie, otworzyła oczy. Jej wyraz nagle zmienił się na przerażony i krzyknęła, pokazując na plac przed salą.
Zerknąłem tam i zauważyłem, Lisę, która walczy z jakimiś kartonami oraz nadjeżdżający samochód. Widać było, że wpadł w poślizg, nie zdąży wyhamować. Dostrzegłem jak przerażona Tayuya biegnie w jej kierunku, krzyczy. Zaraz za nią znalazł się pan Arisawa. Wszyscy wrzasnęli w momencie uderzenia. Czułem się tak sparaliżowany, że gdyby nie pociągnięcie ze strony Namine, stałbym tam.
Gdy przybyliśmy na miejsce, odciągnąłem stamtąd płaczącą i trzęsącą się czerwonowłosą. Pan młody z szybkością światła, poodrzucał wszystkie przygniatające ją pudełka, a Namine dzwoniła na pogotowie. Kierowca z przerażeniem klęczał przy Lisie. Obok mnie pojawiła się też roztrzęsiona Kiriko i pani Riruka. Obydwie płakały, patrząc się na dziewczynę.
Włosy miała w nieładzie, pokryte krwią, podobnie jak prawą część twarzy. Dziwnie wygięta ręka oraz noga. Miała zamknięte oczy, a cerę tak białą jak kartka. Myślałem, że zaraz wybuchnę. Jedyna myśl jaka krążyła mi po głowie to fakt, że już jej nigdy nie odzyskam, nie powiem jej co do niej czuję, nie przytulę. To było straszne.
Ale dawno mnie tu nie było. Aż wstyd! No, ale cóż. Wena wróciła i dokończyłam ten rozdział. Nie jest on długi i jakościowo pewnie też nie najlepszy. W sumie trochę nawet bez sensu, ale podoba mi się jakoś końcówka. Szczególnie z punktu widzenia Deidary. Uwielbiam dramatyczne zakończenia, ale spokojnie. To jest przedostatnia notka tego opowiadania, jeszcze jedna.
Ta wersja jest trochę inna niż zakładałam, ale bardziej mi się podoba. Tak jak wspominałam mam już dosyć full happy end'ów. Więc o taka tragedia. Muszę jeszcze rozważyć dwa scenariusze zakończenia. No, nic. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długą nieobecność!
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Kto mógł przyjść nas odwiedzić o siódmej rano w sobotę? Ah, no tak. Ojciec zadzwonił po jakiegoś tam kolegę. On też musiał się przecież przygotować, a nie może widzieć swojej narzeczonej w sukni ślubnej, bo to niby pecha przynosi czy coś w tym stylu.
A więc gdy wyszłam z pokoju, zostałam brutalnie przewrócona przez biegnącą macochę. Westchnęłam i na ułamek sekundy zdążyłam zarejestrował, że mój tata wychodzi. Czyli do godziny piętnastej nie będę go widzieć. Właściwie Namine też nigdzie nie było... no trudno. Jakoś mi to specjalnie nie tkwiło na sercu. I tak to ja, Kiriko i Tayuya miałyśmy pomagać pannie młodej.
Szkoda, że świadkiem nie mogłam zostać. Ale nie miałam bierzmowania czy jakoś tam to się nazywało. A, że mój tata i rodzina Riruki są katolikami i w takim obrządku będzie wyprawiane wesele, to ani rusz bez tego. A tak sobie chciałam kwiatki sypać...
- No to gdzie ta szczęściara?! - usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki.
- Proszę cię, nie strasz mnie! O mało zawału nie dostałam... - jęknęła blondynka, po czym usiadła na kanapie.
- No już, bierzemy się w garść, bo jeszcze coś nie pyknie w tym przedstawieniu. - podsumowała i podeszła do mnie, po czym pociągnęła za rękę do salonu.
Poczłapałam za nią, a potem warknęłam, gdy rzuciła mnie na miejsce obok mojej przyszłej mamy. Chciałam jej zadać odpowiednie i stosowne pytanie, ale ta gdzieś się ulotniła. Jak się okazało poszła po moją siostrę i zrobiła z nią to samo co ze mną.
- A więc, najpierw to pani musiałaby się porządnie wyszorować, a potem napić jakiejś melisy. Następnie zrobimy ci fryzurę i makijaż. Wypadałoby żebyśmy i my się przebrały, a gdy to zrobimy to się jakoś od sztafirujemy i pomożemy się pani wbić w białą kieckę. Jakieś sugestię? - spytała.
- Ty naprawdę powinnaś iść do wojska. - zaczęła Kiriko z uśmiechem.
- Wiem. Planuję zmienić kierunek studiów. Wiesz, że chodziłam do szkoły mundurowej? - zaśmiała się. - Ale trzeba wziąć się za robotę, bo jej coś dużo. - zaśmiała się.
Zgodnie przytaknęłyśmy. Riruka niemalże od razu pobiegła do łazienki. My tymczasem zajęłyśmy się przygotowywaniem toaletki. Cholerstwo było ciężkie, a że u rodziców w sypialni jest raczej słabe światło, musiałyśmy przytachać ją do salonu. Potem ustawiłyśmy potrzebne rzeczy, a Kiriko zaparzyła nam herbaty. Suknia już wisiała na przygotowanym stojaku, a czerwonowłosa dreptała po pokoju, gapiąc się w stronę drzwi.
Kiedy Riruka usiadła na taborecie wysuszyłam jej włosy, dokładnie rozczesując. Nie zajęło to dużo czasu, więc zaczęłyśmy przygotowania do upięcia fryzury. Kilka kosmyków zarzuciłyśmy jej na twarz, by spiąć te niżej położone. Zrobiłyśmy jej ładnego koka, a przenie włosy związałyśmy w warkocz i dołączyłyśmy do całości. Następnie ładnie przyozdobiłyśmy to spinkami w niebieskim kolorze róży i spryskałyśmy lakierem. Myślałam, że się uduszę, bo świństwo śmierdziało jak nie wiem.
Gdy spojrzałyśmy na zegarek, dochodziła dziesiąta. Nie mogłam uwierzyć, że aż tyle czasu nam zeszło. O czternastej ceremonia! Rozdzieliłyśmy więc pracę na trzy sposoby - Tayuya zajmie się makijażem, ja paznokciami, a Kiriko przyniesie biżuterie i buty do salonu, po czym sama się przygotuje.
Muszę przyznać, że męcząca była dla mnie ta praca. Niby nic, ale musiałam się naprawdę skupić. Jednak efekt był zadowalający. Granatowe paznokcie przechodzące w jasno niebieski. Na to ombre posypałam ozdobnego brokatu. Teraz byłam już wolna, wiec wparowałam do łazienki by się przyszykować.
Włosy upięłam w koka i obwiązałam czerwoną nitką. Postanowiłam nałożyć delikatny makijaż i już byłam gotowa, wiec ubrałam szlafrok i poszłam pomóc mojej przyszłej mamie w ubraniu sukienki. Nie było z tym za wiele kłopotu i uwinęłyśmy się w pół godziny. Wyglądała oszałamiająco, a niebieskie dodatki idealnie pasowały do jej jasnej karnacji. Tata trafił na najwspanialszą kobietę na świecie.
Gdy do wyjścia zostało około dwóch godzin, postanowiłam ubrać się w sukienkę. Była to zwykła i prosta czerwona kreacja z czarnym paskiem w talii, bez ramiączek. Do tego dopasowałam krwiste kolczyki kulki i podobną bransoletkę. No nie wyglądałam najgorzej.
- Tayuya czy... - zaczęłam wchodząc do salonu, a mnie zwaliło z nóg.
Granatowa sukienka z falbankami przy kolanach, bez ramiączek i związane włosy w luźny warkocz. Nawet makijaż na siebie nałożyła, a to rzadkość. Wglądała przeuroczo, chociaż jej tego nie powiem, bo zapewne dostałabym ze szpilek.Nie są tak efektowne jak glany, ale i tak na pewno boli gdy się z nich dostanie. No cóż, nie będę sprawdzać...
Zadowolone, że do ślubu zostało już tylko godzina, a same musimy już wychodzić, każda z nas złapała za coś ciepłego do narzucenia. Z tego co ustalaliśmy, to mamy pojechać z kuzynem mojego ojca. Szczerze? Nienawidzę tych wszystkich zjazdów rodzinnych, ale jeśli miał mi towarzyszyć Deidara... Nie nie stop! Halo, o czym ja myślę! Chyba zaszkodziła mi ta herbata...
Usłyszałam pukanie do drzwi i o mało nie zabiłam się w tych szpilkach, chcąc otworzyć zamek. Oczywiście tak jak się domyślałam, wreszcie przyszedł Dei. Uśmiechnęłam się do niego i wpuściłam do środka. Niemalże czułam jak kolana się pode mną uginają na jego widok. Wyglądał mego przystojnie w czarnym garniturze, niedopiętej koszuli i związanych włosach. Do tego ten zapach. Połączenie mięty i miodu. Naprawdę zachowuję się jak zakochana idiotka, prawda?
- Oh, Deidara - kun. - zawołała macocha z uśmiechem. - Mogę się tak do ciebie zwracać, prawda? - ten tylko kiwną głową. - Naprawdę się cieszę, że będziesz na uroczystości. - puściła oczko. - No, jesteś mężczyzną, wiec powiedź mi jak wyglądam, tylko szczerze. - zaśmiała się, obracając.
- Olśniewająco. Pan Arisawa jest ogromnym szczęściarzem. - odpowiedział.
- Jaki lizus! - krzyknęła uśmiechnięta Tayuya i podeszła do nas. - No chyba już przyjechał, powinniśmy już iść. Głupio tak się spóźnić na własny ślub, no nie?
Przyznaliśmy jej rację i ruszyliśmy do samochodu. Droga była dosyć krótka, Riruka zaczęła się strasznie stresować, o mało się nam nie popłakała. Widać było jak przepełnia ją szczęście. W sumie mnie też. Nie wyobrażałam sobie, że może być taką miłą kobietą. Nigdy nie chciałam jej bliżej poznać i oceniałam z góry. Byłam strasznie głupia i pusta. Ten wyjazd do Konohy naprawdę pomógł mi spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. I do tego poznałam tak wspaniałe osoby!
Cała ceremonia kościelna, dłużyła mi się niemiłosiernie. Pierwszy raz miałam styczność z tą religią, ale jakoś wydała mi się ona dziwna. Taka ponura, ale wiele osób się popłakało. No nic, każdy ma swoje upodobania. Chociaż Tayuyi najwyraźniej się podobało, bo siedziała z wielkim bananem na twarzy, a jej oczy błyszczały jakby miały zaraz zapłonąć. Dei tylko hamował śmiech w niektórych momentach oraz gadał z moją siostrą. O dziwo, strasznie się rozgadała.
Gdy wyszliśmy z kościoła, przyszedł czas na składanie życzeń. Powstała ogromna kolejka. Każdy chciał pożyczyć nowej parze młodej szczęścia, wytrwałości, dać kwiaty i coś w kopercie. Nie znałam tych zwyczajów, ale miło poznać tak nową kulturę i obyczaje. Ogółem, bardzo mi się podobało. Najważniejsze, że ojciec i Riruka byli zadowoleni. Szkoda, że to ja miałam nosić te kwiaty. Naprawdę, zapraszamy do nowej kwiaciarni! Gdy już to wszystko się skończyło, mogliśmy udać się na salę. Strasznie mi się ona podobała. Jasna podłoga, trzy rzędy stołów z niebieskim obrusem, białymi dodatkami i fioletowymi tulipanami. Poprzypinane balony, a na suficie ozdobne, zwisające gwiazdki. Niby pomagałam w zorganizowaniu tego, ale nie myślałam, że wyjdzie tak świetnie. Było po prostu jak w bajce.
Po wniesieniu toastu za parę młodą i obejrzeniu ich w pierwszym tańcu, zasiedliśmy do stołu. Siedziałam pomiędzy Deiem, a Tayuyą, a ta przy Kiriko. Niestety, przy blondynie musiała usiąść się ta flądra. Może i wyglądała ładnie, zachowywała się miło, ale i tak jej nie lubię. Ba! Nienawidzę mendy! Do wody z nią, albo na szubienice. Nie no dobra, ja tego nie powiedziałam...
Byłam trochę zazdrosna, bo ta małpa miała identyczny krój sukienki, tyle że w kolorze fioletowym. Wyglądała na pewno o niebo lepiej, chociaż Deidara jak i moja siostra czy przyjaciółka, zapewniali mnie że jest inaczej. Wiedziałam, że sporo ryzykuję zapraszając Deia na to wesele, ale Namine to się do niego normalnie kleiła.
Po tak zwanych oczepinach, zaczęły mnie już niemiłosiernie boleć nogi. Było około pierwszej, więc postanowiłam wyjść na mroźne powietrze. Z uśmiechem usiadłam na przystrajanej ławeczce przed salą. Obok mnie ktoś palił papierosa, pilnując bawiące się dzieciaki. Byłam taka szczęśliwa, ponieważ praktycznie cały czas blondyn nie odstępował mnie na krok. Co prawda zatańczył z kilka razy z Tayuyą, Kiriko, moją macochą czy, o zgrozo Namine, ale to na mnie się cały czas patrzył. Czułam się jak prawdziwa księżniczka. Nie no, chyba za dużo szampana.
- Powinienem być ci wdzięczny za zaproszenie. - usłyszałam jego piękny głos. - Gdyby nie ty pewnie siedziałbym teraz przed telewizorem i oglądał jakiś tani film. - zaśmialiśmy się.
- Nie ma za co. - odparłam. - Cieszę się, że tutaj jesteś.
Spojrzałam mu w oczy. W świetle gwiazd oraz pod osłoną nocy wydawały się szare, niemalże metaliczne. Tak piękne, tajemnicze i przyciągające. Mogłabym się w nie patrzeć godzinami. Naprawdę go kochałam. Uświadomiłam sobie to w tamtym momencie. Za każdym razem gdy go widziałam czułam się jak anioł, tak lekki. To nie zwykłe zauroczenie. Tak bardzo pragnęłam by czuł to samo...
- Lisa ja... - zaczął niepewnie, zupełnie jakby się czegoś bał.
- Co jest? - spytałam, rozbawiona jego miną i tonem głosu.
- Nie śmiej się ze mnie! - burknął, udając urażonego.
Po chwili, gdy ja nie mogłam opanować śmiechu, złapał mnie w pasie i mocno trzymając, zaczął się kręcić. Krzyknęłam zaskoczona, a potem znów wychynęłam śmiechem. To zaskakujące jak dobrze się przy nim czułam. Mogłabym zamknąć oczy i dać mu się prowadzić całe życie. Wiedziałam, że nie pozwoli zrobić mi krzywdy. Wiem, że to naiwne, ale ja właśnie tak się czułam.
Gdy mnie postawił, nie panując na swoim ciałem, rzuciłam się mu na szyję. Niemalże czułam jego zaskoczenie na twarzy. Jednakże, wkrótce poczułam jego silne dłonie na swojej tali. Naprawdę byłam prze szczęśliwa I trochę dziwnie się przy nim zachowuję... Jakbym nie była to ja...
- Oh, Deidara! Tutaj jesteś, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - i oczywiście ten moment musiała zepsuć ta flądra z tym swoim sztucznym uśmiechem na buzi. - Lisa, twój ojciec chce się z tobą widzieć. wszyscy goście już są zmęczeni, więc zaraz będą się żegnać. - kiwnęła głową.
Westchnęłam i ruszyłam do budynku. We mnie kłębiła się złość, ale postanowiłam to zatuszować pod wyrazem obojętności, a nawet małym uśmiechem. I Namine miała rację, spora część gości miała zamiar nas opuścić, więc ja jako przykładna córeczka musiałam tam stać i tulić się do obcych ludzi. No dobra, kojarzyłam ich mniej więcej, ale i tak ich nie znałam...
Po pół godzinie, gdy zostaliśmy praktycznie sami na sali, ojciec poszedł uzgadniać coś z kelnerem, Riruka rozmawiała z babcią, Kiriko wdała się w jakąś rozmowę z naszą kuzynką i skakały na balony. Śmiać mi się chciało, bo przecież ona taka zawsze poważna i cicha, a tutaj proszę, proszę...
- Tej, śpiąca królewna! - zerknęłam na Tayuję. - Może być mi pomogła z tymi kartonami, co?
Z westchnieniem wykonałam jej polecenie. Naprawdę nie miałam siły, ale czego nie robi się dla rodziców i przyjaciół, nie? Także zostałam załadowana pięcioma wcale nie lekkimi i nie małymi paczkami, prawdopodobnie były w nich prezenty, bo dosyć ładnie ozdobione. Ale pomijając ten fakt, ruszyłam na zewnątrz. Oczywiście, dawno mój pech nie dał o sobie znać i gdy patrzyłam jak ta pusta lala, czyli moja ciotka klei się do Deidary, zahaczyłam szpilką o kamień. Zaliczyłam piękne spotkanie z twardą ziemią przez co odniosłam wrażenie, że ona mnie nie lubi, ale mniejsza. I gdy tak próbowałam wyswobodzić się spod tych pudeł, usłyszałam krzyki. Wszyscy byli czymś przerażeni, a ja nic nie widziałam. Dopiero po jakimś czasie poczułam mocne uderzenie. Jęknęłam z bólu, a później zaczęło mi się kręcić w głowie.
Ciemność.
~*~
- Ale dlaczego ty mnie odrzucasz, czegoś mi brakuje? - spytała dosyć otwarcie.
Zerknąłem na nią jak na idiotkę. Czy ona naprawdę uważa, że dla mnie liczy się tylko wygląd? No może i jest ładna, ale charakter ma paskudny, jakoś nie odniosłem do niej żadnych pozytywnych uczuć. Była zbyt nachalna, zachowywała się jak pusta nastolatka. Nie to co Lisa. To w niej się zakochałem, to na jej widok serce mi przyśpieszało, cieszyłem się za każdym razem gdy ją widziałem. I przed chwilą odniosłem wrażenie, że ona czuje to samo. Po południu będę musiał z nią porozmawiać.
- Nie, nie o to chodzi. - odparłem. - Po prostu nie jesteś w moim typie.
- Wolisz tą gówniarę przebrzydłą?! - jej twarz, nawet pod wielką warstwą tapety, zrobiła się cała czerwona. Dosłownie jak pomidor.
- Przynajmniej jest milsza i inteligentniejsza od ciebie. - burknąłem i chciałem ją wyminąć.
- Słabo mi... - jęknęła.
Nie wiedziałem czy udaję, ale nagle zrobiła się jakaś blada, a potem osunęła się na ziemie. Chętnie bym ją tak zostawił, ale nie daj boże zabiłaby się waląc głową o krawężnik i mnie wsadziliby za nieumyślne spowodowanie śmierci czy coś. Więc ją złapałam, próbując ocucić. Kompletnie nie znałem się na pierwszej pomocy, ale po nie całej minucie, otworzyła oczy. Jej wyraz nagle zmienił się na przerażony i krzyknęła, pokazując na plac przed salą.
Zerknąłem tam i zauważyłem, Lisę, która walczy z jakimiś kartonami oraz nadjeżdżający samochód. Widać było, że wpadł w poślizg, nie zdąży wyhamować. Dostrzegłem jak przerażona Tayuya biegnie w jej kierunku, krzyczy. Zaraz za nią znalazł się pan Arisawa. Wszyscy wrzasnęli w momencie uderzenia. Czułem się tak sparaliżowany, że gdyby nie pociągnięcie ze strony Namine, stałbym tam.
Gdy przybyliśmy na miejsce, odciągnąłem stamtąd płaczącą i trzęsącą się czerwonowłosą. Pan młody z szybkością światła, poodrzucał wszystkie przygniatające ją pudełka, a Namine dzwoniła na pogotowie. Kierowca z przerażeniem klęczał przy Lisie. Obok mnie pojawiła się też roztrzęsiona Kiriko i pani Riruka. Obydwie płakały, patrząc się na dziewczynę.
Włosy miała w nieładzie, pokryte krwią, podobnie jak prawą część twarzy. Dziwnie wygięta ręka oraz noga. Miała zamknięte oczy, a cerę tak białą jak kartka. Myślałem, że zaraz wybuchnę. Jedyna myśl jaka krążyła mi po głowie to fakt, że już jej nigdy nie odzyskam, nie powiem jej co do niej czuję, nie przytulę. To było straszne.
~*~
Ale dawno mnie tu nie było. Aż wstyd! No, ale cóż. Wena wróciła i dokończyłam ten rozdział. Nie jest on długi i jakościowo pewnie też nie najlepszy. W sumie trochę nawet bez sensu, ale podoba mi się jakoś końcówka. Szczególnie z punktu widzenia Deidary. Uwielbiam dramatyczne zakończenia, ale spokojnie. To jest przedostatnia notka tego opowiadania, jeszcze jedna.
Ta wersja jest trochę inna niż zakładałam, ale bardziej mi się podoba. Tak jak wspominałam mam już dosyć full happy end'ów. Więc o taka tragedia. Muszę jeszcze rozważyć dwa scenariusze zakończenia. No, nic. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długą nieobecność!
Postanowiłam, że będę tutaj zamieszczać jednopartówki czy ona-shoty. Jednak chciałabym prosić was o pewną pomoc. To ma być dla was, więc będę pisać to co chcecie. Więcej informacji w zakładce 'one-part' do której serdecznie zapraszam. Mam nadzieję, że wykażecie się inicjatywą i nie będzie tam świecić pustkami...
Darkness powróciłaaaaa!
OdpowiedzUsuńCieszę się, cieszę!No, ale mniejsza.Trzeba ładnego komenta nabić.
Bardzo mi się rozdział podobał.Było kilka błędów interpunkcyjnych jak i literówek, lecz najbardziej rzuciło mi się w oczy np. to : To w niej się zakochałem, to na jej widok serce mi przyśpieszało, CIESZYŁAM się za każdym razem gdy ją widziałem.
Dei to raz kobieta, raz mężczyzna???Ale każdemu to się może zdarzyć ;).
Co do zakończenia...Dziewczyno kochana, ja chcę HAPPY END!Może jestem szurnięta, no ale...
Pozdrawiam ^^
hai, hai powróciłam i mam się dobrze :)
UsuńAhh wiem, jakoś te błędy mnie prześladuję. Nie lubię ich (┳◇┳) no, ale nic.
Hahaha, Dei to taka nasza koleżanka, czepiasz się ⊙ω⊙ poprawiłam już.
Dziękuję za komentarz (ღ˘⌣˘ღ)
PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ?! Nieee no w tym momencie mnie zatkało, nie przypuszczałam, że tak szybko skończysz..
OdpowiedzUsuńNie chcesz full happy endu? Ale tak trochę happy chociaż będzie, prawda? Mam nadzieję, że Lisa jednak żyje i na koniec wyznają sobie z Dei'em miłość! ♥
Ogółem urocze były te jego przemyślenia o niej, zakochany słodziak.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Tak, uznałam, że nie będę tego ciągnąć w nieskończoność. Może potem nad innym opowiadaniem pomyślę... ♡^▽^♡
UsuńNo wszystko nie skończy się dobrze, ale większość tak. Bynajmniej na ten czas, nie wiem czy mi się coś odwidzi...
Dei to w ogóle słodziaczek (✿ ♥‿♥)
Również pozdrowienia i buziaczki (ΘεΘ;)
hejj :D
OdpowiedzUsuńa więc po pierwsze bardzo się cieszę, że już wszystko okej z twoją ręką i możesz już pisać, po drugie rozdział jak dla mnie jakościowo jest dobry, a długość nie ma znaczenia, dla mnie bardziej liczy się właśnie jakość ^^
po trzecie... kurczę no końcówka świetna!
uwielbiam takie napięcie i kurczę mam duży niedosyt! :D
już się zastanawiam co będzie się działo w szkoda, że w ostatnim rozdziale ;p
cieszę się jednak, że będziesz umieszczać tu one-shoty ^^
a wracając do opowiadania, to czuję, że zakończenie będzie zaskakujące i efektowne! :D
życzę pomysłów i gorąco pozdrawiam! :)
Ohh wiedź, że ja też się cieszę z tego powodu (o⌒.⌒o)
UsuńAhh dziękuję. Muszę się przyznać, że z końcówki jestem najbardziej zadowolona, chociaż jest to całkowita improwizacja. Zaczynając rozdział miałam zupełnie inny pomysł na zakończenie o(`ω´*)o
Ano, niestety tak, ostatnim ^^
Ahh mam nadzieję, że cię nie zawiodę! (/ω\)
Nienawidzę Cię. ;_;
OdpowiedzUsuńNo, ale teraz przejdźmy do rozdziału. xD
Kiedy przeczytałam na asku, że nie masz ochoty już tego pisać to normalnie serduszko mi pękło, myślałam, że jeszcze kupa rozdziałów przed nami, a tu jeden. :< No, ale lepiej to zakończyć niż porzucić, bo wtedy musiałabym Cię zabić. ^^'
Rozdział fajny, ładnie Ci wszystko poszło, bez jakiś zbędnych opisów, no cud, mód i orzeszki. :D Zazdroszczę Ci, że tak ładnie umiesz to wszystko opisać, żeby czytelnik się nie zanudził. Fajnie się czytało, a już zwłaszcza momenty z Dei'em <3
Ale tym końcem to mnie zabiłaś. Dosłownie. Jestem martwa. Ona umrze, prawda? Skoro nie chcesz happy endu to innego wyjścia nie widzę. ;( A już myślałam, że znowu się przeprowadzi ktoś czy wyjdzie, a tu bum, wypadek. H-o-w? :c
No nic, ale pisaj tam kolejny, mam nadzieję, że chociaż usłyszy od Dei'a, że ją kochał, bo jak nie to się chyba psychicznie po tym nie pozbieram </3
Pozdrawiam. :3
Waa, przykro mi! (ㄒoㄒ)
UsuńOhh, to może jakoś postaram się je skleić, zaraz gdzie jest mój korektor? Mniejsza :P
Ojj nie! Nie zabijaj mnie! Ja jestem zbyt młoda żeby umierać. (✖╭╮✖)
Ohhh dziękuję! 。◕‿◕。Umiem, oooo rany wreszcie coś mi wyszło :D Czuję się doceniona ^^
Moim zdaniem to zakończenie będzie głupie i poplątane... no bo to ja ⊙▂⊙ Mam nadzieję, że się spodoba.
Pozbierasz się, obiecuję.
Również pozdrawiam. (◕‿◕✿)