Dopiero około piętnastej udałam się do domu. Nie chciałam za bardzo siedzieć na głowie Sasuke. I tak musiał się zajmować "blond bachorem" jak to w późniejszym czasie określił. No nic, chciałam mu pomóc ale to było a wykonalne. Młody Uchiha musi mieć chyba święte pokłady cierpliwości, skoro od siedemnastu lat z nim przebywa. Moje najszczersze gratulacje.
- Może cię odprowadzę? - usłyszałam za sobą głos Sasuke.
- Jak masz ochotę. - odparłam z uśmiechem. - A gdzie Naruto?
- Stwierdził, że musi się położyć. A ja jestem mu winien ramen, a sklep jest tylko pięćdziesiąt metrów od twojego domu. - wyjaśnił, a ja przytaknęłam, że rozumiem.
Wyszliśmy, a on na wszelki wypadek zakluczył drzwi. No tak, jak ten zaśnie to mogą okraść dom nawet przynieść ze sobą cyrk, a on najwyżej nakryje poduszkę na głowę i to całkowicie nieświadomie. Więc lepiej nie ryzykować. Po chwili wpadłam na pewien pomysł i spytałam czy wyłączył wszystkie urządzenia grożące zniszczeniem domu czy uszkodzenia blondyna. Brunet jednak tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że na drugim świecie by go nie zechcieli, więc jeszcze pożyje. Oczywiście wybuchnęłam na to śmiechem, bo jak miałam inaczej zareagować?
Później zeszliśmy na inne, bardziej codzienne tematy. Nawet przyjemnie się z nim rozmawiało. Wszyscy mówili, że taki poważny i spokojny, a ja mam argumenty by temu zaprzeczać. Na przykład ten wygłup w parku, gdzie omal nie rozjechali dyrektorki i pana Kakashiego? Ciekawa jestem czy mięli więcej poważniejszych akcji z ich wygłupami.
W oddali zauważyłam blond włosy i wysoką sylwetkę. Nie wiedzieć czemu, ale od razu na myśl przyszedł mi Dei. No, ale czemu? Przecież to może być każdy inny mieszkaniec. To nawet jakaś wysortowana baba może być. Więc dlaczego od razu o nim pomyślałam?
Westchnęłam i złapałam się za głowę. Otóż moje przemyślenia się potwierdziły i był to wybuchowy blondyn. Z wolna szedł w naszym kierunku, co mnie lekko zaniepokoiło. Nie wiedziałam zbytnio czemu, ale tak jakoś. I jedna rzecz. Zapomniałam u Uchihy szczoteczki do zębów....
- Ei, Sasuś. - zaczęłam z głupim uśmiechem i przystanęłam. - Zapomniałam u ciebie pewnej rzeczy... - wyszczerzyłam się lekko. - Może zawrócimy? W końcu nie jesteśmy daleko.
- Czego zapomniałaś? - również przystanął i spojrzał się na mnie, kątem oka dostrzegając Deidarę, który był z jakieś pięć metrów od nas.
- Szczoteczki... - wypaplałam, a ten się zaczął śmiać. - I czego rżysz?
- Bo tak. - odparł. - Cześć Dei. - dodał, gdy blondyn przechodził obok.
- Siema. - odpowiedział i spojrzał się na nas. - Czemu stoicie na środku chodnika?
- Lisa zastanawia się czy wrócić do mojego domu. - odpowiedział, a niebieskie oczy wlepiły w niego pytający wzrok, więc kontynuował: - Szczoteczki zapomniała. - wyjaśnił, a ja plaskam się w czoło.
- Szczoteczki? - powtórzył. Od tego słowa mi się niedobrze robi. Jak ktoś je jeszcze raz powie, to obiecuję, że dostanie ode mnie lewego sierpowego. - Spałaś u niego czy jak? - uśmiechnął się pod nosem, a w jego oczach dostrzegłam jakiś nieznany mi błysk.
- Jakoś wyszło. - odparłam. - A zresztą nie ważne! Chodźmy już stąd. - dodałam w pośpiechu. - Może wpadniecie do mnie? Chyba, że macie inne zajęcia?
- No właściwie szedłem do Itachiego spytać się czy idzie z nami do klubu dzisiaj wieczorem. - wzruszyła ramionami. - Może wy też byście przyszli? Konan i Tayuya miałyby towarzystwo.
- Itachiego nie ma w domu. Ale za godzinę powinien wrócić. - odparł po chwili brunet. - Może przyjdę.
- Ja też z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Ale gdzie?
- O dziewiętnastej w klubie "Czarny Płomień". - uśmiechnął się, a my kiwnęliśmy głowami.
Potem wyminęliśmy się i każdy ruszył w swoim kierunku. Nie wiem czemu, ale dość dziwnie czułam się przed chwilą. Główkowałam dłuższą chwilę nad tym, ale jakoś nic konkretnego mi do głowy nie przyszło, więc próbowałam odgonić pozostałe myśli i skupić się na rozmowie z Sasuke. Oczywiście tylko przez moment z nim gadałam, bo z daleka dostrzegłam rozwścieczoną Rirukę, która kazała do siebie przyjść, więc szybko się pożegnaliśmy i poszłam do domu.
Przez dłuższą chwilę mierzyłam się z nią spojrzeniami, aż w końcu wybuchła. Nie słuchałam za bardzo. Sama dobrze wiedziałam, że mogłam jej powiedzieć, czy napisać. Pewnie i by zrozumiała. Czemu ja nie myślę o takich rzeczach? Chociaż chyba pod koniec dodała kilka słów zrozumienia i nie była już tak wściekła jak na samym początku. Uff... to dobrze. Brak szlabanu! Yeah!
Z zadowoleniem ją uściskałam i obróciłam na pięcie, w celu udania się do domu. Jak zwykle mój pech musiał o sobie przypomnieć i zaliczyłam bliskie spotkanie z betonem. Jęknęłam, a blondynka od razu przyszła z odsieczą, bóg wie za co ona mnie przepraszała. Po prostu o kawałek węża się potknęłam i tyle. Każdemu mogło się zdarzyć.
- A gdzie dwie piękne? - podniosłam się i zerknęłam na nią pytająco.
- Nie mam pojęcia. - odparła. - Jestem już tym wszystkim zmęczona i potrzebuję odpoczynku, a wiesz, że przy nich ciągle trzeba być. No nic, na razie chyba są w swoim pokoju. A czemu pytasz?
- Dobry żołnierz nigdy nie wchodzi na linę ognia bez sprawdzenia pola bitwy. - odpowiedziałam z uśmiecham, a Riruka lekko się uśmiechnęła i również ze mną weszła do budynku.
Udałam się prosto do pokoju. Otworzyłam szafę i zerknęłam na nią pytająco. I po kilkunastu minutach bezsensownego patrzenia się w ciemny mebel stwierdziłam, że nie mam w co się ubrać. A miałam dziwaczną ochotę wyglądać olśniewająco w oczach Deidary. Potrząsnęłam głową i pacnęłam się w czoło, by odgonić te myśli od siebie.
Postanowiłam wziąć ciepły prysznic i jakoś się przyszykować. Może później wpadnę na jakiś pomysł co do mojego stroju. Najpierw trzeba się odświeżyć, umyć przeklęte kłaki i ułożyć badziewną grzywkę. Gdy to już uczynię dopiero wtedy będę mogła myśleć o jakimkolwiek ubiorze.
Po godzinie wyszłam już prawie gotowa. Zostało mi tylko założenie czegoś na siebie i nałożenie lekkiego makijażu. Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu natknęłam się na wychodzącą z salonu Namine. Wlepiła we mnie pytające spojrzenie, które oplotło moją bieliznę i zarysy mięśni na brzuchu.
- Masz ładną sylwetkę. - oznajmiła, a mi szczęka opadła. Czy ja usłyszałam od niej komplement?!- Ale moim zdaniem, kobieta nie powinna mieć widocznych mięśni.
- Raczej ich nie usunę. - odpowiedziałam.
- Wychodzisz gdzieś? - spytała.
- Owszem, do klubu, a co? - odparłam.
- Pójdę z tobą. - oznajmiła. - Nie będę przeszkadzać. - zapewniła.
- Ile ty w ogóle masz lat?
- Kobiet nie pyta się o wiek. - uśmiechnęła się. - Dwadzieścia jeden. Trochę głupio, że moja siostra wychodzi o faceta dwa razy starszego od niej. Mogłaby być twoją siostrą, prawda?
- Być może, ale nie jest. - wzruszyłam ramionami. - Tylko się pośpiesz. O wpół do siódmej wychodzimy. I nie będę na ciebie czekać.
Czarnowłosa tylko kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami pokoju, a ja sapnęłam pod nosem. Co to w ogóle miało być? Ja się pytam. Nie mogłam rozgryźć tej kobiety, a po zachowaniu mojej siostry, stwierdzałam, że ma ten sam problem co ja. A podobno tak zna się na ludziach... No cóż. Może to ją tak w tym wszystkim denerwuje?
Wzruszyłam ramionami i weszłam do mojego pokoju. Przez kolejne sześćdziesiąt minut wywalałam ubrania z szafy i przymierzałam. Za nic w świecie nic się nie nadawało. Dopiero po chwili stwierdziłam, że chyba jednak mam co na siebie włożyć. Szybko podskoczyłam do szafy i wyjęłam z niej białe leginsy i żółtą, prostą tunikę na ramiączkach. Szybko założyłam je na siebie i ubrałam żółte baleriny, po czym przyszła część na dodatki. Kilka bransoletek, naszyjnik z krzyżem i biała opaska na włosy. Wzięłam ze sobą również czarną torebkę gdzie schowałam telefon, portfel i chusteczki.
Szybko pomknęłam do łazienki i jeszcze raz rozczesałam włosy, po czym wzięłam się za makijaż. Korektor, tusz do rzęs i malinowy błyszczyk mi do tego wystarczyły. Szybko schowałam ostatnią z wymienionych rzeczy do torebki i spojrzałam na zegarek. Dziesięć po osiemnastej. W sam raz.
Poczekałam jeszcze z dwadzieścia minut na moją, o zgrozo, towarzyszkę. Jak się okazało rozpuściła swoje bujne włosy, które na końcówkach lekko zakręciła lokówką, dość mocny acz przyjemny makijaż i granatowa, luźna sukienka. I do tego moje czarne szpilki! No zamorduję!
- Przepraszam, ale moje wszystkie buty wpadły dzisiaj do wody i pozwoliłam sobie wziąć te.
- Yhym... - burknęłam pod nosem. Nie chciało mi się z nią kłócić. - Tylko za mną nie łaź jak coś. Idziesz się sama bawić. - dodałam i udałam się w stronę wyjścia.
Wzruszyłam ramionami i weszłam do mojego pokoju. Przez kolejne sześćdziesiąt minut wywalałam ubrania z szafy i przymierzałam. Za nic w świecie nic się nie nadawało. Dopiero po chwili stwierdziłam, że chyba jednak mam co na siebie włożyć. Szybko podskoczyłam do szafy i wyjęłam z niej białe leginsy i żółtą, prostą tunikę na ramiączkach. Szybko założyłam je na siebie i ubrałam żółte baleriny, po czym przyszła część na dodatki. Kilka bransoletek, naszyjnik z krzyżem i biała opaska na włosy. Wzięłam ze sobą również czarną torebkę gdzie schowałam telefon, portfel i chusteczki.
Szybko pomknęłam do łazienki i jeszcze raz rozczesałam włosy, po czym wzięłam się za makijaż. Korektor, tusz do rzęs i malinowy błyszczyk mi do tego wystarczyły. Szybko schowałam ostatnią z wymienionych rzeczy do torebki i spojrzałam na zegarek. Dziesięć po osiemnastej. W sam raz.
Poczekałam jeszcze z dwadzieścia minut na moją, o zgrozo, towarzyszkę. Jak się okazało rozpuściła swoje bujne włosy, które na końcówkach lekko zakręciła lokówką, dość mocny acz przyjemny makijaż i granatowa, luźna sukienka. I do tego moje czarne szpilki! No zamorduję!
- Przepraszam, ale moje wszystkie buty wpadły dzisiaj do wody i pozwoliłam sobie wziąć te.
- Yhym... - burknęłam pod nosem. Nie chciało mi się z nią kłócić. - Tylko za mną nie łaź jak coś. Idziesz się sama bawić. - dodałam i udałam się w stronę wyjścia.
Całą drogę przemilczałyśmy. Może to i dobrze. Nie miałam zamiaru psuć sobie humoru. Zamierzałam się dobrze bawić i ona na pewno tego nie popsuje. Chociaż kto wie. To jest dziwne i ja tego nie ogarniam. Zawsze staje się to czego najbardziej nie chcę. Psychoza...
Przed wejściem spotkałam Konan. Jak zwykle ubrana szykownie, ale bez przesady i oczywiście na fioletowo z dodatkami żółci. Najwidoczniej na kogoś czekała, ale weszła z nami do środka i wskazała spory stolik gdzie siedzieli już chyba wszyscy. Kto wie czemu, ale ona nalegała by Namine została z nami. Ku mojemu niezadowoleniu się zgodziła.
Lokal był dość spory, a w nim pełno ludzi, więc nie za wiele wiedziałam o jego wyglądzie. Tylko niebieskie ściany i wielka dyskotekowa kula, a na końcu, w małym pomieszczeniu o owalnym kształcie stały stoliki i dość rozciągły bar. Unosiła się mieszanka potu, zapachu perfum, alkoholu i dymu papierosowego.
Przywitaliśmy się z pozostałymi, a ja usiadłam obok Uchihy i Tayuyi, a na przeciwko Deidary. Poczekaliśmy, aż przyniosą nam nasze napoje, a później wszyscy wlepiali pytający wzrok w Namine, która ku mojemu niezadowoleniu, zalotnie uśmiechała się do blondyna. No cóż... była w jego wieku, co mnie nie uspakajało.
- Może nam przedstawisz tą tajemniczą panią? - uśmiechnął się Hidan.
- To moja ciocia, Aikawa Namine. - powiedziałam od niechcenia.
- Miło mi bardzo. - odpowiedział siwowłosy, po czym zaczął przedstawiać resztę gromadki. - Ten od mojej lewej to Sasori, Deidara, Itachi, Yahiko, Konan, Tobi, Naruto, Sasuke, Lise już znasz i Tayuya. - uśmiechnął się, a kobieta wzrokiem zapamiętywała poszczególne osoby. - Z naszej grupy nie zgodziło się na przyjście trójka znajomych...
Dalej już nie słuchałam jego bezsensownej paplaniny, byleby tylko przygruchać sobie moją niedoszłą ciotkę. A niech sobie robi co uważa, ale moim zdaniem to ona była zbytnio zainteresowana blondynem niż nim, co wprawiało mnie w lekką złość.
Po chwili kontem oka zauważyłam moich przyjaciół z klasy. A otóż to Sakurę, Hinatę, Ino i Kibę. Przeprosiłam i udałam się w ich kierunku, a za mną poczłapali Naruto z Sasuke. Dość długo ze sobą rozmawialiśmy, aż oni przesiedli się do innego stolika, a ja wróciłam do gromadki.
- Może w końcu zatańczycie, co? - burknęła Konan, lekko znudzona.
- Wybacz, ale muszę mieć na oku Tayuyę. - odpowiedział rudowłosy, a zainteresowana ścisnęła mocniej szklankę. Się dziwię, że nie pękła.
- A odpierdol się! Nic nie musisz, idioto. - mruknęła z pełnym jadem.
- Jasne, idźcie się bawić. - zawtórował Sasori. - Będę mieć ją na oku. - uśmiechnął się, a ja coraz bardziej zastanawiałam się nad powodem pogorszenia się ich relacji.
Przed wejściem spotkałam Konan. Jak zwykle ubrana szykownie, ale bez przesady i oczywiście na fioletowo z dodatkami żółci. Najwidoczniej na kogoś czekała, ale weszła z nami do środka i wskazała spory stolik gdzie siedzieli już chyba wszyscy. Kto wie czemu, ale ona nalegała by Namine została z nami. Ku mojemu niezadowoleniu się zgodziła.
Lokal był dość spory, a w nim pełno ludzi, więc nie za wiele wiedziałam o jego wyglądzie. Tylko niebieskie ściany i wielka dyskotekowa kula, a na końcu, w małym pomieszczeniu o owalnym kształcie stały stoliki i dość rozciągły bar. Unosiła się mieszanka potu, zapachu perfum, alkoholu i dymu papierosowego.
Przywitaliśmy się z pozostałymi, a ja usiadłam obok Uchihy i Tayuyi, a na przeciwko Deidary. Poczekaliśmy, aż przyniosą nam nasze napoje, a później wszyscy wlepiali pytający wzrok w Namine, która ku mojemu niezadowoleniu, zalotnie uśmiechała się do blondyna. No cóż... była w jego wieku, co mnie nie uspakajało.
- Może nam przedstawisz tą tajemniczą panią? - uśmiechnął się Hidan.
- To moja ciocia, Aikawa Namine. - powiedziałam od niechcenia.
- Miło mi bardzo. - odpowiedział siwowłosy, po czym zaczął przedstawiać resztę gromadki. - Ten od mojej lewej to Sasori, Deidara, Itachi, Yahiko, Konan, Tobi, Naruto, Sasuke, Lise już znasz i Tayuya. - uśmiechnął się, a kobieta wzrokiem zapamiętywała poszczególne osoby. - Z naszej grupy nie zgodziło się na przyjście trójka znajomych...
Dalej już nie słuchałam jego bezsensownej paplaniny, byleby tylko przygruchać sobie moją niedoszłą ciotkę. A niech sobie robi co uważa, ale moim zdaniem to ona była zbytnio zainteresowana blondynem niż nim, co wprawiało mnie w lekką złość.
Po chwili kontem oka zauważyłam moich przyjaciół z klasy. A otóż to Sakurę, Hinatę, Ino i Kibę. Przeprosiłam i udałam się w ich kierunku, a za mną poczłapali Naruto z Sasuke. Dość długo ze sobą rozmawialiśmy, aż oni przesiedli się do innego stolika, a ja wróciłam do gromadki.
- Może w końcu zatańczycie, co? - burknęła Konan, lekko znudzona.
- Wybacz, ale muszę mieć na oku Tayuyę. - odpowiedział rudowłosy, a zainteresowana ścisnęła mocniej szklankę. Się dziwię, że nie pękła.
- A odpierdol się! Nic nie musisz, idioto. - mruknęła z pełnym jadem.
- Jasne, idźcie się bawić. - zawtórował Sasori. - Będę mieć ją na oku. - uśmiechnął się, a ja coraz bardziej zastanawiałam się nad powodem pogorszenia się ich relacji.
- Coś mi się zdaje, że za moment ktoś wydłubie ci te twoje głupie ślepia i utnie język. - oznajmiła Tayuya, gdy tamta dwójka udała się na parkiet.
Po chwili Sasori wstał i ciągnąc za sobą zdziwioną Oshimę, udali się w kierunku sali tanecznej. Za niedługo potem i brat Sasuke znalazł sobie partnerkę do tańca, Hidan poszedł się rozerwać z Namine. Zostałam tylko ja, Deidara i Tobi, który smacznie spał pod stołem.
- Nie będziemy tu jako jedyni siedzieć, nie? - blondyn z lekkim uśmiechem wstał i podał mi swoją dłoń, a i wtedy my dołączyliśmy do reszty.
Bawiłam się z nim naprawdę dobrze i chyba przetańczyliśmy ze sobą, aż pięć piosenek. Cieszyłam się, że mogę być w jego towarzyskie. Mój organizm i umysł reagował na to bardzo pozytywnie, wywierając wieczny uśmiech na ustach. Ale się nad tym przestałam zastanawiać. Dopóki nie puścili jakieś wolnej piosenki, przez co oboje lekko się zmieszaliśmy. Chociaż w końcu stanęło na tym, że i to zatańczyliśmy. W jego objęciach czułam jakieś niewyobrażalne ciepło i dreszcze, gdy jego sile ręce spoczęły na mojej tali. Był trochę wyższy ode mnie, przez co patrzał na mnie z góry z nieukrywanym zadowoleniem, a ja przez co cała się speszyłam i mocniej przywarłam głową do jego torsu.
Kolejny utwór nie wymagał od nas kurczowego tulenia się przy sobie. Chociaż o dziwo mnie to lekko zmartwiło, ale tylko na pół sekundy. Ukłucie w sercu poczułam dopiero gdy przyszła tak zwana "wymianka". Niby nic, ale ja tańczyłam z największym zboczeńcem jakiego przyszło mi poznać, a on z tą flądrą, moją ciotką. Matko, jak ona się na niego gapiła. Jak na kawałek tortu czekoladowego...
Później nie miałam okazji tańczyć z Deidarą. Cały czas tańczył z Namine, a ja chyba ze wszystkimi znajomymi. Jak spojrzałam na zegarek było około północy. Postanowiłam trochę odsapnąć i wróciłam na swoje miejsce, łapczywie wypijając kilka łyków soku. Zerknęłam ze znudzeniem w stroną tańczących osób i mój wzrok zatrzymał się na Namine, która z zadowoleniem dała całusa w usta blondynowi. Nie wiedzieć czemu poczułam nagle złość i smutek oraz duszność. Postanowiłam się przewietrzyć i wyszłam na zewnątrz.
Chwilę tam stałam, a po chwili podszedł do mnie bardzo przystojny, blond włosy chłopak o hipnotyzującym spojrzeniu zielonych oczu. Uśmiechnął się do mnie i poprawiając koszulę, podszedł do mnie. Odwzajemniłam gest, ale nie zwracałam na niego szczególnej uwagi. Dopiero gdy zaczął mnie głupio zagadywać, prawić komplementy i przysuwać się coraz bliżej. Był bardzo nachalny i denerwujący.
- Weź się w końcu człowieku odwal! - warknęłam.
- A co taka mała, bezbronna dziewczyna może mi zrobić? - uśmiechnął się. - Nie chcę cię skrzywdzić.
- To odejdź. - odpowiedziałam i próbowałam wejść do środka, ale blondyn złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a następnie przyparł do ściany.
Jęknęłam gdy złapał moje nadgarstki i przyszpilił je do ściany i to jedną ręką, a ja nie mogłam się uwolnić. Lewą położył mi na tali i zaczął ją niebezpiecznie wodzić nią po moim brzuchu, plecach i udzie. Zrobiło mi się gorąco i mnie sparaliżowało. Nie mogłam nawet krzyczeć, a to do mnie niepodobne. Cały czas miałam tylko obraz Namine i Deia z przed kilku minut.
Po chwili Sasori wstał i ciągnąc za sobą zdziwioną Oshimę, udali się w kierunku sali tanecznej. Za niedługo potem i brat Sasuke znalazł sobie partnerkę do tańca, Hidan poszedł się rozerwać z Namine. Zostałam tylko ja, Deidara i Tobi, który smacznie spał pod stołem.
- Nie będziemy tu jako jedyni siedzieć, nie? - blondyn z lekkim uśmiechem wstał i podał mi swoją dłoń, a i wtedy my dołączyliśmy do reszty.
Bawiłam się z nim naprawdę dobrze i chyba przetańczyliśmy ze sobą, aż pięć piosenek. Cieszyłam się, że mogę być w jego towarzyskie. Mój organizm i umysł reagował na to bardzo pozytywnie, wywierając wieczny uśmiech na ustach. Ale się nad tym przestałam zastanawiać. Dopóki nie puścili jakieś wolnej piosenki, przez co oboje lekko się zmieszaliśmy. Chociaż w końcu stanęło na tym, że i to zatańczyliśmy. W jego objęciach czułam jakieś niewyobrażalne ciepło i dreszcze, gdy jego sile ręce spoczęły na mojej tali. Był trochę wyższy ode mnie, przez co patrzał na mnie z góry z nieukrywanym zadowoleniem, a ja przez co cała się speszyłam i mocniej przywarłam głową do jego torsu.
Kolejny utwór nie wymagał od nas kurczowego tulenia się przy sobie. Chociaż o dziwo mnie to lekko zmartwiło, ale tylko na pół sekundy. Ukłucie w sercu poczułam dopiero gdy przyszła tak zwana "wymianka". Niby nic, ale ja tańczyłam z największym zboczeńcem jakiego przyszło mi poznać, a on z tą flądrą, moją ciotką. Matko, jak ona się na niego gapiła. Jak na kawałek tortu czekoladowego...
Później nie miałam okazji tańczyć z Deidarą. Cały czas tańczył z Namine, a ja chyba ze wszystkimi znajomymi. Jak spojrzałam na zegarek było około północy. Postanowiłam trochę odsapnąć i wróciłam na swoje miejsce, łapczywie wypijając kilka łyków soku. Zerknęłam ze znudzeniem w stroną tańczących osób i mój wzrok zatrzymał się na Namine, która z zadowoleniem dała całusa w usta blondynowi. Nie wiedzieć czemu poczułam nagle złość i smutek oraz duszność. Postanowiłam się przewietrzyć i wyszłam na zewnątrz.
Chwilę tam stałam, a po chwili podszedł do mnie bardzo przystojny, blond włosy chłopak o hipnotyzującym spojrzeniu zielonych oczu. Uśmiechnął się do mnie i poprawiając koszulę, podszedł do mnie. Odwzajemniłam gest, ale nie zwracałam na niego szczególnej uwagi. Dopiero gdy zaczął mnie głupio zagadywać, prawić komplementy i przysuwać się coraz bliżej. Był bardzo nachalny i denerwujący.
- Weź się w końcu człowieku odwal! - warknęłam.
- A co taka mała, bezbronna dziewczyna może mi zrobić? - uśmiechnął się. - Nie chcę cię skrzywdzić.
- To odejdź. - odpowiedziałam i próbowałam wejść do środka, ale blondyn złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a następnie przyparł do ściany.
Jęknęłam gdy złapał moje nadgarstki i przyszpilił je do ściany i to jedną ręką, a ja nie mogłam się uwolnić. Lewą położył mi na tali i zaczął ją niebezpiecznie wodzić nią po moim brzuchu, plecach i udzie. Zrobiło mi się gorąco i mnie sparaliżowało. Nie mogłam nawet krzyczeć, a to do mnie niepodobne. Cały czas miałam tylko obraz Namine i Deia z przed kilku minut.
Zamarłam gdy poczułam jego ciepłe wargi na moim karku. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam powieki. Do cholery, czemu ja akurat musiałam wyjść tylnym wyjściem, gdzie rzadko kto przechodzi? Jaka ja głupia jestem. I chyba za chwilę zapłacę za swoją głupotę. Poczułam jego gorący oddech na moim policzku i wtedy na chwilę odzyskałam głos i skorzystałam z okazji zawołałam o pomoc, która nie nadeszła, a tylko drwiący głos napastnika i coraz to odważniejsze ruchy. Przymknęłam powieki i mocno je zacisnęłam.
- Odwal się od niej. - usłyszałam dobrze znajomy głos, a chwilę później poczułam, że nic mnie nie przyciska.
Otworzyłam oczy i dostrzegłam bójkę między Deidarą, a tym kolesiem. Blondyn całkiem nieźle sobie radził chociaż zarobił już kilka siniaków. Krzyknęłam w panice gdy po piętnastu minutach ten zboczeniec rzucił Deiem o ścianę. Po chwili spojrzał na mnie i szybko uciekł.
Podbiegłam do leżącego blondyna. Był nieprzytomny, a z łuku brwiowego ciekła mu krew. Do tego na pewno miał rozwalony nos. Przeraziłam się, bo wiedziałam, że to wyłącznie moja wina. Gdybym tutaj nie przyszła to nic takiego nie miało by miejsca. Boże jaka ja jestem głupia! Jeśli mu coś się poważnego stanie... nie na pewno nie. Trzeba być dobrej myśli...
Otworzyłem oczy i coś mnie oślepiło. Rażące światło, do którego musiałam się przez dłuższy czas przyzwyczajać. Jednak gdy w końcu udało mi się spojrzeć, doznałem szoku. Nie znajdowałem się już na tyłach tego klubu, a w moim pokoju. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przy moim boku siedziała Lisa, która przekładała coś w apteczce. Zamrugałem kilkakrotnie, czując ogromny ból głowy i nosa.
- Obudziłeś się już? - usłyszałem jej zatroskany głos. Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze. Nie byłem jednak w stanie odpowiedzieć, więc potwierdziłem kiwnięciem głowy, choć dalej miałem wrażenie, że nie jestem na jawie. - Jak się czujesz? - spojrzała na mnie z troską.
- Wszystko okej. - skłamałem, ale po prawdzie czułem się fatalnie. Ku mojemu nieszczęściu ona oczywiście musiała wiedzieć, że ją oszukuję. Mimo to nie skomentowała tego w żaden sposób.
Zapanowała niezręczna cisza. Z początku chciałem ją jakoś przerwać, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wolałem patrzeć, jak ten kretyn, w jej cudowne oczy. Naprawdę mi się podobały. Nigdy jeszcze takich nie spotkałem, a widziałem już nie jedne o podobnej barwie. Dopiero po dłuższym czasie zdałem sobie sprawę, że usilnie się nad czymś zastanawia. Brwi ma lekko ściągnięte, a oczy błyszczące. Znając ją, kłóci się teraz z własnymi myślami. Tylko, czego one dotyczą?
- Dlaczego mi pomogłeś? - spytała w końcu, podchodząc z wolna do okna.
Szczerze to nie wiedziałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej i również zaczęłam spoglądać w ten sam punkt co ona. Niebo robiło się już pomarańczowe, co oznaczało bliski wschód słońca. Mięło kilka chwil, a ja dalej nie miałem konkretnej odpowiedzi. Po prostu, gdy zobaczyłem tego kolesia poczułem się naprawdę zazdrosny i wściekły. Bałem się o nią.
- Wymyśliłeś już odpowiedź? - wyrwała mnie z transu. Jednak mówiąc to, nie spojrzała na mnie.
- Też chciałbym wiedzieć czemu. - burknąłem niby do siebie. Usłyszałem kroki, a po kilku sekundach obok mnie siedziała Lisa z lekko zmieszanym wyrazem twarzy. Przez jej bliskość czułem się dosyć nieswojo. - Po prostu... to był odruch. Nie mogłem pozwolić, by coś się ci stało. - spuściłem głowę, czując napływającą krew do policzków.
Kątem oka widziałem, że Arisawa również się lekko rumieni, a po chwili potrząsa głową. Jednak po dłuższym siedzeniu w bezruchu i zastanawianiu się nad uczuciami do niej, poczułem jej dotyk na swojej dłoni. Podniosłem powolnie głowę i dostrzegłem, że ona się uśmiecha. Szczerze, przepięknie. Była cudowna. W każdym calu.
- Odwal się od niej. - usłyszałam dobrze znajomy głos, a chwilę później poczułam, że nic mnie nie przyciska.
Otworzyłam oczy i dostrzegłam bójkę między Deidarą, a tym kolesiem. Blondyn całkiem nieźle sobie radził chociaż zarobił już kilka siniaków. Krzyknęłam w panice gdy po piętnastu minutach ten zboczeniec rzucił Deiem o ścianę. Po chwili spojrzał na mnie i szybko uciekł.
Podbiegłam do leżącego blondyna. Był nieprzytomny, a z łuku brwiowego ciekła mu krew. Do tego na pewno miał rozwalony nos. Przeraziłam się, bo wiedziałam, że to wyłącznie moja wina. Gdybym tutaj nie przyszła to nic takiego nie miało by miejsca. Boże jaka ja jestem głupia! Jeśli mu coś się poważnego stanie... nie na pewno nie. Trzeba być dobrej myśli...
~*~
Nie pamiętałam dokładnie co się stało. Ostatnie to walka z tym zboczeńcem, który się do Lisy przystawiał. Zdenerwowało mnie to i bałem się, że mógł jej coś zrobić. Całe szczęście, że chciałam zapalić i tam poszedłem. Kto wie, co mogło się stać. Nawet nie chce o tym myśleć. Ostatnimi czasy stała się dla mnie nadzwyczaj ważna...Otworzyłem oczy i coś mnie oślepiło. Rażące światło, do którego musiałam się przez dłuższy czas przyzwyczajać. Jednak gdy w końcu udało mi się spojrzeć, doznałem szoku. Nie znajdowałem się już na tyłach tego klubu, a w moim pokoju. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przy moim boku siedziała Lisa, która przekładała coś w apteczce. Zamrugałem kilkakrotnie, czując ogromny ból głowy i nosa.
- Obudziłeś się już? - usłyszałem jej zatroskany głos. Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze. Nie byłem jednak w stanie odpowiedzieć, więc potwierdziłem kiwnięciem głowy, choć dalej miałem wrażenie, że nie jestem na jawie. - Jak się czujesz? - spojrzała na mnie z troską.
- Wszystko okej. - skłamałem, ale po prawdzie czułem się fatalnie. Ku mojemu nieszczęściu ona oczywiście musiała wiedzieć, że ją oszukuję. Mimo to nie skomentowała tego w żaden sposób.
Zapanowała niezręczna cisza. Z początku chciałem ją jakoś przerwać, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wolałem patrzeć, jak ten kretyn, w jej cudowne oczy. Naprawdę mi się podobały. Nigdy jeszcze takich nie spotkałem, a widziałem już nie jedne o podobnej barwie. Dopiero po dłuższym czasie zdałem sobie sprawę, że usilnie się nad czymś zastanawia. Brwi ma lekko ściągnięte, a oczy błyszczące. Znając ją, kłóci się teraz z własnymi myślami. Tylko, czego one dotyczą?
- Dlaczego mi pomogłeś? - spytała w końcu, podchodząc z wolna do okna.
Szczerze to nie wiedziałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej i również zaczęłam spoglądać w ten sam punkt co ona. Niebo robiło się już pomarańczowe, co oznaczało bliski wschód słońca. Mięło kilka chwil, a ja dalej nie miałem konkretnej odpowiedzi. Po prostu, gdy zobaczyłem tego kolesia poczułem się naprawdę zazdrosny i wściekły. Bałem się o nią.
- Wymyśliłeś już odpowiedź? - wyrwała mnie z transu. Jednak mówiąc to, nie spojrzała na mnie.
- Też chciałbym wiedzieć czemu. - burknąłem niby do siebie. Usłyszałem kroki, a po kilku sekundach obok mnie siedziała Lisa z lekko zmieszanym wyrazem twarzy. Przez jej bliskość czułem się dosyć nieswojo. - Po prostu... to był odruch. Nie mogłem pozwolić, by coś się ci stało. - spuściłem głowę, czując napływającą krew do policzków.
Kątem oka widziałem, że Arisawa również się lekko rumieni, a po chwili potrząsa głową. Jednak po dłuższym siedzeniu w bezruchu i zastanawianiu się nad uczuciami do niej, poczułem jej dotyk na swojej dłoni. Podniosłem powolnie głowę i dostrzegłem, że ona się uśmiecha. Szczerze, przepięknie. Była cudowna. W każdym calu.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że mnie zauroczyła. Za każdym razem gdy była obok serce chciało wyskoczyć mi z piersi, robiło mi się strasznie gorąco, ale czułem się szczęśliwy. I wtedy, kiedy zobaczyłem ją razem z Sasuke, poczułem wielką zazdrość. W sumie to teraz nie wiedziałem co dalej. Mam to po prosty olać, czy coś z tym zrobić? W końcu mi na niej zależało, ale jeśli ona uważa mnie tylko za starszego kolegę?
Już chciałem coś powiedzieć, zapytać. Może i bezsensownego, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Ja najpierw robię później myślę. Chociaż może i dobrze, że stało się to, co się stało. A otóż do pokoju wpadła gromadka naszych znajomych. Musieli za bardzo naciskać na drzwi. Z hukiem i na pewno z brakiem przyjemności na podłogę wpadł Hidan, a za nim Tayuya, Sasori, Tobi, Konan i na końcu Itachi. Razem z Lisą spoglądaliśmy na nich jak na kretynów, którzy zbierają się z podłogi.
- Sasori! Ile ty ważysz? Złaś ze mnie ty mamucie!- warknęła rozjuszona czerwonowłosa.
Już chciałem coś powiedzieć, zapytać. Może i bezsensownego, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Ja najpierw robię później myślę. Chociaż może i dobrze, że stało się to, co się stało. A otóż do pokoju wpadła gromadka naszych znajomych. Musieli za bardzo naciskać na drzwi. Z hukiem i na pewno z brakiem przyjemności na podłogę wpadł Hidan, a za nim Tayuya, Sasori, Tobi, Konan i na końcu Itachi. Razem z Lisą spoglądaliśmy na nich jak na kretynów, którzy zbierają się z podłogi.
- Sasori! Ile ty ważysz? Złaś ze mnie ty mamucie!- warknęła rozjuszona czerwonowłosa.
- To nie moja wina! Reszta na mnie leży i nic nie mogę zrobić! -tłumaczył się.
- A co ja mam powiedzieć?! - odezwał się szaro włosy. - Nie miałbym nic przeciwko gdyby na mnie leżało całe stadko cycatych lasek, ale wy to przeginka.
- Ty choleryny zboczeńcu! - i dostał po głowie od młodej Oshimy.
- Mówiłem, że lepiej dać im spokój. - powiedział spokojnym głosem Itachi, powolnie się podnosząc.
- Sam byłeś ciekawy. - urwała Konan.
Później zaczęli się kłócić, o to kto jest winowajcą. I oczywiście stanęło na Hinadnie, który miał najmniej argumentów. Dopiero po tym zajściu zaczęli się pytać o moje samopoczucie. Nic mi nie było, ale nikt w to nie chciał wierzyć. Całkowicie to było bez sensu, ale wszyscy są niezwykle uparci.
Zacząłem rozglądać się za Lisą, ale jej już nie było...
- A co ja mam powiedzieć?! - odezwał się szaro włosy. - Nie miałbym nic przeciwko gdyby na mnie leżało całe stadko cycatych lasek, ale wy to przeginka.
- Ty choleryny zboczeńcu! - i dostał po głowie od młodej Oshimy.
- Mówiłem, że lepiej dać im spokój. - powiedział spokojnym głosem Itachi, powolnie się podnosząc.
- Sam byłeś ciekawy. - urwała Konan.
Później zaczęli się kłócić, o to kto jest winowajcą. I oczywiście stanęło na Hinadnie, który miał najmniej argumentów. Dopiero po tym zajściu zaczęli się pytać o moje samopoczucie. Nic mi nie było, ale nikt w to nie chciał wierzyć. Całkowicie to było bez sensu, ale wszyscy są niezwykle uparci.
Zacząłem rozglądać się za Lisą, ale jej już nie było...
~*~
Ta dam! Podoba mi się ten rozdział, chociaż wciąż mi w nim coś brakuje... A jak wasze odczucia?
Rozdział powstał dzięki pomysłowy - Ekei Hiromi. Dziękuję za podrzucenie pomysłu!
Jeszcze jakby ktoś miał jakieś sugestie - zakładka "Pomysły" czeka.
Jeszcze jakby ktoś miał jakieś sugestie - zakładka "Pomysły" czeka.
Bardzo proszę wszystkich czytających o pozostawienie choć krótkiego komentarza... To motywuje!